Recenzja filmu

Jeździec znikąd (2013)
Gore Verbinski
Waldemar Modestowicz
Johnny Depp
Armie Hammer

Zemsta nosi maskę

Gore Verbinski ponownie zaprasza kinomanów na niesamowitą przygodę. Jednak tym razem nie będzie to rejs Czarną Perłą po bezkresnych wodach oceanów ani przejażdżka po Meksyku w poszukiwaniu
Gore Verbinski ponownie zaprasza kinomanów na niesamowitą przygodę. Jednak tym razem nie będzie to rejs Czarną Perłą po bezkresnych wodach oceanów ani przejażdżka po Meksyku w poszukiwaniu zabytkowego pistoletu The Mexican. Nic z tych rzeczy. W "Jeźdźcu znikąd" reżyser zabiera widzów na Dziki Zachód, do czasów kowbojów i Indian, gdzie granica prawa była niezwykle płynna, zaś niesamowitych przygód z pewnością nie brakowało. 

Kto jak kto, ale Gore Verbinski zna się na kinie przygodowym, co udowodnił, realizując trzy kolejne części "Piratów z Karaibów". Nic dziwnego, że po sześciu latach przerwy od ostatniej odsłony serii znów podejmuje współpracę z Disneyem, realizując projekt "Jeździec znikąd", a jakby tego było mało, do roli głównego bohatera angażuje najbardziej charakterystycznego pirata w kinematografii, Jacka Sparrowa, czyli Johnny'ego Deppa. Tak jak wszystkie pozostałe produkcje wspomnianego reżysera jego najnowsze dzieło to typowe kino przygodowe, tym razem o zabarwieniu westernowym, z ogromną dawką zabawnego humoru. Gore Verbinski zmienił również koncepcję swojego filmu. Tym razem mamy do czynienia z opowieścią snutą przez jednego z głównych bohaterów, a skoro już o niej mowa...

Pewien chłopiec podczas zwiedzenia cyrku wybiera się na niepozorny pokaz dotyczący Dzikiego Zachodu – jest wielbicielem legendy Jeźdźca znikąd. Spotyka tam starego Indianina, Tonto który rzuca nowe światło na ubóstwianego przez dzieciaka bohatera. Tak rozpoczyna się pasjonująca historia skrzywdzonego kowboja Johna Reida i jego indiańskiego pomocnika Tonto, którzy wspólnymi siłami dążą do pokonania jednego z największych bandytów, jakich kiedykolwiek widział Dziki Zachód – Butcha Cavendisha.

Plot produkcji nie zachwyca oryginalnością, zasadniczo jest nawet dość przewidywalny. Jednak ci kinomani, którzy zetknęli się z twórczością Gore'a Verbinskiego, doskonale wiedzą, w czym tkwi magia jego obrazów. Przede wszystkim w prześmiewaniu schematów rządzących danymi gatunkami, w tym wypadku westernu, jak również przekoloryzowaniu ukazanej rzeczywiści – podobnie jak w "Piratach z Karaibów". Cała  jego produkcja to jedna wielka groteska, zderzenie tragizmu i komizmu, fantastyki oraz realizmu. Naprawdę dużo tego; z jednej strony można się śmiać do rozpuku, widząc niektóre rozwiązania fabularne albo nie mniej zabawne oraz interesujące dialogi, zaś z drugiej wzruszyć się, poznając przeszłość Tonto lub przyglądając się walce kowbojów i Indian. Tak więc mimo faktu, że obraz jest przewidywalny, to przełamuje schematy, dostarczając tym samym satysfakcjonującą, zarówno zabawną, jak i emocjonalną historię.

Muszę wspomnieć o efektach specjalnych, które jak w każdej produkcji  Verbinskiego nie zawodzą. Już pierwszych dziesięć minut produkcji jest bardzo widowiskowych i zaostrza apetyt na więcej. A prawdę mówiąc, jest na co czekać, bowiem piętnastominutowy finał jest po prostu imponujący i zapewnia nie lada rozrywkę – wykolejenie się pociągu, lokomotywa spadająca w dół przepaści – jest, na co popatrzeć. Także nie można narzekać na nudę, na ekranie dzieje się naprawdę sporo, a gdy tempo akcji zwalnia, zaś bohaterowie nie mają akurat nic do roboty, to potrafią rozśmieszyć nas kąśliwymi uwagami na swój temat lub zaintrygować ciekawymi konwersacjami. Humor stoi na wysokim poziomie – może oprócz kilku scen, a co najważniejsze jest naprawdę zabawny i zdecydowanie poprawia nastrój. Jeszcze drobna uwaga dla wszystkich, którzy bali się wybrać na seans z powodu ograniczeń wiekowych. Jak na produkcję dozwoloną od lat dwunastu, obraz nie stroni od brutalności – może nie jest pokazana wprost, jednak w "Jeźdźcu znikąd" giną dziesiątki ludzi, zaś dzieło nie razi infantylnością, dzięki czemu spodoba się nawet starszym widzom.

Ponownie pokazał klasę Johnny Depp. W roli Tanto był genialny, nie powielił swoich kreacji z wcześniejszych filmów i wykreował wyrazistą, raz zabawną i wesołą, a raz pewną siebie i przebiegłą postać. Miło było go znów widzieć w kinie przygodowym  na srebrnym ekranie. Nie gorzej spisał się Armie Hammer ("Królewna Śnieżka"), który dzięki urokowi i talentowi komediowemu szybko zyskuje sympatię widzów. Razem z Deppem stanowi nieźle uzupełniający się duet, aż chciało się śledzić ich przygody.  Na uwagę zasługuję również William Fichtner w roli Butcha Cavendisha – po prostu świetny czarny charakter. Nie spodziewałem się, że w filmie od lat dwunastu spotkam się z tak złowieszczym i budzącym niechęć antybohaterem. Jestem pełen podziwu.

"Jeździec znikąd" to kolejna udana produkcja Gore'a Verbinskiego. Może nie tak oryginalna jak "Piraci z Karaibów", jednak solidna i zabawna, idealna na upalne dni lata. Polecam z całego serca. 
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Jeździec znikąd" mimo swojej niedawnej premiery oraz współczesnych form realizacyjnych jest filmem tak... czytaj więcej
Wszystkie opublikowane przed premierą recenzje "Jeźdźca znikąd" zapowiadały najsłabszy blockbuster tego... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones