Recenzja serialu

Louie (2010)
Louis C.K.
Liz Plonka

Louie, Louie, you’re gonna die

"Louie", mimo, że zrealizowany przez komika, jest serialem, któremu daleko do klasycznej komedii. Czasem zakrawa o dramat, czasem jest egzystencjalną opowieścią, czasem studium depresji, a czasem
"Louie", mimo, że zrealizowany przez komika, jest serialem, któremu daleko do klasycznej komedii. Czasem zakrawa o dramat, czasem jest egzystencjalną opowieścią, czasem studium depresji, a czasem absurdalnym one man show, który kpi sobie z ograniczeń, jakie stacje nakładają na podobne produkcje. Bo bywa że Louieliteralnie wyśmiewa ich nadmuchaną sztuczność, skodyfikowaną przez dekady taśmowo wypuszczanych „trójkamerowych” sitcomów.


Louis C.K., odtwórca głównej roli, reżyser, scenarzysta, producent, a czasem i montażysta borykał się z podobnymi problemami parę lat wcześniej. Próbował bowiem zdekonstruować sitcom, czego wynikiem był "Lucky Louie". Udało mu się dopiero tutaj. Nic nie stoi na przeszkodzie jego nieopanowanej kreatywności w pokazywaniu z pozoru kompletnie beznamiętnych, a jednak rozczulających przygód jego alter ego. 

Louie w serialu jest komikiem po rozwodzie, który odniósł umiarkowany sukces, a jego życie koncentruje się wokół dwóch córek, które kocha nad życie, ale chciałby, żeby się nigdy nie urodziły. Ta dychotomia pokazuje jego stosunek do życia, żeby brać je takie, jakie jest. Z tą całą monotonią niekończących się dni, które trzeba celebrować, bowiem wszystko się kiedyś kończy. W świecie natychmiastowej gratyfikacji Louie wyrasta niemal na Syzyfa, który robi, co ma robić, bo jest w takim wieku, że nie ma prawa użalać się na nic. I pcha ten kamień pod górę, a poci się przy tym i sapie, bo dawno wypadł z formy. Każda próba poprawy jakości jego egzystencji spełza na niczym. Komik kręci się w kole pełnym ludzi, którzy nie są zadowoleni ze swojego życia i próbują uprzykrzyć je innym. A jego filozofia jest inna. Żyj i daj żyć innym, nawet jeśli twoje życie jest nic nie warte. Przez pół tygodnia jest człowiekiem, który czuje obrzydzenie do siebie, upływającego czasu, swojej niezdrowej diety i tę spiralę okropieństw przerywa na drugie pół, by wychować swoje córki na porządnych ludzi. I właśnie tutaj Louie tryumfuje. W oczach jego córek widzi odbicie tego, kim dla nich jest. Jest bohaterem, nawet jeśli sam tego nie widzi. 

Serial kręcony jest jedną kamerą, bardzo klasycznie, ale gdy gag można wspomóc wizualnie poprzez dobór odpowiednich narzędzi filmowych, Louis nie waha się ich użyć. Co prawda większość żartów wynika z komizmu sytuacyjnego, lub segmentu stand-up, ale filmowość ma dla reżysera ogromne znaczenie. Jak również i muzyka, w której przeważają kompozycje jazzowe, fantastycznie destylując nam klimat Nowego Jorku, który jest jednak zupełnie innym miastem niż chociażby w filmach Woody’ego Allena. To miasto jest prawdziwe, Louie nie fetyszyzuje go jak inni. Widzi je takim, jakim jest.

No i właśnie sam stand-up. Ogromnie ważny w kontekście jak główny bohater postrzega siebie i jak właśnie postrzegają go inni. Bo Louie, gdy tylko wychodzi na scenę, przestaje być nieudacznikiem. Fragmenty jego występów w serialu, wplecione w narracje niczym w prekursorskich "Kronikach Seinfelda", spełniają tutaj trochę inną funkcję. Żart Seinfelda jest precyzyjny, chirurgiczny, staje się czymś w rodzaju komentarza do tematu odcinka, natomiast, gdy na scenę wkracza Louie, widzimy, że jego komizm rodzi się w egzystencjonalnym bólu i jest podszyty tragedią samotnego człowieka. Mówi się, że z komikami jest coś nie tak, bo szukają uznania u obcych ludzi, wystawiając się, na ich pastwę i mając nadzieję, że ich poczucia humoru współgrają na tyle, że wytworzy się jakaś relacja. Inaczej niż aktor, komik buduje swój występ na swojej osobowości i swoim sposobie widzenia świata. A świat Louiego jest przygnębiający, ale na swój sposób uroczy.

Komik nie ucieka od naprawdę poważnych problemów, gdy tylko może, stara się pokazać pozytywny aspekt – jego opus magnum staje więc afirmacją życia z całym dobrodziejstwem inwentarza, gdzie depresja i ból istnienia mają taką samą wartość jak szczęście. Bo oba ekstrema są na tym samym spektrum i wzajemnie się znoszą. Czyniąc życie wartym zachodu.
1 10
Moja ocena serialu:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones