Recenzja filmu

Płatny morderca (1989)
John Woo
Yun-Fat Chow
Danny Lee

Każdy znajdzie kiedyś przyjaciela

W 1989 roku znakomity chiński reżyser John Woo (późniejsze, jeszcze lepsze "Dzieci Triady" czy wojenne "Szyfry wojny" z Nicolasem Cage'em) nakręcił klasyczny dramat sensacyjny "Płatny morderca",
W 1989 roku znakomity chiński reżyser John Woo (późniejsze, jeszcze lepsze "Dzieci Triady" czy wojenne "Szyfry wojny" z Nicolasem Cage'em) nakręcił klasyczny dramat sensacyjny "Płatny morderca", a w roli głównej osadził Yun-Fat Chowa ("Przyczajony tygrys, ukryty smok", "Cesarzowa"), którego obsadził wcześniej w "Byle do jutra" i jego kontynuacji. Obaj panowie wiele razy ze sobą współpracowali, dzięki czemu obydwaj znacząco wpłynęli na zmianę jakości kina z Hongkongu.

Film opowiada o płatnym mordercy, który pracuje dla mafii, ale kieruje się swoim prywatnym kodeksem. Uważa na przykład, że zabija tych, którzy zasługują na śmierć. Scena otwierająca zaczyna się jatką w pewnym klubie, w którym główny bohater Ah Jong (w wersji amerykańskiej - Jeffrey) wykonuje kolejne rutynowe zadanie, ale podczas akcji rani w oczy (co zacznie prowadzić do jej powolnej ślepoty) piosenkarkę śpiewającą na scenie - Jennie (zjawiskowa Sally Yeh). Tymczasem zaczyna go ścigać lokalny detektyw - Li Ying (Danny Lee, który zyskał dzięki tej roli rozgłos). Mija 6 miesięcy i Ah Jong przypadkiem znowu spotyka Jenny; tknięty, postanawia przyjąć ostatnie zadanie i zarobić na operację oczu dla niej. Podczas wykonywania zadania okazuje się, że jego szef Wong Hoi (zmarły w 2009 roku Fui-On Shing) wydał na niego wyrok, gdyż zdradził swoją tożsamość.

Nie jest to może mistrzostwo świata, ale film ogląda się z zapartym tchem. Akcja w kilku momentach pozoruje zbliżające się zakończenie; gdybym nie wiedział, ile trwa seans, oczekiwałbym końca; to zaskoczenie zaliczam na plus. Film zaskakuje zwrotami akcji, znakomitą dawką adrenaliny i wysoką zawartością scen akcji, które nie nużą i są bardzo brutalne. Warto zwrócić uwagę także na relację między głównym bohaterem a jego najlepszym przyjacielem (także płatnym mordercą) Fung Sei (Kong Chu); nieczęsto spotyka się we współczesnym kinie tak bliską przyjaźń. Pełna jest wzajemnych problemów, trudna, ale i wierna.

Największym atutem filmu jest jednak znakomita muzyka (motyw przewodni!) autorstwa Lowella Lo, który jest znany ze współpracy z reżyserem filmu. Dodatkowo seans umila także znakomity, dynamiczny montaż, sensowny, choć trochę naciągany scenariusz autorstwa samego reżysera i przede wszystkim gra aktorska, która stoi na najwyższym poziomie. Muszę dodać na plus pracę tłumaczy, którzy wymyślili (bo nie są to tłumaczenia) znakomite oryginalne ksywki bohaterów, są mistrzowskie!

W filmie widać niestety mnóstwo większych lub mniejszych niedoróbek (nie ma co się dziwić oczywiście: Hongkong, rok 1989 - ale to już dziś troszkę razi) i przesadny melodramatyzm (ale to plaga w filmach z tamtej strony świata). Wiele osób oskarża film o nadmierne epatowanie słowem "przyjaźń", ale mi to nie przeszkadza ani trochę. Taka jest kultura z tamtych stron i tak jest tam traktowana przyjaźń (w każdym razie była), my możemy tego nie rozumieć. John Woo pokazuje, że najważniejsza jest przyjaźń, bo bez niej nic nie zrobimy i jak to mówi główny bohater: "Ty też kiedyś znajdziesz swojego najlepszego przyjaciela", a zdaje się, jakby to mówił do nas. 

To dzieło to przykład znakomitego, choć bardzo brutalnego i troszeczkę zamerykanizowanego kina akcji w starym, dobrym stylu. Mocne, szczere i bardzo przyjemne w odbiorze, plus znakomita, choć nieco patetyczna końcówka i zawsze obecne w jego filmach białe gołębie. Mogę powiedzieć tylko jedno: dziś się już tak filmów nie robi. I z sentymentu daję lekką ręką ocenę na 8.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones