Niektórzy bronią ten odcinek argumentami o zabawie konwencją, skupieniu się na aspektach psychologicznych czy socjologicznych... Tylko, że absolutnie każdy wymiar tego odcinka jest zrobiony nieudolnie, amatorsko, poczucie cringe'u towarzyszy niemalże od początku seansu (Na krindżometrze skończyła się skala gdy pojawiła się "prawdziwa" Salma Hayek. Od tego momentu już wiedziałem, że można upaść niżej od polskich kabaretów)
Obrazu zniszczenia dopełnia fakt, że nie jest to jakieś autonomiczne dziełko, a materiał sygnowany marką Black Mirror. Czuję się trochę tak, jakby Vince Gilligan postanowił nagrać kolejny sezon Braking Bad, ale z akcją umieszczoną w Polsce, główne role zagrałby Karolak z Kożuchowską, a w tle przygrywałby Sławomir. I co, że cringe, "gościu po prostu nie czaisz konwencji"