Recenzja filmu

The Limits of Control (2009)
Jim Jarmusch
Isaach de Bankolé
Alex Descas

Piękne déj? vu

Król kina niezależnego Jim Jarmusch dał się porwać modzie na klimat śródziemnomorski: jego najnowsza produkcja - "The Limits of Control" - to połączenie pięknych krajobrazów Hiszpanii z historią
Król kina niezależnego Jim Jarmusch dał się porwać modzie na klimat śródziemnomorski: jego najnowsza produkcja - "The Limits of Control" - to połączenie pięknych krajobrazów Hiszpanii z historią pewnego samotnego człowieka, który w nieznanym celu przemierza ów słoneczny kraj (mając wciąż w głowie czarno-białe obrazy z "Truposza" czy "Poza prawem", dostrzegłam pewne zakłamanie w tych ciepłych, hollywoodzkich barwach), wypełniając kolejne etapy powierzonego mu zadania i spotykając po drodze ciekawych, zagadkowych ludzi.

W rzeczywistości sens owej podróży nie jest ważny; Jarmusch kolejny raz potwierdza, że każde tło może być pretekstem do intelektualnej wymiany myśli, rozważań na temat sensu życia, śmierci, itp., itd. Mocnym atutem filmu są głównie błyskotliwe dialogi - parę zdań o muzyce, "spacer" po historii kina, choć i tak najbardziej intrygujący i egzotyczny wydaje się być sam główny bohater - zimny, do bólu minimalistyczny, ale przez to prawdziwy - Lone Man (Isaach De Bankolé).

Niestety - nie da się ocenić "The Limits of Control" bez porównania z wcześniejszymi dziełami Jarmuscha. Co z tego, że muzyka hiszpańskiej gitary czaruje, a zabytki Madrytu przywołują ciepłe wspomnienia wakacji, skoro obraz, który powinien stanowić część logicznej, budowanej przez tyle lat układanki, wyraźnie wybiega poza przyjęty przez reżysera schemat. "To już było" - powtarzałam w myślach, przysłuchując się kolejnym - inteligentnym, lecz już niegdyś słyszanym - dialogom. Smutne, że ten powszechnie przecież poważany twórca ma coraz mniej do powiedzenia i próbuje zwodzić widza wciąż tymi samymi przesłaniami - jedynie w innym opakowaniu. W dodatku sam podsuwa powody, dla których jego film powinien się podobać ("Czasami lubię, jak ludzie w filmie po prostu siedzą i nic nie mówią" - stwierdza bohaterka grana przez genialną Tildę Swinton, po czym milknie i odwraca się na dłuższą chwilę od rozmówcy); a może jest to jedynie przejaw narastającego w miarę sukcesów samouwielbienia? Jestem zawiedziona tym filmem w podobny sposób jak niegdyś "Inland Empire" Davida Lyncha.

W obu przypadkach podjęta przez twórców próba podsumowania i przebicia samego siebie nie powiodła się. Co pozostanie w mojej pamięci z "The Limits of Control"? Motyw życia jako ciągłej wędrówki "od zadania do zadania"? Twarze przewijających się ekscentrycznych postaci? Stwierdzenie, że "Wszechświat nie ma ani środka, ani krawędzi"? De facto film Jarmuscha jest jak to espresso w dwóch oddzielnych filiżankach - kolejna porcja nie różni się od poprzedniej; co więcej - nie robi już wrażenia.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Mam takie miejsce, w którym czas nie istnieje. Miejsce, w którym czuję się nawet bardziej u siebie niż u... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones