PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=776316}

Król Lew

The Lion King
7,3 86 419
ocen
7,3 10 1 86419
5,0 27
ocen krytyków
Król Lew
powrót do forum filmu Król Lew

Dobra, tytuł dałam po prostu dla zwrócenia uwagi.

A teraz pozwólcie na resztę spostrzeżeń z perspektywy kogoś, kto się wychował na „Królu Lwie”, zdzierając doszczętnie kasetę VHS; kogoś, kto po tylu latach nie mógł usiedzieć w pracy, ponieważ jego wewnętrzne dziecko myślało tylko o tym, jak się dziś w kinie nakarmi.

Od refleksji nad karmieniem, a raczej nad porządkiem dziobania, zaczyna się również sam film. Po słynnym wstępie pochodu zwierząt, z ujęciami nawiązującymi praktycznie kadr po kadrze do pierwowzoru, od razu przenosimy się do Skazy wygłaszającego Monolog do Myszy, czyli skargę nad niesprawiedliwością świata. Akurat mysz wykorzystano jako subtelną klamrę kompozycyjną – zobaczymy ją też na końcu, gdy Lwia Ziemia zacznie się odradzać z popiołów.
(Zagadką pozostaje dla mnie, dlaczego temu stworzeniu poświęcono tyle czasu ekranowego; dlaczego niektóre sceny w tym filmie są wydłużone bez żadnego sensownego dla mnie powodu, a inne, gdzie aż się prosi np. o pogłębienie wątku jakiejś postaci – mega krótkie.)

Film jest, pod względem fabularnym, praktycznie kopią pierwowzoru. Jeśli są zmiany, to bardzo subtelne, i raczej polegające na przedstawieniu znanego wątku w nieco innym świetle interpretacyjnym. Chyba najbardziej wyraźne uzupełnienie dotyczy postaci Sarabi, co tworzy ciekawe tło wyjaśniające (w pewnym stopniu) tak zaciętą rywalizację Skazy z Mufasą.

(Swoją drogą zastanawiałam się, którą z głównych postaci lwic twórcy obarczą relacją ze Skazą. Pamiętam słynny swego czasu fanowski film na YT, który sugerował zainteresowanie Skazy Nalą. Cieszę się jednak, że w najnowszym „Królu…” postawiono w tym kontekście na postać Sarabi. Dzięki temu bohaterka zyskała nieco więcej uwagi widza niż pierwowzór i miała okazję bardziej podkreślić swoją szlachetność czynem. Taką funkcję ma delikatnie zarysowana scena, w której Sarabi niejako przewodzi konspiracji wśród lwic-więźniarek, odbierając „nielegalny” raport od Zazu.
Fajnie, że zdecydowano się właśnie na taką scenę kosztem oryginalnej, kiedy Zazu próbował zabawić Skazę piosenkami).

Krótko wspomnę o kilku innych wątkach, które zostały ciekawie wydobyte i ukazane z nieco innej strony:
- Timon i Pumba nie żyją sami w ich pięknej Nibylandii – są tam też inne drobne zwierzęta charakterystyczne dla klimatu afrykańskiej sawanny, np. lisek pustynny czy małe gazele. Oni wszyscy tworzą egalitarne, tolerancyjne społeczeństwo, w którym Simba, jako mięsożerca, jest przyjęty otwarcie, ale z lekką rezerwą.
- Schenzi jako „dowódca hien” to całkiem ciekawy pomysł. Liczyłam, że pokazany przez chwilę pojedynek Nali z Schenzi zostanie zdecydowanie zakończony przez tę pierwszą. Nie stało się tak, ale rozumiem dlaczego – gdyby hiena zginęła, nie miałby kto powiedzieć Skazie ostatniego słowa. Nie jestem pewna, czy dobrym rozwiązaniem jest danie Ediemu głosu… Meh.
- Zauważyłam próbę uczynienia z Nali silniejszego damskiego charakteru. Nie było to zaskoczenie pokroju Jasminy z Aladyna, nie dostała też swojej piosenki . Ale pokazano, że Nala próbuje wpłynąć na Sarabi i zagrzewa lwice do walki czymś w rodzaju rozkazów (gdybym się miała czepiać, to jakie ona ma do tego prawo? Czy jest np. wyżej urodzona niż inne lwice?). Plus za to, że pokazano jej wymknięcie się z Lwiej Skały w poszukiwaniu pomocy – w pierwowzorze można było odnieść wrażenie, że tak po prostu sobie wyszła, a tutaj jednak kosztowało ją to trochę sprytu.
- Ciekawie uzupełniono wątek filozoficzny. Baaardzo spodobało mi się przeciwstawienie koncepcji kręgu życia Mufasy z hedonistyczną prostą linią życia biegnącą donikąd Timona i Pumby. Oni zawsze mieli swoją Hakunę Matatę, ale po tych 25 latach zyskali też nowe przemyślenia. Pumba mówi, że nie wierzy w bzdurę o kręgu życia, którą sprzedaje im Simba, bo to by znaczyło, że wszyscy jesteśmy połączeni, i że to, co ja robię wpływa na kogoś obok mnie; a jemu chodzi o brak trosk, pełny brzuszek i życie bez planu. Tylko dzięki tej filozoficznej rozkminie przełknęłam przydługawą scenę „obiegu kłaczka Simby w przyrodzie”. :)

Czytelniej nakreślono też wątki:
- niespodzianki Simby dla Mufasy (Skaza namawia Simbę, by poćwiczył ryk i tym miło zaskoczył Mufasę. To z powodu echa wzmacniającego efekt idzie ze stryjem do wąwozu.
- głównego zarzutu Skazy dla rządów brata, czyli ograniczeniu prawa łowieckiego. Późniejsze zniesienie przez Skazę wszelkich ograniczeń w tej kwestii pozwoli rozpasać się wiecznie głodnym hienom, czego efektem będzie głód na Lwiej Ziemi.

Teraz czas na warstwę wizualną. Czy aż taki realizm postaci to dobre posunięcie? Yyy. Nie zrozumcie mnie źle. Kadry są piękne. Czułam się jednak tak, jakbym oglądała film przyrodniczy na kanale typu National Geographic. Może tam się to sprawdza, bo te filmy mają raczej cel edukacyjny i posiadają tylko szczątki fabuły. Ale halo, to jest Król Lew! Tu postaci zwierzęce są wysoce zantropomorfizowane są ludźmi w zwierzęcej skórze. A skoro tak, to ja oczekuję wyrazistej mimiki postaci, która pozwoli mi poczuć rozdzierający smutek Simby, pocieszność Pumby i majestat Mufasy. MIMIKA TO WŁAŚNIE TO, Z CZYM MAM W REMAKE’U NAJWIĘKSZY PROBLEM. Nie dałam rady empatyzować, ani razu się nie rozpłakałam, a miałam przygotowany arsenał chustek na te z głębi płynące dziecięce łzy. I nic. Mogę tylko zwrócić honor oczom. Zimne jak lód ślepia Skazy i przeciągły kontakt wzrokowy Nali i Simby, gdy miłość zaczęła rosnąć wokół nich to było jedyne emocjonalne zagranie, które trafiło do mojej percepcji XD. W „Aladynie” jako jedną z głównych mocnych stron filmu wymieniłam – tu gdzieś zresztą, na Filmwebie – większy realizm postaci i mniej kreskówkowych gagów. Niestety w „Królu Lwie” podobna taktyka w ogóle nie działa. Ten film jest sam w sobie tak poważny i podniosły, że pozbycie się tych typowo komediowych zagrań, na które pozwalał rysunek (np. tryskające w niebo łzy Timona i Pumby, szał kolorów w „I just can’t wait to be king”, a przede wszystkim krwista czerwień i zgniła zieleń, które razem z wizualnymi nawiązaniami do totalitaryzmów odrealniły piosenkę „Be prepared”) jest o prostu strzałem w stopę.

Dlatego właśnie w tej wersji bardzo doceniłam comic relief w postaci Timona i Pumby. W pierwszej wersji też ich kochałam, ale wydawali mi się odrobinkę głupkowaci w swojej wesołości i wywaleniu na wszystko. W remake’u są wręcz elementem niezbędnym. Bez ich rozładowującej sytuację relacji film przygwoździłby mnie do ziemi i przywalił na koniec kamieniem smutku. Nie wytoczyłabym się z kina.

Majestatyczność jest tym, co zawsze szczególnie doceniałam i kochałam w „Królu Lwie”. Jednak oglądając dzisiaj remake, mimo prawie identycznej ścieżki dźwiękowej i niemal takiej samej fabule, nie czułam tego dogłębnego wzruszenia. Może to kwestia ogromnego wpływu, jaki niewątpliwie miał na mnie oryginalny „Król Lew”. Może miałam za duże oczekiwania; oglądałam za bardzo analitycznie.... Myślę, że pierwotna wersja była już wtedy bardzo spójna, jeśli chodzi o przesłanie – nie było w niej może aż tylu luk interpretacyjnych co w „Aladynie” czy „Pięknej i Bestii”, więc może twórcy nie mieli teraz za bardzo jak poszaleć. Tylko czy warto robić film, który pod względem morału nie wznosi praktycznie nic nowego?

Czy polecam wybranie się do kina? Myślę, że jeśli należycie do pokolenia wychowanego na animacjach z czasów tzw. renesansu Disneya, to i tak pójdziecie, choćby z ciekawości. Najbardziej jednak cieszę się z tego, że dzięki odświeżeniu „Króla Lwa” zapozna się z nim pokolenie zupełnie nowych widzów. I mam nadzieję, że obraz ten zapadnie im w pamięć głównie ze względu na swoją oryginalność treści (w porównaniu z tym, co w obecnych czasach można zobaczyć w kinie). Właśnie tak! Hierarchiczność społeczna, monarchia i wszystko, co się z tym wiąże (ten świat lwów ma nie tylko władcę-filozofa w osobie Mufasy, ale nawet własnego majordomusa – Zazu i kapłana – Rafiki) , bezkompromisowość w podejmowaniu tematu zdrady i śmierci, zachęcanie do brania odpowiedzialności vs. indywidualizm i źle pojęta wolność – nie uświadczymy tego w dzisiejszej ofercie rozkrzyczanych i często na siłę śmiesznych animacji „dla dzieci”. W tym kontekście wyjątkowości i mądrości, jaką przypomina najnowszy „Król Lew” – polecam go. Polecam z całego serca. Ale jeszcze bardziej polecam po prostu obejrzenie z dzieckiem pierwszej i jedynej słusznej oryginalnej wersji. Ja ją sobie za chwilę włączę – dla odzyskania równowagi.

PS: Jednak w pewnym sensie nawiążę do tytułu. Skaza wypowiadający w wersji dubbingowej dobitne słowa: „Tylko nie mów nikomu” to naprawdę nie jest smaczne posunięcie. Mogli sobie darować wrzutkę na tym poziomie w filmie pokroju "Króla Lwa".

ocenił(a) film na 7
midi0210

Mam takie same rozkminy nad tym filmem. Od strony wizualnej nie mam zastrzeżeń, ale czy ta naturalność była w ogóle potrzebna w tym filmie? Klasyczna animacja moim zdaniem prezentuje się znacznie lepiej, i to było osiągnięcie, stworzyć ludzką ręką takie arcydzieło, te kolory, ta dbałość o detale. A tu owszem również piękne zdjęcia afrykańskich pejzaży, ale to samo można zobaczyć w każdym lepszym filmie dokumentalnym. Nie zachwycił mnie ten film tak jak oryginalna wersja, owszem cieszyło oko, ale tzw kopara mi nie spadła na podłogę.
Widzę, że byłaś na polskiej wersji, ja byłam dla porównania na obu i angielska wersja jest znacznie lepsza, głosy postaci są lepiej dobrane, no może oprócz Beyonce, ale dużo jej nie ma to można machnąć ręką, Timon i Pumba są genialni, nieznacznie ustępują starym wersjom, Skaza o dziwo też daje radę, nawet Zazu był znośny. Co innego polska wersja, dialogi w angielskiej wersji względem starej nie są tak pozmieniane jak u nas, dalej jest Be prepared, a nie jak u nas "Dam wam znać" ???? what???? No i właśnie sam Skaza... toż to jest jakiś żart, żeby Alex z Madagaskaru był Skazą?? On miał być straszny? No był straszny, strasznie beznadziejny! Miałam wrażenie, że wejdzie na ten szczyt lwiej skały i odtańczy słynny numer z zoo :) Piosenkę Skazy okrojono w obu wersjach i to jest największa zbrodnia! Przecież ta scena ze Skazą jak te hieny maszerują przed nim niczym Arma Czerwona przed Stalinem, to najbardziej pamiętna scena ze wszystkich filmów animowanych. Rozumiem, że w tej konwencji się nie dało zrobić takiego efektu, ale mogli wysilić mózgownicę by coś dać zamiast tego, albo w ogóle zrezygnować z piosenki. Wracając do polskiej wersji, dlaczego nie mogli wziąć Tyńca i Kamińskiego? Tłumaczenie, że nie pasowaliby do tej wersji jest dla mnie guzik warte, lepiej by pasowali niż tych co wzięli! Stuhr i ten gruby z Ojca Mateusza też nie pasują do swoich angielskich odpowiedników, więc tutaj nie ma dyskusji, Timon i Pumba w tej wersji to jest porażka! W klasycznej wersji to nasi byli lepsi niż angielska obsada, a tu wstyd! Jeszcze Zazu, mówiący jakby się urwał z przedwojennego Lwowa... o Boże! Za co? :( Nie wiem czym kierowali się ludzie od naszego dublażu, ale na pewno nie dobrem filmu, bo to im kompletnie nie wyszło. Także, moja ocena na filmwebie jest oceną angielskiego dublażu, polskiemu dałabym najwyżej 5.
Fabuła i przesłanie się nie zmieniło, ale zostało bardzo spłaszczone i pozbawione tej magii, tych dreszczy jakie towarzyszyły przy klasycznej wersji. Tego brakowało mi najbardziej. Ta okrojona scena gdy Simba spotyka się z Rafikim, to jest dla mnie nie do zaakceptowania. W ogóle postać Rafiki była moim zdaniem zbędna w tej wersji, uwielbiałam Rafiki w starej wersji, a tu nie miała dla mnie znaczenia, ot pokraczna małpa, bałam się, że w czasie prezentacji Simby, weźmie i go wypuści... Jakoś tak nieporadnie to wyglądało brrr! Rafiki najbardziej ucierpiał przy tym okrajaniu filmu z mimiki i gestykulacji. Biedny Rafiki :( ale z drugiej strony ma mniej kwestii gadanych, bo Rafiki mówiący jak Mushu a nie jak prawdziwy Rafiki to jeszcze większy koszmar. Znowu ten skopany dublaż :( Pan Czyż to idealny Rafiki i też by lepiej pasował, stary Stuhr nie brzmi jak angielski aktor, więc znowu pytanie, PO CO????? DLACZEGO??? Przecież ci aktorzy z tamtej wersji, żyją, są aktywni zawodowo, głosy im się nie pozmieniały zbytnio, wystarczyło nic nie zmieniać i byłoby idealnie, dopasowali by te głosy tak by pasowały do obecnych i wyszli by znacznie lepiej. Jestem o tym przekonana i zdania nie zmienię i nawet nie będę o tym dyskutować.
Nie wiem jakim cudem wyszło z tego filmu te dwie godziny? Skoro poskracali te najważniejsze sceny, a wydłużyli zupełnie nieznaczące, jak ta z myszą i kłaczkiem. Myślałam, że będzie wincyj o Skazie i Mufasie, że ten początek wydłużą, że więcej Mufasy w akcji czy coś. A tu jedna czy dwie linijki dialogowe więcej. Można było coś lepszego wymyślić.
Przynajmniej muzyka nie jest zbyt zmieniona, jedynie ta wstawka made by Beyonce drażniła ucho, zaburzała całą kompozycję, Eltonem Johnem to ona nigdy nie będzie. No właśnie, Sir Elton, legendarny Rocketman, on jest genialny! Żaden Król Lew nie ma prawa powstać bez Eltona i to powinno byc jakoś prawnie ustanowione! Może nowy Król Lew nie zachwyca tak jakbym tego oczekiwała, ale Never Too Late to genialna piosenka! Ten rok chyba do niego należy, najpierw świetny film biograficzny, teraz nowa piosenka od Króla Lwa. Czyżby skończyło się Oscarem za piosenkę? I teraz pytanie za którą? Za tą z Rocketmana w duecie z Egertonem czy Never Too Late, ja sama nie wiem, obie są super! Oby tylko nie Beyonce :/ Ale znając ostatnie wybory Akademii, może być rożnie...
Ogólnie nie jest to film zły, gdyby nie istniała klasyczna wersja, to pewnie w tej bym się zakochała. Ale niestety, przy starej wersji wypada słabo, pod każdym względem. Dosłownie. Na pewno młodszemu pokoleniu bardziej się spodoba, bo już taką mają percepcję, że normalna animacja ich nudzi i musi być cyfrowa albo life-action. Tu zrobili coś pomiędzy i od tej strony im wyszło, gdyby zrobili coś nowego przy użyciu takiej technologii to byłoby wow! i zbieranie szczęki z podłogi. Szkoda, że znowu nie zaryzykowali. Ostatnio Disney woli robić łatwe pieniądze, bez zerowego wysiłku intelektualnego, psując sobie trochę reputację.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones