Recenzja filmu

Droga (2009)
John Hillcoat
Viggo Mortensen
Kodi Smit-McPhee

Świat najdoskonalszy z możliwych

Twórczość Cormaca McCarthy'ego okazuje się wdzięcznym źródłem dla filmowców. W przeciągu trzech lat premierę miały dwie adaptacje jego powieści: rewelacyjny moim zdaniem "No Country For Old Men"
Twórczość Cormaca McCarthy'ego okazuje się wdzięcznym źródłem dla filmowców. W przeciągu trzech lat premierę miały dwie adaptacje jego powieści: rewelacyjny moim zdaniem "No Country For Old Men" (2005) braci Coen oraz "Droga" (2009) Johna Hillcoata. Coenowie spisali się wspaniale, przynosząc wyraziste kreacje Kelly Macdonald, Josha Brolina, Javiera Bardema (osobne oklaski), Tommy'ego Lee Jonesa, Woody'ego Harrelsona.

Niektórzy fani pisarza, obecni także na forum Filmwebu, stawiają zarzuty o (nieuzasadnione!) pominięcie 'mocnych' elementów obecnych w powieści oraz istotnych informacji o bohaterach. W filmie nie zobaczymy m.in. pieczenia ciastek z mąki oczyszczonej ze szczurzych odchodów, nie otrzymamy jednoznacznego wyjaśnienia, kim jest ojciec, nierozstrzygnięta pozostanie sprawa obciętych kciuków niektórych postaci. Nie powinno to być jednak zmartwieniem dla kogoś, kto potraktuje "Drogę" Johna Hillcoata jako samodzielny tekst. Wydaje się, iż w swej wizualnej interpretacji McCarthy'ego, Hillcoat wybrał rozwiązanie oparte na zasadzie less is more (mniej znaczy więcej). Dzięki odsunięciu niektórych wątków i scen stworzył film w pewnym sensie autonomiczny. Stajemy naprzeciw zdyscyplinowanej, brutalnej, naturalistycznej, a przede wszystkim tajemniczej przypowieści. I moim zdaniem ta tajemniczość i niedopowiedzenie stanowi pozytywną wartość filmu.

Unikalny klimat "Drogi" zawdzięczamy zarówno ascetycznym dialogom i narracji, jak wspaniałym, ponurym zdjęciom Javiera Aguirresarobe oraz muzyce Nicka Cave'a i Warrena Ellisa. Krajobraz beznadziei i poczucie lęku przytłacza widza od pierwszych ujęć, co z pewnością przyniesie kinomanom dużą porcję satysfakcji.

Proponowany tutaj obraz świata przedstawionego nie jest w kinie science-fiction niczym nowym. Dystopijne scenerie możemy zobaczyć w wielu przykładach, od "Mad Maxa", przez "Wodny Świat", po najnowszy i najczęściej z "Drogą" porównywany (niepotrzebnie) - "Book of Eli". To, co wyróżnia świat Hillcoata, ma oczywiście swoje źródło w wizji McCarthy'ego. Świat jest nieznośnie obojętny, nie możemy się zahaczyć o jego sens - przyczynę obecnego stanu rzeczy. Przyczyny kataklizmów świata "Drogi" są nieistotne. Ważne jest tu-i-teraz bohaterów - relacja ojca (świetny Viggo Mortensen) z synem (chwilami pretensjonalny Kodi Smit-McPhee) w ich wędrówce "na południe", nad wybrzeże. Z jednej strony determinuje ich ślepa zmysłowa natura - walka z głodem i o przetrwanie, z drugiej, tląca się bezwładnie nadzieja na spotkanie "dobrych" ludzi. Ich wędrówka to także ucieczka od pamięci świata minionego. Ta wraca w snach, w ruinach rodzinnego domu ojca, nawiedza pod postacią starca (zamaskowany Robert Duvall). Okazuje się on jedynym człowiekiem, którego poznajemy po imieniu, jedyną Osobą w bezimiennym świecie ostatnich zwierząt - kanibali. Dalej mamy silnie ambiwalentną scenę odbierania innemu resztek człowieczeństwa; sylwetka nagiego rabusia na długo pozostaje w pamięci. Swoista podróż okaże się także poszukiwaniem możliwości godnej-ludzkiej śmierci, niewymuszonej samobójstwem.
Powyższe uwagi powinny działać jako przestroga - bez wątpienia to nie jest film na popcornowy wieczór.

Wspomniałem, iż film wydaje się mieć ambicje na przypowieść. Wydaje się on mieć więcej wspólnego z "Prostą Historią" Davida Lyncha niż mainstreamem kina "postapokaliptycznego", nastawionego na wizualne fajerwerki i dynamizm akcji.
Momentem istotnym dla widza wydaje się retoryczne pytanie ojca zadane chłopcu w schronie. Główną postacią historii jest właśnie dziecko, to z nim powinniśmy się identyfikować. Hillcoat stawia przed nami zadanie: mamy podjąć próbę regresji do jego świata naiwności. W ramach realiów "Drogi" (czy tylko w nim?) pcha nas to w gruncie rzeczy do etycznego szaleństwa. Potencjał filmu tkwi właśnie tutaj. Poprzez szarzyzny permanentnego zmierzchu, główna myśl filmu uzyskała oryginalną i świeżą postać.

Na koniec wrócę do kwestii relacji między filmem a książką. Rozwiązaniem ratującym oba teksty wydaje się odwrócenie kolejności ich lektury. Obejrzenie najpierw filmu nie oznacza deprecjację jego audiowizualnych walorów. Doświadczamy go niejako w całości, a nie przez pryzmat brakujących wątków fabularnych. Jeśli proza McCarthy'ego oferuje o wiele więcej, tym lepiej dla nas.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Tak smutnej i przerażającej wizji końca świata dawno na ekranie kin nie oglądaliśmy. "Droga" to wierna... czytaj więcej
Widziałem już wiele filmów mówiących o zagładzie ludzkości, o końcu świata, o upadku społeczeństwa.... czytaj więcej
Ile już było filmów przedstawiających wizję końca świata? W samym tylko 2009 roku udało mi się zobaczyć... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones