PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=671050}

Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie

Star Wars: The Rise of Skywalker
5,9 86 946
ocen
5,9 10 1 86946
4,5 48
ocen krytyków
Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie
powrót do forum filmu Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie

Poważnie pytam. Na seansie miałem ochotę śmiać się i płakać na przemian. Co jeden plot twist z czterech liter to lepszy. No cóż, chyba aż za bardzo starali się odkręcić "TLJ". Wyszły z tego jakieś "Kosmiczne Jaja" czy jak to się tam nazywało... Powiedzmy sobie szczerze: ta trylogia od początku śmierdziała kupopisarstwem. Jeszcze broniłem "TLJ" bo tam było kilka fajnych rzeczy. A tutaj? Jakiś śmiech. Rycerze Ren niczym Złota Gwardia z GoT czyli chłopcy do bicia, bezużyteczni przez cały film praktycznie. Rey no to chyba ucieleśnienie najskrytszych marzeń Pani Kennedy w tym filmie: biega, skacze, kopie... a skille to już ma takie, że sam Yoda by się nie powstydził. Imperator wyciągnięty z czterech liter na potrzeby tego epizodu, a Rey jako jego wnuczka to już po prostu szczyt braku wyobraźni i lenistwa. Takich koszmarków jest jeszcze więcej. Ten kto popełnił taki scenariusz i tak zgwałcił co ciekawsze postacie powinien w przyszłości dostawać do kręcenia tylko reklamy papieru toaletowego. Bo na takim poziomie jest ten film. I mówię to z przykrością. Omijać szerokim łukiem. Chyba, że chcecie się pośmiać. Jednak w sumie to ubijanie po kolei Skywalkerów i Solo po nic w sumie na pewno do śmiesznych nie należy.

CiastekZeShreka

W Mrocznym widmie Qui-Gon wyczuwa zakłócenia mocy. Natyka się na Anakina, który przejawia wyjątkowe zdolności. Analiza krwi wykazuje dużą liczbę medichlorianów. Anakin oczywiście nie potrafi jeszcze w pełni władać mocą, ale jest całkowicie jasne, że to medichloriany dają mu moc, a trening tylko pomaga w lepszym jej wykorzystaniu. W tym sensie masz rację, że to nie przynależność do Jedi daje możliwość posługiwania się mocą, lecz Jedi (Sithowie również) wyszukują osoby, które mają wrodzone predyspozycje, szlifując potem ich umiejętności.

Skywalker prawdopodobnie dochodzi do wniosku, że zakon jest zbędny, a nawet niebezpieczny, bo Jedi łatwo może przejść na ciemną stroną mocy, sam stając się zagrożeniem. Tak dzieje się z Anakinem. Tak dzieje się z Benem. W taką pułapkę imperator próbował wciągnąć zarówno na Luke'a, jak i na Rey. Jednak gdy ciemna mocy znów urosła, ktoś musiał stawić jej opór i Jedi ponownie byli niezbędni.

W dalszym ciągu jednak nie mam pojęcia skąd wziąłeś 4/5 Sithów. Jedi mając mocną pozycję w republice mogli wynajdywać uczniów spośród dużej populacji, a mistrzowie sitów byli ograniczeni do jednego ucznia.

W najlepszym wypadku można dojść do wniosku, że system mistrz-uczeń był podobny u Sithów i Jedi. Anakin również ma swojego mentora w postaci Obi-Wana. Nie przypominam sobie, czy był to standard, czy też Obi-Wan w drodze wyjątku miał tylko jednego ucznia. Niemniej wydaje się, że zależność mistrz-uczeń była u Sithów stała, a u Jedi Obi-Wan dochodził do pewnego etapu swojego szkolenia, kiedy mógł sam zostać mentorem. I to by wskazywało, że Jedi musiało być więcej.

Właśnie zauważyłem dyskusję poniżej. Palpatine miał tylko jednego ucznia naraz. W oryginalnej trylogii sytuacja nie była tak jednoznaczna, bo imperator nazywa Luke'a swoim uczniem, choć Vader wciąż żyje. Dopiero gdy Sywalker wygrywa pojedynek, Palpatine zachęca go, aby dobił ojca i zajął jego miejsce przy boku imperatora.
Imperator nie potrafił przez całą oryginalną trylogię znaleźć żadnego potencjalnego ucznia prócz Luke'a. Wreszcie Vader wyczuwa siostrę Luke'a i sugeruje, że ona mogłaby się również nadać. Ale w oryginalnej trylogii Lucas chyba jeszcze w ogóle nie obmyślił zasad odnośnie posiadaczy mocy, dlatego nie jest ona miarodajna.

ocenił(a) film na 2
orion_2

Otóż nie, Qui-Gon Jinn nie wyczuwa zakłócenia mocy. Po prostu spotkał na swojej drodze chłopca co jest dziełem przypadku lub wolą mocy, który jego zdaniem przywróci równowagę mocy. Bo tak głosi proroctwo.

Anakin Skywalker nie dochodzi do wniosku, że zakon Jedi
jest zbędny. Po prostu Palpatine ma na niego duży wpływ,
nie jako stawia go w kontrze do rady Jedi a to tylko samo w
sobie potęguje jego nieufność wobec zakonu

''Jedi mając mocną pozycję w republice'' - ale ta pozycja
słabnie co widać w prequelach, kiedy Mace Windu mówi
że nie ma wystarczającej liczby Jedi by chronić republiki.

''W najlepszym wypadku można dojść do wniosku, że system
mistrz-uczeń był podobny u Sithów i Jedi.'' - oczywiście że tak,
Jedi nie różnią się bardzo od Sithów. To znaczy jedynie co ich
różni od siebie to podejście do mocy, to jej postrzegania albo
użycia.

''W oryginalnej trylogii sytuacja nie była tak jednoznaczna, bo imperator nazywa Luke'a swoim uczniem, choć Vader wciąż
żyje.'' - ona jest jak najbardziej tam jednoznaczna. Imperator
mówi Luke'owi że dokończy jego szkolenie i że wkrótce tenże
będzie go nazywał mistrzem. Natomiast nie dochodzi do tego.
Nie ma tu relacji stricie mistrz i uczeń. Luke jest kuszony przez Imperatora ale nie pobiera u niego żadnych nauk ciemnej strony

Rinzler

"Otóż nie"

Uszkodzony statek z Qui-Gonem i Obi-Wanem ląduje na Tatooine:

- Generator napędu nadprzestrzeni zniszczony. Mistrzu, potrzebujemy nowego.
- To komplikuje sprawy, strzeż się, wyczuwam zakłócenia mocy.
- Ja też to wyczuwam Mistrzu.

Mowa o Anakinie. Albo o Sithah. Na dwoje babka wróżyła.
Ale ok, uznaję, że się myliłem i mowa raczej o ogólnej sytuacji w galaktyce. Gdyby chodziło o Anakina, nie byłyby potrzebne żadne badania krwi, bo i po co, skoro go wyczuwają.

"Anakin Skywalker nie dochodzi do wniosku"

Tutaj mowa o Luke'u Skywalkerze, a nie o Anakinie. Rozmowa Luke'a z Yodą w Ostatnim Jedi, kiedy Skywalker zamierza spalić drzewo i księgi zakonu Jedi.

"ale ta pozycja słabnie"

Tak, ale znów nie o to chodzi. O Jedi mówiłem w kontekście ich możliwości pozyskiwania uczniów. Jako jedna z uznanych sił w republice mieli więcej możliwości wyszukiwania osób obdarzonych zdolnościami. W odróżnieniu do Sithów. Skoro mieli więcej uczniów, to jakim cudem Sithów mogło być 4/5?

"Nie ma tu relacji stricie mistrz i uczeń"

Hola, hola:

- Jak widzisz, mój młody uczniu, przyjaciele cię zawiedli.

- Wasza flota przegrywa, a twoi przyjaciele|na Endorze nie przeżyją. Nie ma ucieczki, mój młody uczniu. Sojusz zginie. Twoi przyjaciele też.

A całe to kuszenie, żeby złapał za miecz i uderzył z całą siłą swojej nienawiści, to już jak najbardziej coś w rodzaju szkolenia, bo ma przeciągnąć Skywalkera na ciemną stroną mocy.

Ale jak już wspominałem, to są dialogi z czasów zanim Lucas wymyślił reguły dotyczące Jedi, czy Sithów. Zresztą w całej oryginalnej trylogii bodaj ani razu nie pojawia się określenie Sith.

ocenił(a) film na 2
orion_2

Tak, tylko że to zakłócenie mocy nie dotyczy Anakina Skywalkera
a Sithów. To że wrócili, a rada Jedi tego nie zauważyła. Przyjęli za prawdę to że wyginęli

Ale Imperator tylko tak mówi, przyjął że Luke będzie jego
uczniem a on będzie jego mistrzem. Dlatego tak się do niego
zwraca. Jest to pewien element manipulacji z jego strony. Nie
dochodzi do szkolenia i relacji mistrz i uczeń. Jest kuszenie.
Do tego by doszło gdyby Luke zaczął kierować się gniewem i
zastąpił Vadera tak jak chciał tego Imperator. Prawie do tego
doszło ale wizja w jaskini a co za tym idzie trening Yody oraz
wiara Luke'a w to że jego ojciec jest dobrą personą zrobiły swoje

ocenił(a) film na 2
CiastekZeShreka

W którym okresie istnienie Starej Republiki (bo rozumiem że o nią ci chodzi) ?
Nie, druga strona to dwóch Sithów, przynajmniej od momentu zasady dwóch Dartha Bane'a '

''Duku pozamiatał Anakina Kenobiego i zremisował z Yoda''

Jeśli już operujesz postaciami z tego universum to naucz się pisać ich imiona, nazewnictwo. Przypomnę
też że w epizodzie III Anakina Skywalkera już nie pozamiatał, gdyż ten pojedynek wygrał. Był też o wiele
dojrzalszy niż w epizodzie II w którym ten go pokonał.

ocenił(a) film na 10
Rinzler

Czepiaj sie słowek, i błyszcz niewiedzą.
Darth plaegious mistrz palpatine miał jeszcze drugiego ucznia.
Tak samo jak sidious uczył douku i maula, i tak samo jak ty nie łączysz faktów tak i Jedi w filmie nie łączyli.
Zasada dwóch nie była uszanowana w okresie filmów.
Tak Anakin pokonał w 3ciej części douku ale od 2 był szkolony podświadomie przez palpatina.
Ludzie proste to jak but rozumiem że jeśli ktoś ogląda pierwszy raz serie to nie wie co się dzieje.
Ale wchodzicie w polemikę a argumenty błędne macie

ocenił(a) film na 2
CiastekZeShreka

Czepiam się słówek i błyszczę wiedzą której tobie najwyraźniej brakuje. Darth Plagueis
miał jednego ucznia którego wyszkolił - Dartha Sidiousa, a Darth Tenebrous był z kolei
jego mistrzem. Więc owa zasada dwóch Sitów została zachowana. Dartha Sidious uczył
Darth Maula i Hrabiego Dooku ale nie w tym samym czasie. Najpierw uczył pierwszego
a kiedy ten zginął na Naboo, wziął sobie kolejnego, upadłego Jedi imieniem Dooku. Ale
przecież zasada dwóch była w filmach szanowana. To Dartha Sidious i Darth Vader. Jest
ich dwóch, ni mniej i ni więcej. Bo nie liczmy wcale inkwizytorów. Anakin Skywalker nie
był szkolony od epizodu II przez kanclerza Palpatine. Miał mistrza którym był jak wiesz
lub widać nie wiesz Obi-Wana Kenobiego.

Tak więc braki twojej wiedzy są ewidentne. Pamiętaj, że wiedza to potęga, zgłębiaj więc
ją dalej a później może będziesz mógł jak to powiedziałeś ''błyszczeć'' tu na tym forum. Popełniasz błędy merytoryczne świata Star Wars na poziomie dziecka.

ocenił(a) film na 1
Tony18

Moim zdaniem równowaga jest wtedy jak są Jedi, ponieważ zło w galaktyce panoszy się wszędzie, a Sithowie chcą triumfu zła i absolutu. Natomiast Jedi niwelują Sithów, choć zło nadal istnieje, więc to taka "równowaga". Może nieco chałupnicze wyjaśnienie, ale wiadomo...

ocenił(a) film na 2
CiastekZeShreka

Przecież fani serii tutaj są. Ślepy czy jak ? Tylko że uznają za serie epizody I-VI a nie to co wciska teraz Disneya.

''szkoda że od pierwszej trylogii powstawały komiksy w których to ów imperator przenosił się do swych sklonowanych.''

Powiem ci że ten wątek z komiksu ''Mroczne Imperium'' (ang. Dark Empire) jest o wiele lepszy niż sam powrót Imperatora teraz, w filmie Skywalker. Odrodzenie gdzie nagle pojawia się z du** bo tak, bo J.J. Abrams sobie wymyślił i brakowało mu dobrego czarnego charakteru.

''A sama flota z outer rim to uśmiech do 1 części kotora.''

Tylko że w KOTOR masz jeszcze Gwiezdną Kuźnię i Rakatan. Więc ta flota jest dobrze fabularnie uzasadniona

''Chcecie oceniać film oceniajcie''

Dziękujemy ci o ''wielki'' za przyzwolenie :)

''jak bardzo nie rozumiecie co się dzieje to aż mnie tunel zaczyna swędzieć.''

Po twojej ocenie tego filmu widzę że mamy do czynienia z klasycznym dzieckiem Disneya. Jak cie du** swędzi i masz
jakiś ból z nią związany wobec tego że inni oceniają ten film inaczej niż ty, to proponowałbym ci szybkie użycie maści

ocenił(a) film na 10
Rinzler

Ale Ci się z tyłu dymi.
Mówię oceniają film (czyli projekt a nie star warsy). Ocena tylko dla przeciwwagi osobiście dałbym 7.
Przypominam że "prawdziwi fani" nie uznają części 1-3 i pomarli na raka kiedy te części wychodziły

ocenił(a) film na 2
CiastekZeShreka

To nie dym, to kurz. Bo jestem taki szybki w swoich odpowiedziach i wyjaśnianiu co niektórych. To ja
ci mówię że oceniają film, zresztą wystarczy poczytać i zobaczyć ile tutaj już tematów o nim powstało,
a postały przeróżne. Dla mnie bawienie się w przeciwwagi w dawaniu ocen bo inni ocenili inaczej niż samemu samemu się uważa jest po prostu niedojrzałe i świadczy o niedojrzałości osoby która to robi.
W takim razie pwostała jak widzisz nowa grupa fanów która uznaje epizody 1-6 za Gwiezdne Wojny a
całą resztę nie.

ocenił(a) film na 10
Rinzler

I za pół roku pojawi się grupa uznająca całość

ocenił(a) film na 2
CiastekZeShreka

Nie, taka grupa już się nie pojawi :)

ocenił(a) film na 10
Rinzler

Wróć potwierdzić za 6 miesięcy czy za rok.
Ale już z czteropakiem

ocenił(a) film na 2
CiastekZeShreka

Po co potwierdzać coś co już jest potwierdzone

ocenił(a) film na 1
Rinzler

RInzler jestem załamana po seansie. To jest żenada, a nie film :(

ocenił(a) film na 2
kelas_aina

Mówiłem że strata czasu, było nie iść

ocenił(a) film na 1
CiastekZeShreka

Witam,
Zacznę od tego, że EU to baardzo szeroki i głęboki kawał historii SW. Mroczne Imperium do którego nawiązujesz było wspaniałą serią, kolorystyka była uboga... ale nadawała w ten sposób niesamowitego klimatu i była raczej zaletą. Historia była spójna, ciekawa, podzielona na dobrze rozplanowane akty (może z wyjątkiem ostatniego, który - zdaje się - był dziełem innego autora). I pomimo że oceniam ten komiks wysoko za kreskę która mi się podobała, kolorystykę, klima i fabułę... to jednocześnie uważam że powinien mieć status niekanonicznego, bo sama historia, mimo że dobra, rujnuje moją wizję Powrotu Jedi. I nie tylko ja tak mam.
Miałem swoje ukochane źródła w EU - większość komiksów z serii Republic... z tym że licząc od dych wychodzących w okolicy AotC, kiedy autorzy już wiedzieli do czego mają zmierzać i o czym pisać. Nie pamiętam od którego dokładnie... 30? 40? Poza tym książki Luceno, pięknie spajające świat: Maska kłamstw, Labirynt zła, Darth Plagueis. Stover też był dobry, ale on był... mam wrażenie że Luceno był bardziej praktyczny. Zgodny z filmami. Jedi Stovera powinni rozmieść roboty z 10 geonosianskich aren, nie tylko z jednej. Porównywać Luceno i Stovera to jak porównywać KOTOR I i KOTOR II.
Do wielkich fanów CW Tartakovskiego czy TCW Filoniego raczej nie należałem nigdy, ale obie serie miały i zalety i wady.

Niezależnie jednak od źródeł które my fani lubimy, jest jeszcze Lucas. Lucas który jednak otwarcie przyznał, że zabijając w sobie Vadera a potem Imperatora Anakin przywrócił równowagę Mocy. Bo to nie jest rzecz do interpretacji, Lucas powiedział nam czym to jest. I polega to na zniszczeniu Sithów. Potem zostaje sam Luke, jeden Jedi. A zatem wśród zwolenników interpretacji w której siły Sithów i Jedi muszą być równe... to nie ma sensu.

Co zaś do TROS:
Można oceniać ten film jako skostniały fan SW, jakim ja jestem. I jako ktoś, kto nie bardzo się przejmuje całą serią, a liczy na udany film i spójną serię. Jako ten pierwszy, zastanawiałem się zawsze czy dać TLJ ocenę 1, 2 czy 3. Uważam że potrafię być empatyczny i szczerze, to rozumiem ludzi którzy dają temu filmowy... powiedzmy 8. Oceny 10 nie rozumiem, bo super-Leia, Harry Potter na końcu czy te pseudo-śmieszne gagi nie pasujące do SW nie pozwalają na to. Ale cóż, widać są osoby którym to nie przeszkadza.
Problem z TROS jest taki, że z jakiego punktu widzenia bym nie patrzył na ten film, jest tak czy inaczej bez sensu:
1. Bezsensowne wydarzenia w porównaniu do poprzednich części (wyłączając E7) - Dooku, aby zebrać armię CIS musiał negocjować, zbierać i godzić ze sobą interesy układów planetarnych i wielkich korporacji, banków. Jedi zamawiali Armię Klonów z 10-cio letnim wyprzedzeniem. Te armie nie pojawiały się na pstryknięcie palca. I DS była budowana przez kilkanaście lat, druga kilka, ale była niedokończona. i obie budowane były przez rządzące w Galaktyce IMPERIUM, mające dostęp do surowców i siły roboczej bez ograniczeń. W TFA jest sobie Republika, z dupy się bierze Nowy Porządek, który nagle ma armię i super-broń. W TLJ okazuje się, że Ruch Oporu to kilka statków... a nawet nie wiem czy z Nowym Porządkiem nie jest tak samo. Potem TROS i nagle znów z dupy jest rekordowo wielka flota niszczycieli, zdolnych niszczyć planety. Serio, podoba Ci się to? Flota małych Gwiazd Śmierci?
2. Niespójność z TLJ - tak, jak nie znoszę TLJ... to była to druga część trylogii. Ty dostajesz trzecią i albo sie zgadzasz kontynuować, albo mówisz: "nie, sorry... gość zepsuł mi wizję, nie umiem tego dokończyć". A co robi Jar-Jar Abrams? Wywala całe TLJ do kosza: jego motyw przewodni (przeszłość nie ma znaczenia) odwraca na... opak (teraz przecież ma olbrzymie i wszystko co się pojawia to przeszłość); zniszczony miecz Anakina, będący tego symbolem... naprawia!; obraził się że mu Snoke'a ubili i nie może zrobić remaku sali tronowej z ROTJ? A to walić to, dam Palpatine'a! <środkowy palec do Riana>; Luke wyrzuca miecz - Luke łapie wyrzucony miecz; Rose Tico i Finn... wątek z TLJ, nawet jeśli słaby, to lepszy niż Finn i... nowa babka? Może bym zrozumiał, że jednak woli Rey... ale nowa, randomowa, niepotrzebna postać... tylko po to żeby pokazać jak bardzo sie nie lubi E8? Serio? Do tego Rose paradoksalnie nadawała się do tej misji na niszczycielu...; Poe, który wahał się, przeżył upadek... aby podnieść się i poprowadzić RO do ucieczki, aby zostać liderem namaszczonym wprost przez Leię... nagle jednak cofa się do momentu sprzed TLJ i ma te same problemy, żałosne; Kylo niszczy Maske - Kylo skleja maskę... n/c?
3. Niespójność wizji z OT - Yoda był wyjątkowy w TESB. W prequelach pokzali go innego ale... to miało sens, bo Yoda musiał upaść, zrozumieć, że wojna nie czyni wielkim. Stał się marionetką w wielkiej wojnie, potem jako pustelnik to zrozumiał. Zatem pokazuje nam to pewną wartość. Prequele musiały pokazać błędy naszych lubianych bohaterów, może dlatego część osób je tak hejtuje (o błędach prequeli też mogę rozmawiać, ale uważam że jest ich mało... tylko paradoksalnie są spore po prostu). A teraz? Przesłaniem tego filmu jest... MIECZ. Tak, musisz mieć miecz, albo spadaj. Jeśli Kylo odrzuca miecz, to tylko jako symbol bycia złym. Potem oczywiście chętnie go używa dalej, pod warunkiem że ma niebieską klingę. Wcześniej jednak, z powodu braku miecza... zostaje pobity przez bandę randomów (nie obchodzi mnie że to rycerze REEEN, padali jak muchy, łatwiej niż gwardziści Snoke'a lub ochroniarze IG Grievousa). Rey staje przeciw ssaczowi-Palpatineowi i ma jeden miecz, więc może tylko stać jak kłoda w jednej pozycji i udawać że zasłaniając się przed błyskawicami, walczy z 10000 Sithów. Ale jest pat! Potem dostaje drugi miecz... i nagle jest w stanie te błyskawice odbić, Palpatinowi spada kaptur a jego twarz zaczyna się rozpadać zupełnie jak... twarz Voldemorta! Jeśli to jest to nawiązanie do końcówki E8 z Harrym P. to... dzięki Jar-Jar. Było super. Całe 1 na 10.
Kiedy Luke wyrzucił miecz, pokazał jak wiele nauczył się od Yody. Kylo zrobił to, bo mu się kolor znudził.

Można tak bez końca. Ta trylogia to porażka. Jar-Jar i Rian (czy jak tam temu zeru co reżyserowało TLJ) pokazali wielką wojnę... między sobą. O to który któremu bardziej zniszczy wizję. Rian podeptał fanów żeby pokazać... coś jego zdaniem oryginalnego (na swój sposób akie było). Jar Jar najpierw zrobił kalkę E4... a potem postanowił podeptać fanów... żeby zemścić się na Rianie. To nie dla mnie.

I powyższa część mojej wypowiedzi ma charakter neutralny i sili się na obiektywizm (to już ocena osób trzecich z jakim skutkiem). Mo dodatkowo nie podobała się:
- idea zombie-Palpa
- Poe wykonujący kilka/naście skoków w nadprzestrzeń i ci goście powtarzający jego manewry... żeby porozbijać się na skałach
- teleportowanie przedmiotów
- ruchome piaski
- Finn próbujący coś powiedzieć, co musi dotłumaczać reżyser po filmie
- śmierć Lei w taki głupi sposób
- superleczenie Rey
- superRey
- Rey, która nie ponosi ani jednej porażki w trzech filmach
- wprowadzenie nic nie wnoszących, nowych postaci jak nowa dziewczyna Finna i dziewczyna Poe, chyba żeby każdy miał swoją parę... może w SW mieli jakieś wesele, studniówkę niedługo mieć... w/e
- super-flota-super-niszczycieli rodem z dupy
- "konna" szarża na niszczycielu
- tracenie scen na lamentowanie nad utratą pamięci po C3PO i odzyskanie jej kilka chwil później
- tracenie czasu na motyw ze śmiercią Chewiego... żeby po chwili pokazać, że były DWAAAA! statki...
- Rey waląca piorunami Mocy i wysadzająca nimi statek...
- Rey łapiąca statek swoją super-telekinezą... szkoda Yody, bo mógł skończyć wojnę w dniu jej rozpoczęcia łapiąc jacht Dooku
- super błyskawica Palpa wystrzelona w kosmos
- posklejana, tandetna maska Kylo Rena
- Leia, okazująca się być szkolona w fechtunku Jedi... serio, mogli pokazać że Luke uczy ją czegoś innego
- super-kluczowy robot suszarka
- sceny z Lando nic nie wnoszące do historii
- klepanie questów przez głównych bohaterów

ocenił(a) film na 1
Fourteen

A i jeszcze jedna rzecz: ANH, TESB i ROTJ mogłyby równie dobrze być epizodami I-III zamiast IV-VI. Wiesz dlaczego nie były? Bo Lucas chciał mieć Sagę spójną, pokazać upadek Anakina i Republiki. I owszem, coś jest pokazane gorzej, coś lepiej, ale te wydarzenia następują po sobie, spójnie opisując historię w tej większej skali.
To co proponuje Jar-Jar A. powinno być epizodami X-XII. I wiesz co? To by mogło ratować tą serię. Ktoś musiałby zrobić części VII-IX i upadku Kylo Rena, uformowaniu się Nowej Republiki, klęsce Nowej Republiki w powstrzymaniu uformowania się Nowego porządku, uformowanie się Ruchu oporu, upadek Zakonu Luke'a, wyjaśnienie skąd wziął się Snoke. Te filmy w kształcie w jakim są pokazane są po prostu do dupy jako jakaś część większej całości. I oczywiście w mojej ocenie, są dodatkowo do dupy tak po prostu, bo są słabe. Ale żebym nie hejtował dla hejtowania - Disney zrobił film, który oceniam wyżej niż TPM, i... chyba wyżej niż ANH - Rogue One. To był klimat SW, to była dobra historia, to było zerwanie z szablonem i to był... zaskakujący, nietypowy dla SW finał. Nie było tam magii TESB ale... takie było założenie, jej tam nie miało być. Ja osobiście, podbijając ocenę jako ktoś kto uwielbia Gwiezdne Wojny od dziecka, daję 10. Więc Disney jednak potrafi. Jeśli chce. I jeśli nie zatrudnia nieudaczników.

Fourteen

Amen!

ocenił(a) film na 1
Fourteen

Jestem jednak bardzo zapominalski.
Chyba tym, co najbardziej mnie irytuje w TROS jest... brak konsekwencji. Kiedy Anakin złamał rozkaz i z Padme polecieli ratować Obi-Wana to miało konsekwencje. Kiedy Luke poleciał ratować przyjaciół w TESB, wbrew woli mistrzów przerywając szkolenie... skończył samemu będąc ratowanym.

Niezależnie od tego co robi Rey, nie ma konsekwencji:
- porwana przez Kylo Rena, sama się ratuje, okazując się mistrzem w używaniu Mocy;
- stając do pojedynku z Kylo Renem, trzymając miecz pierwszy raz w życiu... wygrywa;
- zabijając Chewiego... nie zabija go
- wymazując pamięć C3Po... robi to chwilowo
- zabija Kylo Rena, ale po chwili go ulecza
- ginie, ale zmartwychwstaje
A pewnie dużo rzeczy ominąłem.

Fourteen

Chłopie idealnie krytykujesz trylogię Disneya mając na myśli to samo co ja. Mi już się w sumie nie chce pisać nawet wywodów o tych Sequelach bo czuję, że życia by mi nie starczyło. Dlatego jestem wdzięczna, że jeszcze znajdą się tacy ludzie. Wierni fani Star Wars 1-6 zauważą jak ogromną krzywdę zrobiły te epizody całej opowiadanej wcześniej historii. Już pomijam fakt, jak bardzo te Sequele są sprzeczne same ze sobą.

ocenił(a) film na 1
cloe4

Cóż, zgaduję że od baaardzo dawna lubisz tą serię. Ja miałem szczęście wszystkie te ostatnie filmy oglądać z kumplem który interesuje się tym prawie tak mocno jak ja. I jego opinia też była praktycznie ta sama. Zdaje się też, że oboje mamy podobne zdanie co do Disneya, spośród jego pięciu ostatnich filmów, jeden był wybitny, dwa mierne, jeden sięgnął dna, a jeden - jak to gdzieś czytałem - zapukał tam od spodu.

Zgaduję, że jeśli chciałbym wejść w dyskusję z Tobą.. musiałbym powiedzieć że... Christensen zepsuł postać Anakina? Albo że Mroczne Widmo jest słabe? ^.-

Fourteen

Jestem jedną z tych osób co sądzi, że akurat Christensen nadawał się na Anakina, choć niestety Lucas nie poprowadził go należycie w AoTC i część jego dialogów nie była napisana za dobrze. Aczkolwiek między AoTC a RoTS widać ogromną poprawę. Czuję, że gdyby AoTC nie istniało, a jedynie samo ROTS to wcale by ten hejt na Haydena by nie istniał. Aczkolwiek AoTC głównie się obniża noty przez dialogi i niemrawy romans (który ją jakoś lubię po przeczytaniu nowelizacji), a sądzę, że w tym epizodzie wiele rzeczy na tyle działa dobrze, że warto te w gruncie rzeczy 5-10 min cringe'u na 2,5 godziny trwania całego filmu poświęcić. :P

Mroczne Widmo jest przeze lubiane, aczkolwiek zawsze najmniej lubiane. I powodem wcale nie jest Jar Jar. Sorka, ale do dziś nie wiem dlaczego ta postać jest niby taka irytująca, gdyby usunąć te dwie sceny gdzie wpada w g*wno to nie miała bym do tej postaci żadnych zastrzeżeń. Ot, głupiec w ekipie, który się przydaje w fabule. Jednak z drugiej strony ten film nie pasuje mi na pierwszą część trylogii prequeli, która miała być o Anakinie i Obi-Wanie. Postacie te w tym filmie są za młode by robić za pełnoprawne postacie główne. Ten film traktuję bardziej jak całkiem spoko spin off/preludium historii Star Wars o Qui-Gonie, który jest jedną z moich ulubionych postaci jak i jednym z tych zdroworozsądkowych Jedi. Ktoś idący własnymi ścieżkami, indywidualista, widzący problemy trawiące zakon, a zwłaszcza radę starszych, co jego historia wstępnie podkreśla jak zakon traktuje jednostki wybitne, aczkolwiek mające "swój rozum" i daje nam wskazówkę, że taki Anakin może mieć podobny los, a dla samych Jedi może być ich przyszłą zgubą, która najwidoczniej była dla nich konieczna jeśli inaczej się nie dało (Yoda i Obi-Wan zmieniają swoje podejście do natury mocy dopiero po tej całej tragedii, i to co widzimy w OT jest tym właściwym podejściem).

ocenił(a) film na 1
cloe4

Nie no, też uważam że z Chrisensenem nie było tak źle. Generalnie to mam takie samo zdanie jak Ty w tej kwestii, o czym wielokrotnie tutaj pisałem. Uważam natomiast, że o ile zarys scenariusza powinien napisać George, o tyle film reżyserowany powinien być przez kogoś innego (jak TESB i ROTJ), kto poprawiłby też dialogi. Ale szczerze mówiąc, to są takie dwie sceny które po prostu uwielbiam:
1. Scena kiedy Anakin żegna się z Padme przed wyruszeniem na poszukiwania matki. Scena w której obserwujemy cienie Anakina i Padme przy muzyce Williamsa a potem odlatujący Anakin i przeskok z "Binary Sunset(?)" na "Duel of the Fates"... dla mnie ta scena jest genialna.
2. Scena kiedy Anakin i Padme mają być wyprowadzeni na arenę egzekucyjną, specyficzny mrok, wyznanie Padme, pocałunek i... muzyka Williamsa oczywiście. Samo "Across the Stars" uwielbiam, a szczególnie uwielbiam go słuchać... na napisach końcowych w Ataku Klonów. Bo szczerze mówiąc, o ile ROTS to film świetny, o tyle... to koniec wspaniałej serii. A ja wciąż, zupełnie jak dziś, pamiętam swoje wspomnienia z 2002r. Ile razy nie słuchałem tego utworu przy napisach końcowych... myślałem o tym jak to się skończy. Jak dokładnie będzie wyglądać przemiana Anakina, co się stanie z Padme, ze świątynią Jedi. Ta muzyka jest wspaniałym utworem miłosnym... ale od zawsze zdawało mi się, że w jakiś dziwny sposób zapowiada olbrzymią burzę i jest jakaś taka niepokojąca.

Młody Obi-Wan wcale nie tak nie drażni. Świadom jestem, że Lucas specjalnie sprawił że ta trylogia układa się podobnie do poprzedniej, zatem Jinn pełniący rolę Bena Kenobiego z ANH jest naturalny, a Obi-Wan jako młody Jedi z tym współgra... Ale Anakin DEFINITYWNIE powinien być starszy. Tzn. grany przez Haydena. Zawsze mnie drażnił wątek dziecka zakochującego się w Padme. Wolałbym... żeby głównym motywem Anakina na wygranie wyścigu... było zrobienie tego dla Padme. I np. Padme, całująca go "na szczęście" (o czym też już dziś pisałem w innym temacie, ale skoro już piszemy.... ;P ).

Niestety, ile razy nie pomyślę lub nie wrócę do prequeli, za każdym razem, od czasu wyjścia Zemsty Sithów czuje... niedosyt z powodu Mrocznego Widma. I bardzo często nachodzi mnie taka myśl... jak by to wyglądało, gdybym Mroczne Widmo było dobrym filmem...

Fourteen

Williams w Prequelach to w ogóle geniusz. Moim zdaniem przebił tam nawet OT. Dziwi mnie, że w Sequelach się nie popisał, bo być może uratowałby wiele scen (np to śmieszne że walka Rey i Rena w TRoS nie ma ŻADNEJ muzyki, jest pustka i szum morza, wlepić tam duel od the fates i już by się lepiej oglądało). Across the Stars jest piękne i właśnie mam wrażenie, że sprawił, iż dlatego mam sympatię do tego romansu mimo jego wad, bo melodia, która leci w tle to majstersztyk. Jest delikatna i romantyczna, a z drugiej strony dość niepokojąca i groźna jak cały ten związek.

Co do Anakina w Mrocznym Widmie... Też uważam, że powinien być on tam nastolatkiem, przynajmniej w wieku Padme. Jednak mam wrażenie, że wiem dlaczego Lucas uczynił z niego dzieciaka. Zdaje mi się, że chciał pokazać tę postać w najbardziej niewinny sposób, a 9-10 latek nadaje się do tego idealnie. Po pierwsze - najpewniej chciał przedstawić, że jego zakochanie w Padme było czyste, bez aluzji seksualnych, a tylko z wiekiem one się mu pojawiły jako coś dodatkowego. Padme miała być pokazana jako jego nie tylko ukochana, ale też opiekunka mająca od więcej rozumu i ktoś kogo kojarzy że swoją matką (podobieństwo fizyczne Shmi i Padme jest tu nieprzypadkowe). Pewnie chodziło tu o pokazanie miłości w szczerym wymiarze, a nie jedynie jako chęć zaimponowania jej czymś, bo mu się spodobała i już. Kolejna kwestia to sam charakter Anakina. Najwidoczniej Lucas chciał (zresztą on sam o tym mówił w wywiadach), by pokazać, że Anakin od zarania był dobrym i czystym człowiekiem, którego zepsuły coraz to mocniej okoliczności w jakich się znalazł (z jednej strony krytykująca go nieustannie surowa Rada Jedi, która miała do niego źle podejście wychowawcze, z kolejnej strony opieka Palpatine'a która przez te lata wmawiała mu wyższość nad innymi o ukształtowała egoizm i chęć nieposłuszeństwa). 14-16-letni Anakin musiałby się już wykazywać czymś nieidealny - jego zainteresowanie Padme nie byłoby czysto-romantyczne jedynie, a właśnie seksualne. Z drugiej strony jako osoba będąca w wieku buntowniczym musiałby być nieposłuszny i lekko wredny. :P Tego chyba Lucas chciał uniknąć, stąd obniżył mu wiek i co więcej usunął scenę z bójką, gdzie mały Anakin agresywnie dusi Greedo, bo ten wmawia mu, że oszukiwał na wyścigach.

Ja co prawda nie zgadzam się tu z Lucasem, aczkolwiek rozumiem dlaczego tak zrobił. I z tego co wiem, nie chciał reżyserować Prequeli, jednak wszyscy jego kumple w zawodzie jakim proponował pracę rezygnowali. Najwidoczniej się bali mierzyć z taką legenda jak ta marka.

ocenił(a) film na 1
cloe4

Zgoda, ciekawe podejście. Ale ja się z tym nie zgadzam. Poza tym uważam że wiek Anakina to nie jedyna skaza Mrocznego Widma. Aleo tym napiszę za moment:
Tak, można by próbować zrozumieć Georga według Twojej interpretacji. Gdyby Anakin był sierotą. Anakin miał matkę, wspaniałą matkę, która bardzo go kochała. Na tyle mocno, że podziękowała człowiekowi który go jej zabierał, bo wiedziała że to dla jego dobra. Anakin cały czas, od momentu wylotu z Tatooine za nią tęsknił. Padme za to ofiarował wisiorek a wcześniej nazwał Aniołem. To ewidentny przykład zauroczenia. Bardziej takiego, ja to kiedy dzieciaki ze szkoły widzą piękną matkę swojego kolegi, albo piękną nauczycielkę. To jeszcze nie jest seksualne, ale jest już fizyczne. Nie myślą o tym... przepraszam że napiszę to trochę przedmiotowo, ale ciężko mi to ubrać w słowa i poproszę tutaj o wyrozumiałość... nie myślą o tym co by robili z atutami takiej kobiety... raczej je po prostu podziwiają, jak coś co jest po prostu piękne. Widzą to piękno, nawet jeśli go nie rozumieją.
A sam Anakin... wycięta bójka z Greedo, czy ta duma... Anakin był niewolnikiem, ale dumnym. Kiedy Padme spytała się, czy jest niewolnikiem on odpowiedział że jest osobą, ale było to naznaczone błyskiem gniewu. A zatem nie sądzę żeby to miało być od początku aż tak czyste.

No i poza tym... on powinien ją widzieć jako kobietę, dziewczynę. Luke widział tak Leię, która okazała się jego siostrą i tragedii to nie spowodowało. Trochę żartów z tematu, ale nic więcej.
W moim przekonaniu Anakin miał raczej startować, pomimo bycia niewolnikiem, z gronem osób jakie obdarzył różnym rodzajem szczerego uczucia. Ojcem - Qui-Gonem, matką - Shmi, ukochaną - Padme, bratem - Obi-Wanem i... dobrym wujem - Palpatinem. Jedna z tych osób w przyszłości go oszuka, druga o niego zawalczy, ale zwątpi. A pozostałe trzy będzie kolejno tracił, ojca, matkę, ukochaną. Bo to właśnie niemożność zaakceptowania straty była tym, co w największym stopniu powodowało upadek Anakina.

Drugą rzeczą, obok wieku Anakina jest fakt że to film nie o Anakinie, Obi-Wanie czy Padme. To film o Qui-Gonie. To jakby... opowiedzenie tej historii z perspektywy osoby, która nie ma dużego znaczenia. Mogłaby mieć, paradoksalnie gdyby było jej mniej, ale nie ma.
I wyobraź sobie teraz, że zamiast ciągle widzieć na ekranie Jinna, widzimy nastoletniego Anakina, wdzięcznego Qui-Gonowi za uratowanie. Widzącemu jego siłę, rozumiejącego to jakie bezpieczeństwo mu on zapewnia. I świadomemu, w drodze proroczego snu, że jednak zginie. Takie ujęcie Qui-Gona, jako pierwszej straty Anakina, pokazne z perspektywy Anakina bardzo wzmacnia sens tej postaci. I daje fajną możliwość ukazania czegoś: Anakin nie uwierzy w sen i pozwoli wydarzeniom biec swoim torem, co skutkuje śmiercią Qui-Gona. Potem wie, że musi ratować matkę, ale i tak nie zdąża, nie udaje mu się. Zatem za trzecim razem wie już, że musi reagować inaczej i wyprzedzić to co ma nastać. Dla mnie to by było wiarygodniejsze, dodające i Jinnowi i Mrocznemu Widmu sensu.

Trzecia i czwarta rzecz to już zabawa z podziałem czasu między Dooku, Maula i Grievousa oraz wybuch Wojen Klonów już w Mrocznym Widmie. Ale to Cię pewnie mniej będzie interesować, poza tym mam wrażenie że i tak Cie już wymęczyłem dziś. Ale cóż, dzisiejszy dzień postanowiłem oddać Gwiezdnym Wojnom, obejrzałem sobie Rogue One, żeby przypomnieć sobie że Disney umie robić piękne filmy.

Fourteen

Mam z Mrocznym Widmem ten sam problem co ty. Głównym bohaterem filmu jest bądź co bądź kochana postać, aczkolwiek nie mającą zbyt dużego wplywu na losy w kolejnych częściach. Dlatego Mroczne Widmo o wiele bardziej mi pasuje na spin off o Qui-Gonie niż epizod o sadze Skywalker. Anakina jest tam stanowczo za mało. Jako spin off sprawdziłby się o wiele lepiej. Sądzę że w takim razie to Atak Klonów powinien być pierwszą częścią trylogii, a między Atakiem Klonów i Zemstą Sithów powinien się znaleść jakiś epizod o wydarzeniu z Wojen Klonów, który mocno by nam przybliżył kompletnie niewykorzystaną postać Hrabiego Dooku, jego przyjaźni z Syfo-Dyasem, jego ideałach, w których dobro wierzył i wtedy być może Anakin mógłby mieć pasowanie na rycerza, konstruowanie swojego miecza, a i na wyjaśnienie skąd Grievous się pojawił u Separatystów też by się filmowo znalazło. Mnie też boli, że bohatera o takim potencjale mocy i przywódczym jak Darth Tyranus tak słabo wykorzystano.

A jeśli mowa o spin offach, uwielbiam Rogue One. Jest to film z jednej strony mroczny, mimo, że pozwala sobie na humor w dobrej dawce i jest dość inteligentny. Bohaterzy pierwszego i drugiego planu to ludzie z krwii i kości rzuceni w wir wojny. Nie ma tu mocy, więc widzimy dramat zwykłej niemocnej jednostki. Mamy też tu lekkie odczarowanie wizerunku Rebelii, która nie jest tylko idealną stroną (istnieją radykałowie i służbiści, którzy poza stroną wiele od szturmowców się mentalnie nie różnią), a jednak swoje wady ma. Postać złoczyńcy (Krennika) jest świetnie zagrana, mająca ciekawe cytaty, a dziura fabularna w postaci błędu Gwiazdy Śmierci jest perfekcyjnie wyjaśniona. Jednocześnie mamy w tym epizodzie postacie takie jakimi Rey czy Poe POWINNY BYĆ, czyli Jyn i Cassiana. A biorąc pod uwagę, że to film od Disneya tym bardziej go doceniam. I dziwię się dlaczego Star Wars nie idą w tym kierunku. :/ Słyszałam plotkę, że Kennedy tak naprawdę nie lubi tego filmu, i że i tak musiała go lekko przerabiać, a reżysera zwolniła. Nie wiem czy to prawda, ale jeśli tak, to mamy ciekawą sytuację w tym Disneyu.

ocenił(a) film na 1
cloe4

Pełna zgoda co do R1.

Skoro zaś o Tyranusie jednak piszesz słowo, to nie powstrzymam się od skomentowania. Uwielbiałem Pana Lee.

W kontekście Morcznego Widma:
Wyobraźmy sobie, że w TPM Dooku zaczyna budować Separatystów, połączymy trochę TPM i AOTC. Wywalamy pierwszy pojedynek Qui-Gona z Maulem. Dodajemy na końcu pojedynek Dooku i Qui-Gona, Qui-Gon ginie. nawiązanie do Ben vs Vader z fajnym switchem na to że tutaj to Dooku jest mistrzem a Qui-Gon uczniem (60sięcio letnim oczywiście). Anakin ma oczywiście wizje śmierci Qui-Gona i jest świadkiem tego jak Dooku go zabija. W ten sposób dodatkowo budujemy relację Anakin - Dooku, która potem się rozwinie, negatywnie oczywiście. A pojedynek Dooku i Qui-Gona może być urozmaicony dialogami bo panowie się znają. Maul pojawia się, walczy z Obi-Wanem, jest epicko, efekciarsko, żeby dzieciaki też miały frajdę. Maul ginie... żeby powrócić jako cyborg, na zlecenie Dooku odbudowany w AOTC (wątek Dooku Maul i zastąpienie Maula Grievousem, wyjaśnienie czemy Grieovous/Maul jest ważny w E3 i jego rywalizacja z Obi-Wanem. Tak w skrócie.

Vader jest specyficzny, nie potrzebuje aktora, ma tylko (lub aż) znakomity głos Jamesa Earla Jonesa. Wygląda "cool", nawiązuje interakcje z bohaterami, ma coś wspólnego z Benem.

Maul jest "cool", ale... nic więcej. Ma być poster boyem E1... i tyle. Ale Grievous bazujący na Maulu... moim zdaniem coś by jednak wnosił, a nie był kolejnym bohaterem do odstrzału.
Gdyby się dało scalić Maula i Dooku w jedno... ale to nie realne. Dooku bazuje na grze pana Lee, a Maul na znakomitym imageu. To się nie łączy. Zatem coś takiego bym proponował.

Fourteen

Intrygujący scenariusz, ciekawe byłoby zobaczenie czegoś takiego. :D

Maul w ep1 to dla mnie ktoś w stylu Terminatora z tego pierwszego Terminatora. Bezwzględny i bezuczuciowy zabójca, którego wizerunek wszedł już do popkultury. Małomówny, wyglądem siejący grozę (serio Maul w TMP nawet nie mruga) oraz porywający swoją umiejętnością walki. Ja osobiście średnio kupuję jego zmartwychwstanie w TCW, zwłaszcza, że tam i w Rebels ta postać zachowuje się już tak bardzo "normalnie" (w sensie dużo gada, ma ekspresję twarzy i ruchów co mocno burzy mi jego mroczny wizerunek) choć teraz to wszystko na tle powrotu Palpiego w TRoS ma sens. :P Ciekawi mnie jednak fakt, że w TCW, który jest kanoniczny jest wyraźne metafizyczne potwierdzenie "wybraństwa" Anakina (trylogia Mortis). Scenarzyści konstruujący TRoS i robiący z wybrańca boginię Rey tak bardzo zaczęli czerpać ze starego EU po ROTJ, że zapomnieli o tym co sami mają już w kanonie. xD

Grievous ma ciekawą historię w Legends. Bardzo mnie boli to, że książki Luceno z okresu Prequeli zostały skasowane. I w ogóle większość książek z tego okresu nie powinna była zostać usunięta, bo była ona wydawana pod ścisłym nadzorem Lucasa. Do tego dodajmy jak bardzo uroboros w odróżnieniu od ambera bardzo się leni w wydawaniu zarówno kanonu jak i legend. Oczywiście wydania są lepszej jakości, ale z jak okrutnym opóźnieniem. :( A co do tych książek z okresu Prequeli - ech... bardzo rozbudowują historię tych filmów. A bez nich jest taka pustka w kontekście samego uniwersum. Oczywiście filmy są i tak zrozumiałe bez nich, ale jednak utrata tych wydarzeń boli. Jestem skłonna wierzyć, że LucasFilm za Kennedy serio nie miało pojęcia za jakie uniwersum się w ogóle zabrało. Oni chyba w ogóle nie sprawdzili tych wszystkich Legend. Wywalili jednym ruchem, bo najwidoczniej by tyle na nich nie zarobili. Korpomyślenie wygrało. To jest smutne. :/

Fourteen

PS. I doceniam twoją analizę tego, jakby mogła wyglądać sytuacja, gdyby Anakin był jednak starszy w Mrocznym Widmie. Z mądrym fanem to świetnie się rozmawia o Star Wars. Podziwiam. :D

ocenił(a) film na 1
cloe4

Wiesz co, w Star Wars robiono naprawdę różne rzeczy i akurat sam pomysł tego że Maul mógł przeżyć Naboo wcale nie jest według mnie tragiczny. Przez pryzmat SW patrząc, Maul został przecięty, Anakin wypalił się trochę przy rzece lawy a z Grievousa... zostały same organy. No a w "The "Star Wars", komiksie napisanym na podstawie początkowych planów Lucasa, ojciec głównego bohatera (którego potem scalono z innym, tworząc Vadera) ma właściwie tylko głowę i prawe ramię, może elementy korpusu.
Z punktu widzenia naszych realiów, bez powoływania się na fantastykę, Moc i bez używania wyobraźni... to nadal jest możliwe. Nie wiem czy miałaś okazję się zapoznać, bo co jakiś czas podaje na tym forum ten przykład, z historią pana Shuilin Penga. Jeśli się zdecydujesz go google'ować, to uprzedzam że spora część zdjęć wyskakujących jest drastyczna.
W przypadku Maula krytyka tego że przeżył to taki z lekka... hejt. Jego śmierć nic nie wnosiła, nie była ważna. pokonanie go bez zabijania dałoby ten sam efekt, Kenobi zostałby po prostu pasowany na rycerza. Śmierć Dooku miała pokazać skłonność Anakina do ciemnej strony, dokonanie zemsty. Śmierć Grievousa oznaczała koniec wojny. Ale śmierć Maula była bez znaczenia.
Faktem jest natomiast to, że sposób w jaki go ożywiono był... słaby. Na wielu poziomach. Raz, że to bez sensu żeby wrzucać obok siebie dwóch "braci", biegających z mieczami i co chwile gdzieś przegrywających. Savage ma tę samą broń co Maul kiedyś, podobny image, jest jego... "przykoksowaną" wersją, której trening i umiejętności nabyte w ciągu.. nie wiem, tygodnia(?), nie mają sensu.
Maul wskrzeszony na zasadzie komiksu "Ressurection" przez akolitów ciemnej strony, żeby pozbyć się Vadera, Maul taki sam jak w TPM, ze staffem, niewiele mówiący. Taki był fajny. Można było wymyślić coś lepszego.
Z tym że w tym miejscu całe TCW to festiwal powtórek, czasem wyolbrzymionych. Geonosis z wielką Królową (jaki sens miał Poggle jako arcyksiążę?) robali i kolejna bitwa. Pięć+ pojedynków Anakina z Dooku i ze 2-3 Maula z Kenobim. Skoro już mamy Maula, chcemy go zobaczyć z Macem, Dooku, Anakinem. Chcemy żeby miecze skrzyżowali Mace z Dooku. A nie ciągle to samo, to samo, to samo. Anakin vs Dooku, Ventress, Obi-Wan vs Grievous, Ventress. Potem Maul.

Grievous jest w porządku... jeśli ma się czas i chęć na EU, w szczególności moją ulubioną pozycję, Labirynt Zła pana Luceno. Jeśli nie i bazuje się na filmach... Grievous to niemal zbędny, groteskowi, karykaturalny cyborg. Ma opinię tchórza, na początku ucieka, potem przegrywa, próbuje uciec i ginie.

OT też zostawiło bohaterów do rozwoju, ale ładnie ich wcześniej nakreśliło. Palpatine, Vader, Tarkin, Jabba, Boba Fett. Ten ostatni prawie nic nie wnosił, ale został zapamiętany, bo ludzie w maskach są tajemniczy i "cool".
Prequele wygrywają tym jak ukazały Jango i wyjaśniły Bobę, Jango jest czymś wyjątkowym w AOTC. A poza tym? Palpatine, Anakin w E3, Dooku, Maul, Grievous, Gunray, Fett, Zam (miała więcej czasu antenowego niż Boba w OT), Watto.
Tych złych jest za dużo. Sprawia to że prequele mega zyskują dla fanów, którzy mogą eksplorować te postaci w EU, książkach, komiksach. Ale tragicznie wypadają w filmie. Tzn albo wypadają dobrze, dostając czas na który niekoniecznie zasłużyły (Watto, Gunray), albo gorzej, pojawiają się dłużej, trochę, ale są ważne a wzajemnie kradną sobie czas (Dooku, Maul, Grievous. Udał się Jango, który perfekcyjnie wpisał się w treść, wyjaśnił Bobę z OT i dał świetne sceny akcji.

Wiesz, właśnie wątek Mortis miał być podobno ratunkiem dla TROS zdaniem Lucasa. Zamiast Sidiousa miał się pojawić Syn. Nie wiem czy to dobrze czy źle, bo sam Syn przecież umarł. Gorzej dla fana, ale dla widza...? Sam nie wiem. Nie chcieli podobno ryzykować, bo Syna nie zna szersza publiczność.

Może narcystycznie to zabrzmi, ale uważam że ja i pewnie większość fanów serii, pisząc scenariusz w ciągu weekendu na kolanie, zrobiłbym to lepiej.

Fourteen

Tak, zgadzam się. Lucas zarówno w OT jak i PT ma słabość do tworzenia łotrów, które wyglądają świetnie i mają potencjał na większą historię, jednak przez to, że są jedynie dodatkowi i zazwyczaj jednostrzałowi (występują tylko w jednym filmie) to niestety ich potencjał jest grubo zmarnowany. W ogóle cała fabuła Star Wars jakby nie patrzeć o wiele lepiej by się sprawdziła gdyby była serialem, mającym po kilka odcinków i 6 sezonów. Jednak jedno trzeba zauważyć. Fakt, że ci złoczyńcy występują tak krótko wyglądają na tyle charakterystycznie, że porywają uwagę ludzi. Fani zapamiętują ich cytaty, tworzą o nich memy itd. A o jednorazowych złoczyńcach w Sequelach nikt nie będzie pamiętał. Szczególnie Phasmy szkoda, a raczej aktorki odgrywającej tę postać. Bo zamiast stworzyć inteligentnego łotra dla Finna, postać skończyła jako sprzedaż dla zabawek.

Też uwielbiam Labirynt Zła. Niedawno nawet nabyłam kolekcję legend (tą kieszonkową w mniejszych wydaniach), nowelizacje filmów 1-6, Darth Plagueis, Cienie Imperium, oraz niektóre książki z nowego kanonu (Łotr 1, Katalizator, Tarkin i Lordowie Sithów), choć jeszcze kilku książek mi brakuje. Zastanawiam się też czy nie nabyć trylogii Bane'a, Thrawna, Ja Jedi i dylogii Ręki Thrawna. Ale to pewnie z czasem. Niestety Legendy szczególnie po ROTJ są dość trudno dostępne, a jestem zainteresowana tylko tymi książkami, które są dobrej jakości. Boli mnie, że w Polsce nie da się ich nabyć prosto ze sklepu. :/

Też uważam, że wymyśliłabym lepszy scenariusz na sequele. Większość znanych mi fanów Star Wars tak uważa. Choć sądzę, że i tak epizody 7-9 nie powinny powstać. Epizod 6 wyraźnie kończy się w taki sposób, że nie potrzeba tam żadnego filmu. Symbolizm ostatniej sceny jest cudowny. Umarli uzyskali spokój w mocy, a żywi świętują zwycięstwo z ujęciem gdzie się uśmiechają jak do zdjęcia. Podoba mi się też uzupełnienie w edycji specjalnej i pokazanie wszystkich planet pojawiających się w sadze, które cieszą się z upadku Imperium i Imperatora. I myśl, że ktoś to zniszczył i teraz nie ma to już żadnego znaczenia jest dla mnie nie do przyjęcia. :/

ocenił(a) film na 1
cloe4

Mały sukces dziś, po dniach siedzenia i żarcia świątecznych potraw zmotywowałem się do pójścia na siłownię. Wracam do domu i czytam Twój wpis sprzed 40 minut. Zatem znów sobie coś maznę.

Nie do końca się z Tobą zgodzę, że ta trzecia seria nie powinna powstać. Tak, nie jest potrzebna, ale... tak, chcę więcej Star Wars. No i jest coś, co sprawia że jednak ja czuje mały niedosyt.
Po pierwsze, dzisiejszy świat przez pryzmat Star Wars. Lucas pokazał nam jak zły jest totalitaryzm w czasach, w których za wielki i zły totalitaryzm uznawany był Związek Radziecki i komunizm jako taki. Stąd imperium, gdzie wszystko jest takie samo, takie białe, puste. W prequelach, po wielu latach demokracji na świecie, okazuje się że ona ma też dużo wad. Jest korupcja, kult pieniądza i mimo pozornej sprawiedliwości nadal działa prawo silniejszego. Ale tym razem to nie broń, a pieniądz daje siłę.
Dekadę temu oglądałem naprawdę sporo anime, niektóre zapadły mi w pamięć szczególnie. Pewien bohater, polityk z serii "Ruroni Kenshin" powiedział tam, że łatwiej jest obalić starą erę niż wybudować nową.
Prequele pokazują nam upadek skorumpowanej Republiki, oryginalne pokazują nam upadek bezwzględnego Imperium. Natomiast nie było trylogii o... budowie. Walki o pojednanie i zgodę.
To właśnie takie wartości powinny być tłem wydarzeń z części VII-IX. Lucas powinien pokazać, że my - ludzie, potrafimy też w pokoju budować, a nie tylko buntować się przeciw złu i niszczyć. Nigdy nie jest idealnie, ale czasem można wybrać coś dobrego mającego wady, a nie mniejsze zło.

Saga SW, nie oszukujmy się, jest o Anakinie. Upadek, odkupienie - to motywy przewodnie. Motyw sequeli jest dla mnie jasny i oczywisty - dziedzictwo Anakina Skywalkera.

Kiedyś, kiedy jeszcze nastolatek oglądałem horrory, byłem fanem serii "Krzyk" (dobra trylogia, czwarta część nie powinna istnieć). Jeden z bohaterów - UWAGA SPOILERY - ginie w części drugiej, ale powraca w trójce... na nagraniu dla głównej bohaterki. Tłumaczy jej, że jeśli morderca wrócił, to jest to trylogia, ma swoje prawa i na pewno kluczowy będzie wątek z przeszłości, który to spoi - KONIEC SPOILERÓW.
Moim zdaniem kolejny raz nasuwa się tutaj oczywista kwestia - nie jest fajnie wskrzeszać zmarłych i pokazywać ciągle tych samych bohaterów. Ale jeśli same prequele dają nam wyraźną furtkę do tego... i to jeszcze związane jest to z bohaterem którego nie oglądaliśmy na ekranie, więc możemy go wykreować od zera... uważam że nie można z tego nie skorzystać.
Plagueis, Lord Sith który opanował śmierć i umiał utrzymywać przy życiu tych na których mu zależało to naprawdę idealny kandydat. Do tego jest nauczycielem kogoś, kto doprowadził do upadku głównego bohatera. Wręcz zasugerowana jest interpretacja że go sam stworzył, lub się do tego przyczynił. To, jaka jest ostateczna prawda, to już wizja dla reżysera, bo skoro wywalono EU do kosza... to można zawsze zbudować coś dobrego bazując na złym działaniu. Można to wykorzystać, wykorzystać brak ograniczeń.
Moim zdaniem to jest naprawdę... bogactwo dla reżysera. Mieć wolność do interpretacji i jednocześnie mieć tak silne podstawy na film. Ale znów, to niestety tylko moja interpretacja. No, chyba że stety, bo to się też nie każdemu musi podobać.

Fourteen

Znaczy wiadomo patrząc na to jak Sequele teraz wyglądają wolałabym by EP 6 był ostatnim. Aczkolwiek, to nie znaczy, że nie dałoby się tego zrobić dobrze. Jak wspomniałeś w Prequelach mamy upadek demokracji, w Oryginałach jest zwycięstwo nad tyranią, z tego powodu Sequele powinny się skupiać na odbudowie demokracji. Analogicznie można to porównać z historią Polski

II RP (choć chyba bardziej I RP) - Stara Republika Galaktyczna
PRL - Imperium Galaktyczne
III RP - Nowa Republika Galaktyczna

Sequele mogłyby się tu skupić na problemach jakie przeżywają młode demokracje postdyktaturalne. Podział w społeczeństwie na jednych i drugich, tęsknota za starym systemem (komuno wróć, co jest ponoć zastosowane w Mandalorian, bo jest tam scena, gdzie jest gościu narzekający, że za Imperium było lepiej), jak i paniczna nienawiść do niego, tworzenie radykalnych ruchów ideologicznych (przykładowo po tych 30 latach neoimperialiści mogliby stanowić jakąś siłę w Senacie, co tworzyłoby rozróby z fanatycznymi zwolennikami Republiki itd itd). Mógłby się też pojawić jakiś kryzys gospodarczy, ale z drugiej strony wszystko co działoby się w 1-6 zostałoby uszanowane. Han Solo byłby generałem wojsk Republiki, Leia mogłaby startować na urząd kanclerza i nim być (można byłoby tu wykorzystać problem "resortowego dziecka" jako córki Vadera i fabuła z brakiem do niej zaufania, które by przezwyciężyła), a Luke zamieszkały w świątyni Jedi na Coruscant miałby za sobą wyszkolonych około 30 Jedi, a i byłoby pokazane, że ma kilku uczniów Jedi, których szkoli (zerwanie z zasadą, że uczeń musi być tylko jeden by nadrobić straty w zakonie). Źródłem zła mógłby się okazać jakiś charyzmatyczny fanatyk, który marzyłby o powrocie Sithów u władzy, choć sam już by nim nie był. Mógłby mieć jakiś kontakt z duszami Sidiousa czy Plagueisa. Z drugiej strony konflikt można by było pokazać niejednoznacznie - ponieważ bądźmy szczerzy, wielu tych imperialistów służyło imperium, bo taki był system i tyle, więc i tutaj można byłoby ich rozbudować i pokazac nie jako koniecznie samych złoli. Ostatecznie Nowa Republika nigdy by nie upadła, podobnie jak Jedi też by już nie mieli drugiej czystki, ale... Wojna w Sequelach mogłaby się właśnie skupić na tym, by bronić tego, co wywalczyli dawniej. By właśnie nie utracić sensu walk wcześniejszych. Fabuła oscylowała by też wokół wad mlodego systemu i ich ostatecznego przyzwyciężenia. Ofiarą takiego systemu (analogicznie do naszej transformacji) mogłaby się okazać Rey - byłaby zlomiarką mieszkającą na Coruscant, żyjąca wśród nizin spolecznych, którą sprzedali rodzice by przeżyć, ostatecznie cudem trafia na Luke'a, bądź Bena/Jacena/Anakina Solo (syna Lei i Hana), który mógłby się w niej zakochać. Fabuła tutaj mogłaby także skupić się na tym, by pierwsze skrzypce odgrywali Rey oraz dzieci Hana i Lei. Wielka Trójka z OT zamiast być przegrywami byłaby bohaterami i mentorami. Tak sobie wymyśliłam na szybko. xD

ocenił(a) film na 1
cloe4

"(...)z tego powodu Sequele powinny się skupiać na odbudowie demokracji."

I chyba dochodzimy do punktu, który byłby najtrudniejszym zdaniem dla sequeli. Bo co zrobić, jeśli ktoś uważa demokrację, a przynajmniej pewne jej elementy za coś... złego?
Istnieją mimo wszystko fajni totalitaryzmów. Albo monarchiści.

"III RP - Nowa Republika Galaktyczna"
Ja bym tak trzeciej Rp nie określał, ale rozumiem że to tylko przykład. Nie, żebym był zwolennikiem VI RP.

"Neoimperializm" to ciekawe określenie. I bardzo interpretacyjne. Bo wydźwięk ma bardziej jak "nacjonalizm", ale intencje bardziej w kierunku "faszyzm, nazizm, komunizm" tak?
Jest taki fajny film, polski tytuł to "On wrócił", nietypowa komedia o Hitlerze. Nietypowa bo w krzywym zwierciadle, a jednocześnie... wprost, pokazująca niedoskonałości obecnego świata. I zagrożenia radykalizmami. W obu kierunkach. To byłoby naprawdę wyzwanie; pokazać tak ciężki, pozornie być może nierozstrzygalny problem, zrobić to na bazie tła i kilku aluzji, nie wpaltając tego zbyt mocno w film, a jednocześnie dając nadzieję na szczęśliwy i udany koniec. Gdyby taki manewr się udał, ukryte przesłanie takiego filmu byłoby czymś naprawdę niesamowitym.

Jeśli obecne sequele zrobiły na mnie jakiekolwiek wrażenie pozytywne, to chyba tylko poprzez... zrobienie wrażenia negatywnego. Bo od momentu obejrzenia tego ostatniego filmu, nie potrafię przestać wyobrażać sobie, jak by te filmy mogły wyglądać, gdyby były dobre. I wpadają do głowy czasem naprawdę fajne, w moim odczuciu, pomysły. Punktem wyjścia każdego jest dokładnie to co opisałaś. Trójka nowych bohaterów, mentorski udział starych bohaterów, nowe zagrożenia, tła. Jeśli uda mi się podzielić moje pomysły na coś, co kształtem będzie przypominać trylogię, chętnie się kiedyś podzielę. Chętnie też posłucham podpowiedzi, jeśli stwierdzę że spróbuje np. napisać opowiadanie. Ale do tego pewnie nie dojdzie, bo od zawsze szło mi to tragicznie ;P

Fourteen

Wiesz... Star Wars zawsze nosiły znamiona prodemokratycznych historii, bo twórca uniwersum pochodzi z USA, gdzie demokracja jest dużą wartością narodową. Więc ten prodemokratyzm byłby osią i Sequeli, skoro bywał w Prequelach i Oryginałach Zauważyłam jednak, że Star Wars bardzo mocno są lubiane choćby w środowisku popierającym Korwina czy Brauna, więc osobników krytykujących demokrację. Wiem, bo bywam wśród takich ludzi. :P Więc na takich fanów SW "antydemokratycznych" zawsze znalazło by się jakieś rozwiązanie, by ewentualne te antydemokratyczne postacie w tej historii nakręcić w sposób inteligentny, by w jakiś sposób dało się im kibicować, nawet jeśli wiadomo, że są źli. Wiele osób podziwia właśnie Dooku, a już zwłaszcza Palpatine'a (tego polityka z Prequeli oczywiście, a nie tego znachora na grzybach z TRoS). Nie powinno się tworzyć takich charakterów jak Hux, bo to trąci lenistwem twórców (łatwo zrobić kopię Hitlera, bo wystarczy karykaturalne zachowanie fanatyka i już na bank wiemy, że to złol, cwane zagranie, ale i niskich lotów oraz ograne w ciul).

Natomiast Rebelia i Republika w Star Wars też miały pewną monarchiczność i elitarność. Mimo, że sam system galaktyczny jest demokracją, to na wielu planetach funkcjonują tam różnorakie monarchie. Leia w Sequelach powinna być kobietą, która uchodźcom ze swojej planety znalazła nowe lokum i tam została tytułowana przez nich na królową (nazywanie ją księżniczką w Sequelach, zwłaszcza gdy ma już swoje lata, a w nowym kanonie nowy Alderaan nie istnieje to kpina, no bo czego niby tą księżniczką jest? I dlaczego już nie królową? Mam wrażenie, że nazywanie jej per księżniczka to raczej bezmyślny fanserwis)

Tak, to użycie III RP było tylko taką metaforą, bo u nas nie było wojny domowej, a przemiany wychodziły z kompromisów, które różnie można oceniać. Ponoć w Nowym Kanonie sytuacja w Republice wygląda podobnie i tam też na "okrągłym stole" rebelianci z imperium negocjowali różne warunki dotyczące przyszłości galaktyki. Ja chyba jednak bardziej kupuję rozwiązanie z Legend, bo przynajmniej nie doszło do jakichś kuriozalnych decyzji jak demilitaryzacja wojsk Republiki.

"Jeśli uda mi się podzielić moje pomysły na coś, co kształtem będzie przypominać trylogię, chętnie się kiedyś podzielę. Chętnie też posłucham podpowiedzi, jeśli stwierdzę że spróbuje np. napisać opowiadanie. Ale do tego pewnie nie dojdzie, bo od zawsze szło mi to tragicznie ;P" Jeśli się uda to z chęcią przeczytam. :D

ocenił(a) film na 1
cloe4

Własnie jestem po piwnym seansie TPM, z kolegą nie będącym mega fanem SW, ale lubiącym serię. Ocenia TPM na 7. Ja... na 6. Kiedy oglądałem ten epizod sam, wybaczałem mu więcej, przy koledze.. czułem się nie do końca swobodnie z tym, że jestem mega fanem. W ciemno zapowiedziałem mu jednak, że następny seans, Atak Klonów, będzie czymś co będę w stanie bronić bez trudu. To będzie ciekawe doświadczenie.

Skoro tak stawiasz sprawę, to powiem tak: Dooku to mój nr.1, Qui-Gon/Darth Vader dzielą się pozycją 2 i 3. Lubię Yode, nie przepadam za Sidiousem, nie znoszę Grievousa.

Jeśli zaś chodzi o pojęcie demokracji - sam mam wrażenie, że Lucas jest szeroko pojętym lewicowcem (lewakiem? :D ). Z tym że w filmach jest fair. POkazał wady Republiki w podobnej skali co wady Imperium. Dobro czy zło pokazał na przykładzie konkretnych jednostek.

Weźmy za przykład Palpatine'a i umieśćmy go w dzisiejszej Polsce. Według mnie Palpatine to polityczny demagog, kierujący się własnym dobrem a przy tym niesamowcie zdolny i inteligentny. Zatem to ktoś, kto mógłby Cie wołać na marsz KODu. Lub na marsz smoleński. Ale tylko w zależności od słupków poparcia. Nacjonalizm, idealizm, rasizm, faszyzm to tylko pojęcia, dla niego puste. To ludzie pokorju Bila Organy czy Tarkina walczyli o tego typu ideały. Palpatine był nad tym, jego to nie obchodziło.

Bycie antydemokratycznym nie oznacza z miejsca kibicowaniu totalitaryzmowi. Myślę że właśnie Monarchia dobrze definiuje wielu prawicowców. Bo jeśli jądrem Twoim przekonań jest własność, to dobrze rozumiesz to, że jeśli coś jest niczyje, to nie będzie miało szacunku i będzie rozkradane. Jeśli mamy wspólną zabawkę na baterie, naiwniak poczeka aż pobawią się nią inni, a kiedy sam będzie chciał spróbować... bateria już będzie wyczerpana. Ciekawie ujął to pewien zawodnik MMA, Różal. W najlepszy sposób jaki miałem okazję widzieć opisał nacjonalizm. Otóż, nacjonalizm to dbanie o swoje w pierwszej kolejności. Jeśli płonie dom Twój i sąsiada... zawsze najpierw pójdziesz gasić swój. Ale jeśli masz możliwość, to sąsiadowi pomożesz. To jest core racjonalnego nacjonalizmu. A kapitalizm =/= korporacjonizm który wypacza idee.
Mam tylko problem ze znalezieniem w świecie SW realnego prawicowca. Ale myślę że... Bail Organa ma spore szanse. Jego córka jest księżniczką, on jest senatorem... zatem poświęcił tytuły dla urzędu? A jego żona mogłaby być Królową? Szczerze przyznam że nie pamiętam jak ta kwestia była przybliżana w EU. Ale monarchia kierująca się zasadami państwa prawa, ewentualnie Republika w pewnym kształcie, trochę różnym od typowej demokracji to zdrowe ustroje.
Wycięte sceny z Ataku Klonów za to faktycznie mocno sugerują, że Padme silnie lewicowała. Z określeniem Dooku mam pewien problem, ale myślę że był jednak monarchistą. Zależy jakie źródło EU będzie użyte. Stover sugeruje pójście w prawo lub demagogię pokroju Sidiousa, "Yoda: Mroczne Spotkanie" sugeruje centro-lewice.

Dopiszę coś jutro może... jak trochę ze mnie zejdzie.

Fourteen

TMP jest tym epizodem, którego można doceniać jako fan, przez wiele dodanych smaczków do świata uniwersum... Ale może być trudny do strawienia, jeśli chcemy znajomego (zwłaszcza dorosłego) zaangażować w ten świat, bo niestety jako film z osobna jest średniakiem. Czuć też, że to jakby pilot, wstęp do większej historii. Z drugiej strony oglądanie Nowej Nadziei (czyli wybieranie jakby kolejności od powstania) też wiele nie pomaga, bo film dla dzisiejszego widza na tle takich Avengersów może być zbyt archaiczny i też widz się zrazi. W tym wypadku wyjście jest jedno. Po prostu niczym sezon serialu na netflixie przełknięcie jednym łykiem całej sagi dziennie (albo przynajmniej trylogii dziennie). Można to zrobić w jeden weekend. Jeśli po TMP obejrzy się bez przerwy już AoTC i RoTS, to całe ewentualne średnie wrażenie po Mrocznym Widmie znika, a można go zapamiętać jako może i przynudzający, ale intrygujacy i sporo wnoszący początek.

No widzisz... Lucas tworząc swoją serię wykazał się nie lada profesjonalizmem. Bo stworzył tak naprawdę historię wolną od ideologicznych przekonań. Polityka tam istnieje, ale w formie właśnie neutralnej, balansującej jedynie między walką o demokrację a autorytaryzm. Brak w filmach jednak wskazówek dotyczących kwestii światopoglądowych. Nie ma tam podziału na lewicę i prawicę, a nawet jeśli taki się wyciągnie to i źli i dobrzy mogą być tam i tacy i tacy. Skupienie jest tu raczej na kwestii charakteru polityka i jego podejścia do władzy czy bardziej altruistycznego czy egoistycznego, a nie jego ideologii. I to mi się bardzo podoba. Lucas mimo, że jest lewy (jak w zasadzie 90% twórców w Hollywood) co oczywiście szanuję, bo ma prawo tak uważać, to zrobił filmy dla wszystkich ludzi. Ponad podziałami, że nawet taki prawak jak ja je uwielbia, bo w kontekście lubienia tego świata wyznawany tutaj światopogląd się nie liczy.

Tym bardziej irytują mnie Star Wars Disneya, gdzie jakby oś polityczna już jest wyraźnie nakierowana w kierunku sympatii i antypatii politycznych istniejących realnie. Ruch Oporu to jakby nie patrzeć SJW, a przesłanie wynika z tego takie, że kto jest oponentem SJW to na bank już jest bezmyślnie dracym ryja hitlerowcem. Ale bardziej niż w Sequelach widać to o wiele mocniej w spin-offie do Hana Solo, gdzie mamy wątek robocio-wyzwoleńczy i pewną sympatię? karykaturę? wyśmianie? A może chwalenie? Sama nie wiem, ale jednak KOMUNIZMU. Czyli ideologii, która istnieje w NASZYM świecie. No nie wiem... Ale wg mnie Star Wars to seria, która od takich rzeczy powinna być wolna. Star Wars to jakby nie patrzeć historia właśnie walki dobra ze złem, a dobro jest w niej dość uniwersalne i ponadczasowe, stąd bez względu na wszystko każdy fan mający różnorakie poglądy nie ma problemu by się w tą historię angażować. Albo szukać aluzji do współczesnego świata, jednak w swojej już własnej interpretacji, a nie że ARTYSTA Z GÓRY TĘ WIZJĘ I ANALOGIĘ WIDZOWI NARZUCA.

Przykładem dowolnej interpretacji jest choćby taki jak dla jednych zakon Jedi z Prequeli to buddyzm, a dla innych to zobrazowanie Kościoła Katolickiego w czasie kryzysu moralnego, gdzie bez koniecznych reform, może skończyć w podobny sposób. Ciekawie to choćby wygląda w Legendach, gdzie jest wyraźnie podkreślone, że tak naprawdę Jedi nie są już przez ludzi lubiani, tracą autorytet, a niektórzy nawet sądzą, że Wojna Klonów istnieje, by ci tylko jakoś zdobyli ponowny szacunek u ludzi w galaktyce, ba jest nawet nie raz podkreślane, że oni kochają Anakina i ewentualnie Obi-Wana, a nie Jedi, ewentualnie jeśli kochają Jedi, to właśnie dzięki nim. Pod względem podejścia do Jedi zwykłej jednostki ciekawa jest książka "Darth Maul: Łowca z Mroku", a z drugiej strony widzimy, że w niektórych scenach kuszenia w nowelizacji "Zemsty Sithów" Stovera, Palpatine by obrzydzić Anakinowi Jedi posługuje się retoryka wyjętą z antyklerykalnych przemów, wystarczy tylko zmienić słowo "Jedi" na "Kościół". Tylko, że właśnie... To jest MOJA INTERPRETACJA, a nie... PRZEKAZ Z GÓRY PRZEZ ARTYSTĘ NARZUCONY, bo ktoś inny zobaczy w tym coś jeszcze innego np. aluzję Anakina jako Lucasa wykluczonego przez środowisko filmowe itd itd.

W sumie ciekawa interpretacja poglądów postaci. :P Bail Organa rzeczywiście by tu pasował na prawicowca, zwłaszcza że często stawał w opozycji do Padme Amidali. Bail Organa jest z tego co wiem wżeniony w królewska rodzinę Alderaana. Breha Organa i jej brat Kapitan Anthilles to byli dzieci królewskiego rodu, więc Breha jest królową, a jej mąż jest jednocześnie księciem jak i wybranym przez lud senatorem do reprezentacji planety w Republice. W ogóle Republikę można z jednej strony określić jako takie Galaktyczne Stany Zjednoczone Planet (zwłaszcza ta aluzja do Wojny Secesyjnej), ale bliżej mi ona przypomina Galaktyczną Unię Europejską. Planety mają swoją władzę i konstytucję, ale do reprezentacji narodu w Senacie galaktycznym wybierają senatorów w osobnych wyborach.

ocenił(a) film na 1
cloe4

To swoją drogą ciekawe, że pomimo przyjętej linii działania, tak doskonale zobrazowanej np. we wspomnianym Solo, mamy nawał tej dzisiejszej poprawności politycznej, a jednocześnie wychodzi film który jest tak od niego różny. Bo żaden film z serii, żaden film Lucasa, nie pokazał w tak fajny sposób, że Rebelia też ma wady. Że pewna część ich szeregów to tak naprawdę zbieranina bezwzględnych, gotowych na wszystko terrorystów. Rozkaz dany Cassianowi aby w razie konieczności zabił ojca Jyn, albo Sawa. Sam Cassian mówiący kim jest znaczna część grupy chcącej pomóc Jyn.

No realia Star Wars zdecydowanie bardziej przypinają Amerykę. W skali mikro, z jakimś dalekim nawiązaniem do Wojny Secesyjnej, albo w skali makro z przedstawieniem Ameryki jako całości, na tle złego reżimu Związku Radzieckiego. I zdecydowanie bardziej, przynajmniej mi, te systemy przypominają Stany amerykańskie. Złośliwi mogli by nawet powiedzieć, że te na pozór zjednoczone stany mają jednak więcej wolności niż na pozór niepodległe kraje wspólnoty europejskiej. Ale to już naprawdę zejście z tematu ^.-

Dosyć fajnie ten Zakon Jedi, niezależnie jak go się interpretuje, wypada jednak w Ataku Klonów. Bo jak by nie patrzeć, z perspektywy mieszkańca galaktyki z tamtego okresu, to właśnie Jedi rozpoczęli wojnę. I to w sposób bardzo nieudolny. Niezależny byt, jakim ogłosili się Separatyści, przechwycił szpiega Republiki, przypadkowo rycerza Jedi, który zgodnie z ich prawem został skazany na karę śmierci. Następnie republikański senator i kolejny Jedi włamali się do fabryki na Geonosis, zabijając sporą liczbę mieszkańców planety przy próbie ucieczki. Sąd również i ich skazał na karę śmierci. Następnie, planeta została zaatakowana przez dwie setki rycerzy Jedi, którzy chcieli ratować swoich towarzyszy oraz zdemilitaryzować samych Separatystów. Kiedy ci zdobyli przewagę okazało się, że inwazja Republiki była dwu-fazowa i zaraz potem zjawiła się cała armia. Zatem:
- zdaniem Republiki ma ona prawo do posiadania i używania Armii Klonów oraz uzbrojonego Zakonu Jedi;
- zdaniem Republiki Sojusz Separatystów nie ma prawa do posiadania armii droidów;
- zdaniem Republiki nie ma nic złego w zabijaniu rdzennych mieszkańców Geonosis;
- zdaniem Republiki skazanie szpiega oraz dwójki dywersantów mających na sumieniu geonosioan jest pretekstem do wypowiedzenia wojny;

Cóż... być może jednak Atak pokazuje to równie dobrze, o ile nie lepiej niż Łotr. Na pewno pokazuje to bardzo fajnie.

Fourteen

Tak. Oryginalna Trylogia trzeba też pamiętać jest o wiele bardziej baśniowa, a uniwersum dopiero raczkowało. Na politykowanie i hipokryzję również tych dobrych Lucas sobie pozwolił dopiero w Prequelach. Wcześniej Star Wars miały dużo prostszą strukturę, a całość to były bardziej filmy fantasy-przygodowe w kosmosie. Dopiero z czasem dodano do tego political fiction. Dlatego mocno lubię Rogue One, bo on trochę odczarował ten cudowny świat OT. Dodał tej epoce w uniwersum więcej brutalności i życia, a nie jedynie bajki. Dodatkową zaletą Łotra jest też to, że na tle reszty filmów z Disney Star Wars ten nie ma w sobie tego "poprawnego" kąsu i przez to tym bardziej się dobrze ogląda. To świetna rozrywka a i inteligentna. Plus, cieszą mnie nawiązania do Coruscant, Mustafar i Baila Organy.

Tak. Rycerze Jedi w Prequelach, ale też i ogółem w okresie schyłku Starej Republiki to hipokryci skupieni jedynie na tym, co pozornie "słuszne" łamiący swoje własne zasady na potęgę, gdy tylko zmuszają ich do tego okoliczności. To samo zresztą można powiedzieć o samym Yodzie, który prawi Anakinowi morały o wyrzeczeniu się bliskich i że ich chęć ratowania prowadzi do zguby... A sam pozwolił na wybuch wojny nie dając ostatecznego ciosu Dooku, bo wybrał hahaha uratowanie Obi-Wana i Anakina, do których się przywiązał. :P

ocenił(a) film na 1
cloe4

Sam też zawsze uważałem że ta scena z Yodą się kupy nie trzyma. To już nawet nie hipokryzja... to poświęcenie dwóch osób za miliony winnych i niewinnych. A do tego wbrew kodeksowi, wbrew wyznawanym wartością. Bo wartości Yody i Zakonu właśnie w takiej sytuacji miały sens. Potrafić wznieść się ponad własne przywiązanie do kogoś i wybrać coś, co jest lepsze dla galaktyki. Może jakimś usprawiedliwieniem byłoby to że Yoda ratował Wybrańca. Ale w takiej sytuacji, wcześniejsza część powinna pokazywać Yodę jako wielkiego zwolennika szkolenia Anakina. A nie kogoś, kogo reszta Rady przegłosowała.

Fourteen

Też właśnie interpretuję to w ten sposób, że on chciał ratować wybrańca. I mimo, że Prequele pokazują, że w to wierzył... To mam dziwne wrażenie, że się go trochę, nie wiem... Bał? Może przez to,że ujrzał w nim mrok, ale w ROTS wyraźnie mówi, że przepowiednia mogła źle odczytana być. Ten wątek nie tyczy się tego, że nie wierzy wybraństwo Anakina, bo on w nie wierzy... Ale tyczy się to tego, że on się boi, co taki Anakin może w przyszłości narobić dla tejże "równowagi mocy" i czy rzeczywiście oznacza coś dla obecnych Jedi dobrego. Jak wiadomo, sugerowało to ogromną zmianę dla całej galaktyki, a skostniały zakon nie był na takie "rewolucje" gotowy.

ocenił(a) film na 1
cloe4

Generalnie to ciężko jest powiedzieć, kto na dobrą sprawę miał racje; Yoda czy Qui-Gon. Yoda nigdy nie negował że Anakin jest Wybrańcem, ale tak jak Qui-Gon przewidział ze Anakin przywróci równowagę, tak Yoda przewidział ze Anakin narobi po drodze bardzo dużo zła. No i teraz jest pytanie, czy to co Anakin zrobił po drodze, warte było ostatecznego celu.

ocenił(a) film na 1
Fourteen

Generalnie Yoda ma w sobie jednak coś wyjątkowego; jest najpewniej najpotężniejszym Jedi w kanonie, który nie dał się swojej własnej potędze omotać. Szkoda że Luke jest tak slaby w sequelach.

Yoda, w porównaniu do Luke'a, nie dał się złamać porażkom; przecież jego dawny uczeń wywołał wojnę na skalę galaktyczną, pod Yody nosem wyrósł najpotężniejszy z Sithów który odebrał mu niemal wszystko, szkolony w jego Zakonie Wybraniec ów Zakon mu zniszczył. Ostatecznie przeznaczenie nie pozwoliło mu powstrzymać Sidiousa; świadom tego, że poniósł porażkę która mogła kosztować życie miliony lub miliardy istot czy niewolę całych ras.
A jednak, nadal, do samego końca razem z Obi-Wanem robił co tylko mógł żeby skalę tych błędów zmniejszyć, pogodził się z tym że to ktoś inny wyrwie Galaktykę z rąk Sitha. Pomógł ukryć dzieci Anakina, a gdy przyszedł czas niemal od razu był gotów Luke'a szkolić.

Dla porównania, jeden z najpotężniejszych i najwybitniejszych mistrzów Zakonu, całe życie przygotowujący się na starcie z Sithami... stał się jednym z nich. Potem to samo uczynił jeszcze potężniejszy Wybraniec. I na koniec, co moim zdaniem jest bardzo pomijane, Windu także nie pomógł. Moim zdaniem zresztą on już był jedną nogą po ciemnej stronie, na chwilę przed swoją śmiercią.

Niezależnie od błędów które robił, niemal każdy Jedi mógł liczyć na Yodę. Yoda znów... nie wiem, myślę że miał naprawdę ciężkie zadanie.

ocenił(a) film na 2
Fourteen

''uważam że powinien mieć status niekanonicznego, bo sama historia, mimo że dobra, rujnuje moją wizję Powrotu Jedi.''

Skoro tak wypowiadasz się o komiksie, o historii Dark Empire a film Skywalker. Odrodzenie oceniłeś najniżej
jak się dało to coś tutaj nie halo. Co bardziej rujnuje Powrót Jedi ? Moim zdaniem film, w komiksie sam powrót
Imperatora jest bardziej logiczny. Poza tym zamek Dartha Vader był na Vjun a nie na Mustafar. Oczywiście sam
komiks zawierał fabularne zgrzyty typu np. burza mocy. Ale na pewno lepiej jest wrócić do komiksu niż do filmu

''Do wielkich fanów CW Tartakovskiego czy TCW Filoniego raczej nie należałem nigdy, ale obie serie miały i zalety i wady.''

Z tym że uważam więcej zalet miało to pierwsze, było bardziej spójne z wydarzeniami między ep. II a ep. III

ocenił(a) film na 1
Rinzler

Bo wszystko da się ocenić według różnych odniesień. Mogę ocenić TROS jak całe serii, trochę skostniały fan, który chce fajnej kontynuacji i zwieńczenia, bez zombie-Imperatorów etc. I tutaj film zawodzi, 10 skoków w nadświetlną w ciągu minuty filmu, wskrzeszanie, super-leczenie i nie będąca zdolna do porażki główna bohaterka.
Mogę też ocenić z perspektywy widza trylogii. Nie lubię TLJ, ale są ludzie którym się spodobał. I o ile uważam że Jar-Jar Abrams napluł mi w twarz tym filmem, o tyle rozumiem że podobnie się czują fani TLJ. Są pewne - naprawdę tragicznie głupie - wątki w TLJ, ale są też takie neutralne, które się podobają albo nie. Np. wątek Rose i Finna. I Jar-Jar literalnie obsrywając tego właśnie typu wątki sprawił, że ten film jest również gówniany jako finał trylogii. A nie mając czasu ekranowego wprowadza jeszcze dziewczynę która nic nie wnosi, żeby tylko Finn był z kimś innym...
I ostatnie, mogę ocenić jako niezależny film na niedziele dla rodziny. Tutaj wyżej, 2? 3? na 10? Mroczne Widmo które uważam za najgorszy film Sagi (nie licząc tych 3 ostatnich nieporozumień) jest dla mnie jednocześnie najlepszym filmem familijnym. Jest niezależne, samo tworzy nowe wątki, nie jest produktem hejtu wobec innego filmu, co i tak byłoby wyczuwalne.
Gdyby ten film miał skutecznie opowiadać o powrocie Imperatora, musiałby trwać 4 godziny lub być podzielony na dwa filmy. Ale i tak byłoby słabo, bo w takiej sytuacji cała trylogia powinna o tym opowiadać. I mimo że temat byłby nie w moim guście, to za fajną, dobrze ukazaną i spójną trylogię dałbym adekwatną, wysoką ocenę.
Mroczne Imperium lubię za kreskę, klimat i spójną historię. To także produkt sprzed AOTC czy TPM, więc ocenia musi być jednak brana przez pryzmat tego. Wtedy nie wiedziano o motywach Wybrańca czy Równowagi Mocy.
A jeśli ta seria miałaby być niekanoniczna, to na pewno bez wahania dostałaby ode mnie 10.

To jest logiczne i jest zupełnie halo. Bo ja nie hejtuję TROS, uważam że to adekwatna ocena.

Mhm, według mnie pierwsze miało zdecydowanie mniej zalet i zdecydowanie mniej wad. Gdyby twórcy mieli więcej czasu, to było by więcej i jednego i drugiego. Weź np. samą Barris która ewidentnie konstruuje swój pierwszy miecz świetlny. Kiedy pewnikiem jest że miała go już wcześniej.

Druga rzecz jest taka, że dla mnie EU powinno dopełniać bohaterów dla których nie starczyło czasu, a nie chamsko eksponować bohaterów filmowych. Stworzenie z Grievousa super zabijaki tylko po to, żeby za chwile został literalnie zmiażdżony przez Dooku... było słabe. Jesli chodzi o podejście do Grievousa, fani dzielą się na tych co uwielbiali go super silnego i takich których to drażniło. Ja jestem tym drugim i uważam, że cyborg bez Mocy pokonujący 5 Jedi, w tym chyba trójkę mistrzów to gruba przesada. Fani Grievousa uważają że TCW niszczy Grievousa, ja uważam że CW niszczy obraz Jedi.
Pojedynek Anakina i Ventress to np. perła na którą TCW nie ma zbyt wielu odpowiedzi. TCW kolidowało zdecydowanie bardziej z kanonem, ale to chyba też dlatego że Lucas miał wywalone i chciał pokazywać swoje pomysły.
I ostatnia rzecz - cały drugi sezon CW od zawsze był dla mnie do kosza, bo ten sam czas i miejsce akcji ma Labirynt zła pana Luceno. A uważam że dzieła Luceno po prostu miażdżą, bez żadnej litości, inne dzieła kanonu z wyłączeniem filmów.

Fourteen

Dopiero teraz przeczytałam Twoją wypowiedź i mam ochotę postawić Ci piwo :D Idealnie podsumowałeś tę kupotrylogię od Disney'a. To jest potwarz dla pracy Lucasa w epizodach od 1 do 6, kpina z co bardziej ogarniętych widzów. "TFA" było kalką "ANH" praktycznie w proporcji 1:1 ale jeszcze nie zapowiadało takiej katastrofy jaka nadeszła teraz, wraz z epizodem IX. "TLJ" było filmem z mnóstwem problemów, ale podobały mi się niektóre rozwiązania fabularne [śmierć Snoke'a chociażby] bo wydawało się, że dzięki nim unikniemy rebootu "RotJ". W ogóle Johnson próbował wprowadzić tę trylogię na nowe tory i zapowiadało się, że faktycznie unikniemy powtarzania tej samej historii co w oryginalnej trylogii. No niestety. Abrams i Terrio zniszczyli Skywalakerów dosłownie i przenośni oddając kał nawet na Disney'owski kanon obowiązujący od mniej więcej 2014 roku. Dla mnie ta trylogia disneywoska nie istnieje.

ocenił(a) film na 1
olka0207

To dobrze się rozumiemy, bo ja uwielbiam piwo :D
Naszła mnie taka ciekawa refleksja - nie znoszę zarówno TLJ i TROS. Natomiast swoistym paradoksem jest to, że o ile TLJ bardzo podzielił fanów w ich stosunku do trylogii Disneya... tak TROS ich bardzo mocno połączył. Bo nie zaoferował praktycznie nic żadnej grupie.

Śmierć Snoke'a była ciekawa, ale ja mam takie wrażenie... że ten film wcale nie był aż taki oryginalny jak się na pozór wydaje. Bo o ile początek filmu to kalka początku Imperium kontratakuje, tak końcówka bardzo przypomina Powrót Jedi. Luke i Yoda są wyeliminowani w podobny sposób, śmierć Luke'a ma troszkę większe znaczenie, ale jednak jest to podobne. Pozostanie Kylo Rena na ciemnej stronie to tak naprawdę jedyna różnica, a cały film sugeruje właśnie takie nietypowe "love story" w EIX.
Film Johnsona w swojej nieobliczalności uczynił potencjalny EIX przewidywalnym. Ale znów zmieniono reżysera, który na siłę skręcił w coś innego. Serio, to wygląda jak - i prawdopodobnie jest - walka dwóch reżyserów o to, który któremu mocniej zniszczy wizję. Trylogia Disneya mogła być słaba dla każdego fana, ale mogła być niezła dla przeciętnego widza niezainteresowanego uniwersum. A tak, filmy są słabe dla jednych i dla drugich.

Fourteen

Po epizodzie IX widać jak na dłoni, że od początku nie było konkretnego planu na tę trylogię - liczyła się tylko chęć zarobienia jak największego hajsu w jak najkrótszym czasie, a historia i ciekawi bohaterowie byli na 10 miejscu. Serio, można narzekać, że prequele były kiczowate czy niedopracowane ale jak się ogląda całość sagi Lucasa [epizody 1-6] to ma się wrażenie, że opowiadana historia jest mimo wszystko spójna i ma sens. Co natomiast zrobił Disney? Ano powtórzył praktycznie oryginalną trylogię, wyrżnął wszystkich Skywalkerów/Solo, nawpychał feministycznej propagandy i multikulti [żeby jeszcze postaci takie jak Finn, Jannah czy Rose faktycznie miały fabularne uzasadnienie to bym się nie czepiała, ale patrząc na ich dokonania w nowej trylogii to mam wrażenie, że wsadzono ich na siłę żeby tylko nie było, że SW to jaki kult "white people supremacy"]. Nic nowego ta trylogia nie pokazała, ba - zniszczyła dorobek Lucasa, bo nagle poświęcenie Anakina przestało mieć jakiekolwiek znaczenie, a jedyną przedstawicielką Skywalkerów zrobiono laseczkę, która przedstawia mokry sen Kathleen Kennedy o wojujących feministkach [fatalnie napisana postać swoją drogą]. Zgadzam się z tym co piszesz, wyglądało to istotnie na bójkę kogucików pt. kto komu bardziej dowali. Mimo to uważam, że Abrams [o Terrio się nawet nie wypowiadam] nie dorasta do pięt Johnsonowi. "TLJ" miało problemy ale to, że ósmy epizod zawierał w sobie mix "Imperium Kontratakuje" i "Powrotu Jedi" dawało nadzieję, że mimo wszystko ta historia będzie czymś więcej niż powtórzeniem tego co już widzieliśmy 40 lat temu i to zrobione lepiej. Niech już oni się nie tykają żadnej sagi czy nawet Knights of the Old Republic bo jest duża szansa, że położą to tak jak sequelową trylogię.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones