Recenzja filmu

Historia kina w Popielawach (1998)
Jan Jakub Kolski
Krzysztof Majchrzak
Bartosz Opania

Cinema improvviso

Przedstawione w "Historii..." wartości i kwestie nie muszą budzić naturalnej sympatii. Drażnić może urokliwy motyw mitologizacji dzieciństwa albo nieprzekonujący dobór aktorów. Z drugiej strony,
"Bo ten film będzie o czymś niezwykle kruchym, o pamiętaniu" – docierający z offu wtręt reżysera wrzuca odbiorcę w uniwersum retrospekcji. Bowiem tak, jak Józefowi I z rodu Andryszków (Bartosz Opania) przyszło w życiu zagorzale cyzelować pierwszą na świecie kinomaszynę, tak i "Historia kina w Popielawach" wydaje się dogłębną projekcją wspomnień jej autora Jana Jakuba Kolskiego.

Newralgiczny dla fabularnej filmografii reżysera obraz rodowych tradycji odłamuje epizod ludowy z arkadyjskim spokojem i opanowaniem. Tym samym, granice dobrodusznego i migotliwego Jańciolandu dobiegają do roku 1998, aby skrzepnąć w formie skansenu pamięci utrwalającego również feerię postaci i wiejskich krajobrazów. Zbożnie urządzony matecznik finalnie ożywiony zostaje dzięki zakorzenionej w tych realiach konwencji i pełnej osobliwych wątków fabule.

A rdzeń tkwi w prozie. Kanwą dla "Historii..." był więc zbiór opowiadań Kolskiego, pt. Jańcio Wodnik i inne nowele. Wywodzący się ze staropolskiej literatury ludowej motyw kowala – maga, osoby posiadającej "we krwi" almanach wiedzy tajemnej, staje się tu gruntem rodzącym złote łany. Józef Andryszek V (Krzysztof Majchrzak) nie pozwala pamiętać o spuściźnie przodków swojemu synowi, Szustkowi (Michał Jasiński). Ma świadomość, że projekty kinomaszyny, która właśnie spłonęła z winy zazdrosnego Kulawika (Mariusz Saniternik), nie mogą trafić do rąk potomka z racji ich destrukcyjnego wpływu na zażyłość z tubylczą ciżbą. Kowalski skarb staje się zatem macguffinem oraz substytutem skradzionych iskier z mitu prometejskiego –przedmiotem determinującym rychłą karę dla jego posiadacza. Popielawy okazują się odpowiedzialne także za mezalians wiejskiej ajtiologii z wątkami autobiograficznymi i autotematycznymi. Do czasu pojawienia się rodu Andryszków Jańcioland nigdy nie wcielał w swoją strukturę rzeczywistości spoza horyzontu. Kolski rozumie swój świat, toteż wprowadzając motywy inspirowane własnym życiorysem, nie narusza jego dziewiczości, a nawet pomnaża zastane dobra o obserwacje zdystansowanego Staszka - szkolnego kolegi Szustka. Co więcej, ludyczność, swoista groteska i kuriozum, czyli autochtoni krainy, spotykają się w pół drogi z "klarującą" te cechy magią, aby ostatecznie dobrnąć do wykreowania ekscentrycznej enklawy, której chlubą jest bezceremonialność. Właśnie absurdy gminu, istniejące choćby w "Konopielce" Witolda Leszczyńskiego jako zabieg wymuszony, bo włączony w kontekst polityczny, tutaj potęgują wrażenie solennego pastiszu reżysera dla ludowości i wzmagają chęć zawierzenia historii mówiącej o odwiedzeniu Popielaw przez braci Lumière, i to przed rokiem 1895!

Rozluźnienie więzów estetyki budowania świata nie oznacza zmiany wzoru ukazywania go. W obiektywie Krzysztofa Ptaka miejscowość obrazują kadry stylizowane na martyrologiczne ilustracje Artura Grottgera. Idąc tym tropem, operator często nasyca intymne ujęcia z pracowni konstruktorów czernią, ale potrafi kontrapunktować je rozległymi pejzażami wsi. Klimat dopełnia jowialna, dysponująca prostymi motywami muzyka Zygmunta Koniecznego uhonorowanego już rok później nagrodą Polskiej Akademii Filmowej. Wszystko to, ubrane w koloryt realizmu magicznego, spaja kolejne bajania ze światem logiki, po czym gruntuje je na wspólnej płaszczyźnie, która emanuje żarem pasji, ale i wyczuwalną tuż pod nim, nostalgią. Choćby siły witalne sceny rozmrażania Wuja Janka (Franciszek Pieczka) –osoby odpowiedzialnej za repertuar lokalnego kina objazdowego – wydają się dobrym przykładem: w jednej chwili zmysły widza zostają przesączone tak, jak ciemność lasu i trzydziestostopniowy ziąb, przedzierane są przez obrazy wiosennych ptaków mające rozbudzić furmankę pioniera z zamrozu. Płomień projekcji filmu u progu baśniowości, ludowe mieszanie tradycji pogańskich z chrześcijańskimi i wreszcie sama frywolność wobec rytuałów klanowych oraz tych narzuconych przez folklor wskrzeszają ducha dawnych zwyczajów w nieco skostniałym już uniwersum.

Przedstawione w "Historii..." wartości i kwestie nie muszą budzić naturalnej sympatii. Drażnić może urokliwy motyw mitologizacji dzieciństwa albo nieprzekonujący dobór aktorów. Z drugiej strony, trudno odmówić Kolskiemu precyzyjnej stylizacji czy aspektów technicznych budujących unikalny klimat Popielaw. Finalnie jednak wydaje się, że jego mikroświat bynajmniej nie razi odizolowaniem i jarmarcznością, a wręcz sprasza widza do swojego wnętrza z gospodarską uprzejmością.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones