Recenzja filmu

41 dni nadziei (2018)
Baltasar Kormákur
Shailene Woodley
Sam Claflin

Dobry kapitan

Baltasar Kormákur swoim poprzednim filmem "Everest" zdobył wyżyny kina katastroficznego, kolejnym dziełem tylko ugruntowuje swoją pozycję.
Kamera wynurza się z wodnej toni i możemy zobaczyć Tami (Shailene Woodley), która odzyskuje przytomność po przejściu huraganu. Jej ukochanego nigdzie nie widać. Gdy dziewczyna wychodzi na pokład z kajuty widzi, że znajduje się na zniszczonym jachcie żaglowym pośrodku oceanu. Nagle cofamy się 5 miesięcy wstecz. Dowiadujemy się jak młoda amerykanka z San Diego znalazła się na Tahiti. Śledzimy początki znajomości z angielskim żeglarzem Richardem Sharpem (Sam Claflin).

Wprowadzenie dwóch torów czasowych w narracji było świetnym zabiegiem. Równocześnie przyglądamy się rozkwitowi uczucia między Tami i Richardem, a także oglądamy próby ratowania się po przejściu huraganu. Nadaje to szybkiego tempa akcji filmu, pozwala także na głębsze przeanalizowanie charakterów głównych bohaterów. Genialne było zwłaszcza połączenie kulminacyjnych scen katastrofy z momentem, w którym Tami zbiera w sobie ostatnie siły aby przetrwać.


Shailene Woodley ponownie, po Hazel z "Gwiazd naszych wina" czy Jane z "Wielkich kłamstewek", wciela się w kobiecą postać, która pod warstwą wrażliwości kryje ogromną wewnętrzną siłę. Na pierwszy rzut oka Tami Oldham to niezwykle odważna dziewczyna, gotowa by podróżować samotnie bez żadnego planu (co świetnie podsumowuje jedna z początkowych scen filmu – kontrola paszportowa na Tahiti). W głębi duszy nosi jednak bolesną ranę trudnego dzieciństwa, w którym jej rodzice byli tylko sporadycznymi gośćmi. Jest także niepewna swoich umiejętności żeglarskich, dopiero katastrofa na morzu pozwoli jej zobaczyć swoje niezwykłe umiejętności.

Dla Sama Claflina to kolejny raz, po występie w "Zanim się pojawiłeś", gdy przez większość filmu gra praktycznie samą mimiką twarzy. Jego gra jest stonowana, nie wysila się na nadekspresję. Pozwala błyszczeć na planie Woodley, co przynosi świetne rezultaty.

Być może niektórym wyda się zbyt cukierkowe przedstawienie związku dwójki głównych bohaterów. Należy jednak pamiętać, że scenariusz powstał na podstawie wspomnień opisanych przez Tami Oldham, bowiem wydarzenia przedstawione w filmie wydarzyły się naprawdę.  Twórcy starali się więc oddać wszystko tak jak opowiedziała to prawdziwa Tami Oldham.


Największym minusem tego filmu jest… polskie tłumaczenie. To nic innego jak ogromny spoiler, bo widz jeszcze przed wejściem na salę kinową wie ile będzie trwać gehenna na oceanie. Tym samym polski dystrybutor pozbawia nas wielu emocji związanych z rozmyślaniem nad tym ile to dni będzie trwało dryfowanie. Na szczęście film stwarza jeszcze świetną okazję aby nas zaskoczyć.  

Baltasar Kormákur swoim poprzednim filmem "Everest" zdobył wyżyny kina katastroficznego, kolejnym dziełem tylko ugruntowuje swoją pozycję. Mimo że oba obrazy zdecydowanie się różnią ilością bohaterów, to ten fiński reżyser po raz kolejny decyduje się postawić na pierwszym planie ludzkie emocje kosztem taniej sensacji. Owszem, zarówno w "Everest" jak i "41 dni nadziei" nie brakuje świetnych scen pokazujących siłę natury, to jak góruje ona nad człowiekiem. W przeciwieństwie jednak do klasyków gatunków, choćby filmów wyreżyserowanych przez Rolanda Emmericha, potrafi wzbudzić w widzu wielkie emocje bez tysięcy sekwencji wygenerowanych w studio przez speców od efektów specjalnych. Kormákur stawia na ciekawe historie z fascynującymi bohaterami, a do tego ma świetne wyczucie jeśli chodzi o angaż aktorów. 

Dalej zastanawiacie się czy zobaczyć ten film? Spokojnie, możecie zaufać takiemu kapitanowi jak Baltasar Kormákur. To filmowy wilk morski. Pod jego dowództwem żaden statek nie osiądzie na mieliźnie.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Pochodzący z Islandii reżyser Baltasar Kormákur w swoich amerykańskich produkcjach wyspecjalizował się w... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones