PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=698847}
8,1 309 342
oceny
8,1 10 1 309342
7,5 50
ocen krytyków
Whiplash
powrót do forum filmu Whiplash

„Whiplash” obejrzałam skuszona wysokimi ocenami i pochlebnymi recenzjami, które przed seansem mnie ekscytowały, a po seansie mnie przerażają!!!
To, że film był dla mnie wielkim rozczarowaniem, jestem jeszcze w stanie sobie wytłumaczyć. Jednakże fakt, że jest on tak przez wszystkich gloryfikowany - beyond me!
Postanowiłam więc przeczytać kilka recenzji, by dotrzeć do informacji, które być może mi umknęły…
Lecz wtedy załamałam się jeszcze bardziej… Bo w tym „Arcydziele” nie ma jednak zupełnie NIC godnego uwagi.

Ludzie są przekonania, że film jest o dążeniu chłopaka do perfekcji za wszelką cenę, by urzeczywistnić swoje marzenia. W filmie „good job” to synonim „good enough”, a to w rzeczy samej (wg autora) jest antonimem sukcesu. Dlatego trzeba sięgać wyżej i dalej, by osiągnąć maksimum swoich możliwości i spełnić swoje marzenia.
I choć widzom wydaje się, że takie jest przesłanie filmu, sama „fabuła” pokazuje coś zupełnie innego.
Choć Andrew marzy o byciu sławnym perkusistą, to dla niego liczy się, by być wystarczająco dobrym w oczach Fletchera i grać w zespole szkolnym. Jego ambicje nie wychodzą poza te ramy. Gdy po incydencie z atakiem na Fletchera, zostaje on wydalony ze szkoły, Andrew nie pokazuje wytrwałości w dążeniu do celu za wszelką cenę. Wręcz przeciwnie- wyrzuca wszystko, co dotyczyło jego marzeń, a „ukochaną" perkusję zamyka na klucz. Zatem zwyczajnie się poddaje. Choć mógłby próbować grać gdzieś w pubach, wciąż się rozwijać, szukać edukacji w innych szkołach. Ale nie- Andrew wybiera porażkę. Dopiero przypadkowe spotkanie ze swoim byłym nauczycielem prowadzi go do „kolejnej szansy”, która początkowo okazje się okrutną zemstą Fletchera na Andrew, a kończy „A-Co-Mi-Tam-I-Tak-Już-Nie-Mam-Nic-Do-Stracenia” występem solowym głównego bohatera.

Postać Andrew jest bardzo jednopłaszczyznowa i nie ma w niej nic wychodzącego poza typowe schematy osoby przejawiającej chociażby namiastkę ambicji w życiu. Jest zwykłym, prostym chłopakiem, który ma swoje pasje. Lecz żenujące są recenzje, które opisują go jako „niepoddającego się młodzieńca, który musi dokonać wyboru między miłością do dziewczyny na obsesyjną ambicją”. Nie wiem gdzie ktoś się tam dopatrzył miłości, bo w wersji, która ja widziałam, była zaledwie namiastka jakiegoś płytkiego młodzieńczego zauroczenia, które skończyło się zanim się jeszcze miało okazję zacząć! W ogóle to zastanawiam się po co został wprowadzony wątek tej dziewczyny, który absolutnie nic nie wprowadza do tej historii. Ich relacje zostały spłycone do totalnego minimum.

Z kolei postać Fletchera jest jakąś mentalną żenadą. Przez cały film psychicznie molestuje swoich uczniów pod pretekstem zachowania swojej „nieskazitelnej” reputacji w gronie zwolenników jazzu. Jednakże w punkcie kulminacyjnym filmu dobrowolnie wystawia ową reputację na pośmiewisko, (oszukuje Adrew co do repertuaru zespołu), kierując się przy tym tylko i wyłącznie osobistą zemstą na swoim byłym podopiecznym… Czyli cała jego charakterystyka postaci legnie w gruzach w finale filmu, podczas którego zupełnie przeczy temu, czym się motywował molestując wszystkich dookoła.
Drugim motorem jego poczynań była misja osobistego odnalezienia kolejnego Charlie Parkera, która wydawać by się mogła celem jego nędznego życia. Dlatego nie ma nic przeciwko uciekania się to totalnego reżimu podczas swojego nauczania. Dla niego „good job” jest synonimem porażki i tym samym próbuje zarazić innych. Nie interesuje go, że podczas tych praktyk podetnie setki skrzydeł przyszłych potencjalnych geniuszy. Dla niego ważny jest jedynie własny sukces - odkrycie prawdziwej perły muzycznej. Jego techniki prania mózgu kończą się jednym samobójstwem (byłego ucznia, który nie mógł sobie poradzić z życiem po zakończeniu edukacji u boku Fletchera) oraz nieszczęsnym wypadkiem samochodowym głównego bohatera, który o włos uniknął prawdziwej tragedii. (Szokiem jest również moment, kiedy Andrew wchodzi na scenę cały we krwi i nikt nawet się tym nie zainteresowa!!!- w jakim świecie tak wygląda rzeczywistość???!!!!)

Cała ta opowieść przypomina mi historię Billa Cosbiego i jego molestowanych seksualnie ofiar. One też zostały oddane w ręce psychicznie chorego świra, by w zamian dostać szansę na sukces… (!)
Ale chyba nikt się nie zgodzi z ceną jaka musiała być zapłacona za ową szansę.. Sięganie po marzenia ma swoje granice, ale także i alternatywy. „Whiplash” nie pokazuje ani jednego ani drugiego.

Dlatego zastanawia mnie fenomen tego filmu. Myślę i myślę.. zadając sobie pytanie: „skąd ta cała aprobata i zafascynowanie filmem?”. Skąd te wszystkie nominacje i nagrody???! Ja jedynie widzę amatorskie kino zrobione w 19 dni. Kiepski montaż, kiepskie zdjęcia, płytka charakterystyka postaci, zero oryginalnych i kreatywnych aspektów. Całokształt przypomina to, o czym jest film- próby i przygotowania do czegoś. Jednakże mam wrażenie, że na tym się kończy. Że reżyser zapomniał nagrać film i zostały jedynie posklejane jakieś sceny z prób, które są dosłownie pasmem wypocin, krwi i łez. Inne wątki są wprowadzone do filmu, ale nie mają żadnego celu i znaczenia (rodzina Andrew, jego dziewczyna). Efektem jest amatorski patchwork pełen dziur i mankamentów.

Dlatego wciąż sobie zadaję pytanie: „skąd ten fenomen na całym świecie? Co inni widzą w tym filmie, czego ja nie dostrzegam?”.
I wtedy przyświeca mi jedna myśl: to czasy dzisiejszego pokolenia i jej mentalna papka. Ludzie zapomnieli już, co to znaczy mieć ambicje i dążyć do celu. Nie mają hartu ducha, który by ich motywował do działania. Boją się wykraczać poza ramy społeczne, bo nie daj Boże, wystawią się na pośmiewisko facebookowych przyjaciół i ich idealnie zmanipulowana rzeczywistość legnie w gruzach. Inna opcją jest po prostu akceptacja tego, co się ma, choć w głębi serca marzy się o czymś więcej. Jednak strach przed poniesieniem klęski powoduje brak decyzji do podjęcia ryzyka.

Niemniej jednak, film ten na mnie nie działa motywująco czy też mobilizująco. Sięganie po marzenia jest piękne i często wymaga odwagi. Ale ma też swoje granice. Czasami obieramy jedną drogę, by dotrzeć do obranego przez nas celu, lecz dochodzimy do przepaści. Wówczas nie skaczemy w przepaść (tak jak to pokazuje film) tylko zawracamy i szukamy innego drogi, która doprowadzi nas do tego samego celu! Cel może być jeden, ale alternatywy jego osiągnięcia są niezliczone!!! Ważne by się nie poddawać! A główny bohater „Whiplash” poddał się po tym, jak sam pozwolił się zepchnąć w przepaść. Powodem jego ostatecznego sukcesu nie jest determinacja, a zwykły przypadek. Gdyby nie spotkał ponownie swojego nauczyciela, któremu przyświecała żądza zemsty, Andrew pewnie do tej pory sprzedawałby kanapki...

AnyaBudde

Mnie się ten film podobał, jednak trudno odmówić ci racji.

Lubię filmy intensywne i trzymające w napięciu. "Whiplash" taki był - dla mnie. Jednak po chłodnej analizie rzeczywiście wychodzi sporo niekonsekwencji i ślepych zaułków. Ale bawiłem się dobrze, film nie był nudny i dlatego go nie krytykuję. Na pewno nie zasługuje na to, aby nazwać go "dnem" - aby film był dnem musi być zarówno głupi, jak i nudny.

ocenił(a) film na 9
AnyaBudde

Poniekąd się zgadzam, film nie powala, a cała ta historia jest na prawdę przeciętna. Niemniej jednak oglądałem do końca z zaciekawieniem jaki będzie finał tej historii. Film dobrze przedstawia tą relację ambitny uczeń - nauczyciel tyran, to jest chyba w nim najlepsze ale faktycznie recenzje są zbyt pochlebne, "elektryzujący", "rewelacyjny", "brawurowe dzieło" i reszta tych opisów z plakatu filmu już mnie drażniły przed obejrzeniem filmu bo zazwyczaj tak jest, że jak producent sam wrzuca tego typu napisy na oficjalny plakat to film jest przereklamowany. Podobnie jest w tym przypadku, to nie jest zły film ale na pewno Oscara nie wygra, bo wbrew temu co mówią napisy na plakacie jest po prostu ok. Dodatkowo montaż, reżyseria i zdjęcia, choć znawcą nie jestem przy takim Birdmanie są o wiele gorsze i to może zauważyć nawet laik.

AnyaBudde

Podziwiam, że chciało Ci się napisać taki kawał tekstu. Absolutnie popieram. Film nieszczególny. Teraz zje Cie tłum.

ocenił(a) film na 3
Torchia

"Szczęki" atakują, ale bezskutecznie... Bom opancerzona! ;-)

ocenił(a) film na 1
AnyaBudde

Badziewie,...a zakonczenie ? Boze, wogole nie ma zakonczenia :D sment taki....kolo bluzga caly film i dali mu za to oskara

ocenił(a) film na 6
AnyaBudde

O ile nie mam nic przeciwko pewnym uproszczeniem, które stosują twórcy - jednak drażniły mnie rozwiązania fabularne, które były po prostu takim sobie scenariuszem. Same postacie były lapidarnie nakreślone i chyba tylko dzięki charyźmie aktorów nie rzucało się to mocno w oczy. Mimo wszystko film oglądało się dobrze i tutaj akurat nie czepiam się technicznej strony, bo też jest to surowe kino, w jakimś stopniu nieporadne. Poza tym, jakby podporządkowane perkusji i paradoksalnie ona przykrywa swoim ciężarem (chyba więcej jej słychać w filmie, niż rozmów postaci;)) całość łącznie z mankamentami o których pisałem. Inna sprawa - spodziewałem się więcej.

ocenił(a) film na 2
AnyaBudde

100% racji. Przerysowany film o mobbingu w szkole. Nic więcej.

ocenił(a) film na 7
AnyaBudde

Trudno się z tym wszystkim nie zgodzić, niemniej dałem się w jakiś sposób temu filmowi kupić - shame on me ;)

ocenił(a) film na 3
AnyaBudde

W prawie całej rozciągłości się zgadzam. Nieszczęśliwie trafiłem na ten film z tych samych powodów. I to dopiero za drugim razem, bo za pierwszym zawitałem do kina a tam ani jednego (sic!) biletu na seans.

Ale uważam, że montaż w tym filmie był dobry. To jedyne co mnie odżegnało od wyjścia z kina. Bo mimo tego, że film obfitował w sceny, jak muzycy grają, czyli opierał się na muzyce, to nie nudził oka.

Poza tym nic. Scenariusz leży. Gra aktorska leży. Wątki poboczne dobijają resztę osinowym kołkiem do podłogi. A jak główny bohater przykleił sobie dwa plastry na raz, to już w ogóle parsknąłem śmiechem

ocenił(a) film na 8
AnyaBudde

No tak, czego się można spodziewać bo dziewczynce,która ocenia kilka części HP na 9? :)

ocenił(a) film na 3
Kroko93

Pewnie tego, że wie, co to bardzo dobra adaptacja bestsellerowej powieści zrobiona z gigantycznym rozmachem, b.dobrą obsadą, wspaniałą grą aktorską jednych z najlepszych aktorów współczesnego kina (i nie mowa tu o Danielu Radcliffie, a aktorach takich jak: Ralph Fiennes, Helena Bonham Carter, Maggie Smith, Alan Rickman). Ze strony wizualnej film najwyższej klasy- efekty specjalne są zrobione z mistrzowską precyzją, jakość obrazu (filtry, kolorystyka, modelunek światłocieniowy)- perfekcja, montaż i postprodukcja zapięta na ostatni guzik. Do tego rewelacyjne ścieżki dźwiękowe wybitnych kompozytorów: Alexandra Desplata i Johna Williamsa.
W efekcie cała seria HP znajduje się na liście najbardziej kasowych filmów wszech czasów! Ostatnia część HP lokuje się na 4. pozycji i tym samym wyprzedza nawet wszystkie części "Władcy Pierścieni" ([info. dla czepialskich]- są to jedynie fakty i nie jest to porównanie jakości filmów HP i WP).

No tak, ale czego można było się spodziewać po ślepym (i głuchym), który ocenia "Whiplash" na 8?

ocenił(a) film na 8
AnyaBudde

"Wspaniałą grą aktorską". Widzę,że nie wiesz co to znaczy skoro dla ciebie J.K Simmons zagrał słabo a aktorzy,którzy w takich filmach jak Harry Potter nie muszą się specjalnie wysilać to wirtuozi kina. Za mało filmów widziałaś bym mógł dalej z tobą prowadzić tę dyskusję. Jeżeli wychodzisz z założenia,że film bez efektów specjalnych,magii i bajkowego klimatu jest słaby to tylko potwierdzasz kategorię wiekową w jakiej się obracasz. Powodzenia.

ocenił(a) film na 3
Kroko93

Nigdy nigdzie nie napisałam, ze J.K. Simmons zagrał słabo. Natomiast napisałam, że w filmie występuje płytka charakterystyka postaci, także nawet aktorzy nie byli w stanie się popisać aktorstwem, bo ich charaktery ograniczają się do jednej i tej samej cechy (u Fletchera to banalna tyrania, która wymaga jedynie dobrej charyzmy, bo rzucać wyzwiskami to chyba każdy na świecie potrafi...)
Jak już zostało wcześniej wspomniane- "Whiplash" jest surowym kinem opartym na relacjach dwóch głównych postaci. Dlatego też taka relacja wymaga jakieś głębi, bardziej psychologicznego rozwinięcia. W "Whiplash" tego nie ma.

>"Za mało filmów widziałaś bym mógł dalej z tobą prowadzić tę dyskusję."
A ową konkluzję wyciągasz na podstawie czego? Tego, że (wówczas) oceniłam jedynie garstkę filmów na filmwebie? Czy być może tego, że jesteś bohaterem tych "magicznych filmów" i masz moc prześwietlenia mojego życia i dotarcia do tego, co widziałam, a czego nie....? -_-

AnyaBudde

Myślę, że to po prostu film nie w Twoim guście. Po tym co napisałaś mam wrażenie, że podobają Ci się efektowne ujęcia, niesamowite scenerie, efekty specjalne, gra kolorami. Ogólnie warstwa wizualna. Dlatego podoba Ci się Harry Potter i Grand Budapest Hotel. Whiplash to zupełnie inne kino. Kameralne. Film dwóch aktorów. Nieprzykuwające uwagi, tonące w mroku pomieszczenia, ostre punktowe światła jak na scenie koncertowej, jednolita kolorystyka z przesuniętym balansem bieli na żółty. Zbliżenia twarzy zamiast szerokich, pełnych akcji kadrów. Naprawdę mocne zbliżenia. Np. napisałaś, że w ostatniej scenie na twarzy Fletchera zawitał uśmiech. Przewrotne pytanie: widziałaś ten uśmiech?
To co teraz napiszę ma niewiele wspólnego z filmem, bo to argumentum ad personam, ale trudno. Pojawiły się tu tytuły Harry Potter i Grand Budapest Hotel, które uznajesz za filmy dużo lepsze. Uważasz, że Andrew jest postacią niezbyt ciekawą: bez ambicji, łatwo się poddaje, swój sukces zawdzięcza przypadkowi. Tylko, że aby ten przypadek móc wykorzystać musiał się trochę wcześniej napocić. A że zwątpił? Chwile zwątpienia zdarzają się każdemu. A z drugiej strony barykady stoi Harry Potter, który jest dla mnie osobą zawdzięczającą właściwie wszystko sławie rodziców, swojemu niezwykłemu talentowi (który raczej marnuje zamiast nad min pracować) i pomocy przyjaciół oraz bliższych i dalszych znajomych Królika. Ciągle ktoś go ratuje z opresji, a jak już wygra jakieś poważne starcie to okazuje się, że było to np. dzięki czarowi rzuconemu z zamkniętymi oczami. W szkole za bardzo mu się nie chce uczyć, woli polatać na miotle, albo poszwędać się po zakamarkach szkoły. Ciężko mi go uznać za wzór do naśladowania. Andrew zresztą też, ale on przynajmniej próbuje być najlepszy.
Zarzucasz też, że postać Fletchera nieracjonalnie zachowuje się w finale filmu. Przykładasz jednak do niego "normalną" miarę. Tymczasem od pierwszej sceny do samego końca widzimy kogoś, kto ma nie po kolei "pod kopułą". Psychopata to byłoby może za mocne, ale socjopata już chyba by pasowało. I mamy scenę w kawiarni. Postaw się w takiej sytuacji: spotykasz znajomego, siadacie do stolika i toczy się rozmowa:
- Co tam u Ciebie?
- A, straciłem swoją firmę, której poświęciłem cały mój czas.
- I co teraz?
- Nie jest źle. Pracuję w takiej samej firmie jako kasjer. Nie ma co narzekać. Zostałem pracownikiem miesiąca.
I ten człowiek wie, że to przez Ciebie stracił swoją firmę. Do tego jest nie do końca normalny i ma pomysł jak łatwo się na Tobie zemścić. Najwyżej straci tytuł pracownika miesiąca. Czy to nie wygląda właśnie w ten sposób? To pasuje do postaci Fletchera. Według mnie bardziej niż to co robi Gustave podczas aresztować w pociągu w Grand Budapest Hotel. To są inne "kina" i tyle. I jak widać, każde ma swoich wielbicieli. Jakby wszyscy lubili to samo to strasznie nudno by było na tym łez padole.

ocenił(a) film na 3
Sei_2

Wow! Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek porównywała HP do Andrew z "Whiplash". Jak można w ogóle porównywać filmy z dwóch skrajnych gatunków?! Nigdy nie napisałam, że Harry Potter jest lepszy od Whiplash, a jedynie częściowo uzasadniłam swoją ocenę. W zasadzie to nie rozumiem, co komu jest do tego, na ile oceniam filmy, które nie są związane z tytułowym wątkiem. Wchodzą tu ludzie na haju po obejrzeniu "Whiplash" i mają potrzebę skrytykowania osób, które mają odmienną opinię na jego temat niż oni sami. I zamiast skupić się na samym filmie, to myślą, że jak komuś ubliżą personalną krytyką, to są lepsi i mają bardziej "wysublimowany" gust. Kino to rozrywka i każdy ma prawo zrelaksować się w taki sposób, jaki mu odpowiada. A preferowane filmy nie są odzwierciedleniem jego/jej charakteru, wieku czy też ilorazu inteligencji. Bo gdyby tak było, to osoby oglądające psychodeliczne thrillery czy horrory stanowiłyby realny problem. Każdy ma swoje powody i preferencje, by oglądać takie, a nie inne gatunki filmowe. Dla mnie kino musi być ucztą dla oczu i uszu, ale też posiadać duszę, która dotknie mojego serca.
Surowe kino nie jest dla mnie, bo oczy estety tego nie trawią (zwłaszcza jak scenariusz jest mierny). Whiplash obejrzałam do końca tylko i wyłącznie dlatego, że ma nominację do Oscara oraz opływa w pochlebnych krytykach. Stąd też w efekcie znalazł się tu mój wątek, który z każdą nadmuchaną opinią, staje się dla mnie coraz bardziej prawdziwy.

AnyaBudde

Wydawało mi się, że nie ubliżałem nikomu. Z tego co widzę to raczej Ty nazwałaś ślepym i głuchym kogoś komu podobał się ten film. Nigdy też nie twierdziłem, że porównujesz Harrego Pottera i Whiplash. Po prostu na podstawie Twoich ocen wydawało mi się, że lubisz inny rodzaj kina u tyle. Zdaje się, że potwierdziłaś to pisząc o uczcie dla oczy i uszu.
Trochę się chyba zapędziłaś i uważasz, że Twoja opinia jest jedyną słuszną, a inni posiadający inne zdanie mają tylko nadmuchaną opinię. Mam wrażenia, że specjalnie od razu stawiasz się w pozycji "ponieważ mam inną opinię niż większość, więc wszyscy mnie będą krytykować, ale i tak mam rację, bo inni są głusi, ślepi i mają nadmuchane opinie". A potem przykrywasz to słowami, że wchodzą tu ludzie, którym film się podobał i uważasz, że czują potrzebę skrytykować Twoją opinię. Chyba po to jest to forum. Chyba po to założyłaś w ogóle ten wątek, żeby skrytykować opinie osób, którym ten film się podobał.

ocenił(a) film na 8
Sei_2

Bardzo ładnie kolega ją wypunktował, brawo. Jeśli chodzi o mnie, to film mi się bardzo podobał, trzymał w napięciu, wiele scen było wręcz elektryzujących (z, dziewczyną gdy pierwszy raz zagadał i potem jak z nią zrywał, mobbing Fletchera, double swingi, praktykowanie do krwi). Gra aktorska także na wysokim poziomie - zarówno nauczyciel jaki i Andrew zagrali rewelacyjnie. Andrew zarozumiały i trochę socjopatyczny, Fletcher w sumie też :) Mnie strona wizualna również się podobała, wiele ciekawych ujęć, zbliżenia, zanurzenie zakrwawionej ręki w lodzie. Jedynie końcówka mnie trochę rozczarowała, może nie znam się na jazzie, ale ten jego popis nie wywołał we mnie entuzjazmu i był zbyt długi. Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 3
Sei_2

Tu się debatuje na temat jakości filmów, a nie obraża osób i ich preferencji. Ja w swoich wypowiedziach nie atakuje poszczególnych jednostek i nie toleruję, jak ktoś nieproszony robi to pod moim adresem.
Dlatego też na sarkazm odpowiadam sarkazmem. Jednakże ta część mojego komentarza nie dotyczyła stricte Twojej wypowiedzi, lecz osoby rozpoczynającej ten pod-wątek.

ocenił(a) film na 9
AnyaBudde

Dla czepialskich...Władca Pierścieni ostatnia część jest z 2003 r i po inflacji ma na koncie ok 2 mld dolarów a HP ostatnia część jest z 2011 max 1,5 mld tyle

użytkownik usunięty
AnyaBudde

"W efekcie cała seria HP znajduje się na liście najbardziej kasowych filmów wszech czasów! "

Powalający argument! Jeden transformers czy inny spajderman zarobił pewnie więcej niż wszystkie filmy Tarkowskiego. Widocznie ten Tarkowski to cienias był...

A tak serio. To jest kino jako sztuka (czyli Tarkowski, Bunuel, Fellini...) i jest kino, które zatrzymało się na poziomie jarmarcznej budy. Czyli właśnie HP i tym podobne produkcje.

ocenił(a) film na 3

To nie jest wątek ani na temat Harrego Pottera ani jego adaptacji filmowej. Gdybym kiedykolwiek miała ochotę wypowiadać się ta temat HP (czy też innej produkcji filmowej), to założyłabym wątek właśnie na forum poruszanego filmu! Ta dyskusja nie dotyczy ani Harrego Pottera, ani Władcy Pierścieni, ani też Minionków!
Ten konkretny wątek dotyczy tylko i wyłącznie filmu "Whiplash"- czego można się łatwo domyślić po tytule wątku i po tym, że znajduje się właśnie na stronie wspomnianego filmu pośród innych wątków dotyczących tej właśnie konkretnej produkcji!
Dlatego apeluję to wszystkich użytkowników, by wstrzymywali się od komentarzy na temat innych produkcji filmowych, których dany wątek nie dotyczy!

użytkownik usunięty
AnyaBudde

"To nie jest wątek ani na temat Harrego Pottera. Gdybym kiedykolwiek miała ochotę wypowiadać się ta temat HP (czy też innej produkcji filmowej), to założyłabym wątek właśnie na forum poruszanego filmu! "

Masz coś z pamięcią? Przecież właśnie sama napisałaś długi post o HP. Ja tylko skomentowałem z niego jedno zdanie.

AnyaBudde

Największym dowodem na to, jak okropne jest aktorstwo w tym filmie, są zapewne te wszystkie nagrody, którymi obsypywany jest J.K. Simmons, nie?

ocenił(a) film na 9
AnyaBudde

A mi się przyjemnie oglądało, za bardzo się spuszczacie nad przesłaniem czy fabułą, kiedy tu chodziło o muzykę, reszta była tylko tłem. Na muzyce mieliśmy się wszyscy skupić, przypomnieć sobie na czym polega piękno jazzu w dobie fenomenu Nicky Minaj i Miley Cyrus czy innych ścierw. I to działa, ja nie mogę przestać słuchać soundtracku i mam szczerą nadzieję że ktoś się też "zaraził" :)

Ciuszek

Rzeczywiście jak się zastanowić to ten film był tylko i wyłącznie o muzyce. Jak dla mnie świetnie ukazał środowisko muzyczne, gdzie bycie geniuszem to nie tylko talent, z którym się rodzimy, ale też determinacja i wielogodzinne codzienne ćwiczenie. W tym przypadku jest ono spotęgowane przez Fletchera wywołującego psychologiczną presję na uczniach. Myślę, że główny problem z tym, że niektórzy po prostu nie czują tego filmu, jest to, że nie mają żadnego punktu odniesienia. Większości osób, które nigdy nie trzymało instrumentu w rękach i nie musiało spędzić wielu lat ćwicząc, nie spodoba się to, że perkusista nic tylko ćwiczy i ćwiczy, a przez cały film międlone są praktycznie tylko dwa kawałki.

Jak dla mnie jest to film prosty, ukazujący psychologiczną stronę powstawania geniuszu muzycznego. I nie ważne czy ten geniusz jest rozpoznany przez tłumy na widowni, lecz najważniejsze jest uznanie Fletchera. Bo on jest krytykiem, kartą przetargową dzięki której, główny bohater poczuje się spełniony. Ale tylko na chwilę, bo po finalnym koncercie JVC będzie następny, gdzie znów trzeba będzie dążyć do perfekcji, i ćwiczyć.

ocenił(a) film na 10
AnyaBudde

Oj tam, oj tam, świetne kino, a Ty się czepiasz, droga autorko wątku.
Dawno żaden film nie zrobił na mnie takiego wrażenia.

PS. Rozbawiła mnie argumentacja na zasadzie - a przecież bohater powinien zrobić to i to, a zrobił to i to. Jeden przykład pokazujący jak owa argumentacja jest płytka i prosta do podważenia - ja odebrałem to z tym poddaniem się głównego bohatera to tak - Andrew jak wyleciał ze szkoły, to się załamał i zaszył w domu. On odbierał świat w kategoriach zero jedynkowych. 1 - sukces. 0 - porażka. Doznał porażki.
Wyobraź sobie, że grasz w ekstraklasie w najlepszym klubie i nagle koniec, wylatujesz, i co? Jesteś nikomu nieznana, jedynie z wielkimi aspiracjami, sama nieprzekonana do swego talentu, no i co? Zaczynasz grać w 5 lidze z amatorami i wszystko od początku? Bo przecież marzenia... Bez sensu.

ocenił(a) film na 9
konsewatywnyliberal

całkowicie się zgadzam z tym uzasadnieniem załamania się Andrew. I przykład to ilustrujący też doskonały. Myślę, że wiele osób doświadczyło podobnych odczuć, bez zwględu na rodzaj i wymiar ambicji.

AnyaBudde

Nie zrozumiałaś filmu widzę. Po pierwsze i najważniejsze Fletcher wierzył w to, co mówił, że geniusz rodzi się w bólu. W końcowej scenie on wcale się nie ośmiesza oszukując Andrew, aby się na nim zemścić. Ten koleś celowo naraża swoją karierę i dobre imię na szwank (psując koncert), żeby wzbudzić w chłopaku ogień i pasję do muzyki, bez której jej granie nie ma sensu. Innymi słowy, Fletcher poświęcił swoją opinię (Andrew gdyby był słabszy psychicznie, mógłby już nie wrócić) żeby stworzyć "swojego Cole'a Parkera", co mu się udało! W tym świetle, co z tego, że koncert był chaotyczny, skoro wszyscy go zapamiętają, tak jak ową legendarną solówkę Birda (zagrał ją rok po tym, jak inny muzyk rzucił mu talerzem w głowę). Na tej sali była niby cała śmietanka i każdy z nich wyszedł ze szczeną przy glebie i poczuciem że obserwowali - być może - narodziny legendy. (Wyjaśnienie już łopatologiczne wręcz 1. Fletcher specjalnie zmienił repertuar, żeby zdenerwować Andrew, doprowadzić do ośmieszenia i załamania, z którego to miejsca są tylko dwa wyjścia - do końca kariery, albo odrodzenia, 2. w trakcie Caravan dopieprzał mu słownie, żeby jeszcze go podminować po tym jak się nie poddał, 3. kiedy Andrew zaczął grać solo poczuł dumę, 4. ekstaza Fletchera, kiedy sam widział kogo stworzył - to już widać w tym, jak podpowiadał Andrew jak budować napięcie i przejście do Whiplash.

ocenił(a) film na 3
hypc

I tu pies pogrzebany... Ludzie chcą wierzyć w Twoją "interpretację", bo ona ostatecznie uszlachetnia Fletchera i uświęca jego metody rzezi. Jest to niestety zbyt daleko posunięta interpretacja, bo film sam w sobie pokazuje niestety coś zupełnie przeciwnego. Poza osobistą zemstą, nic innego nie motywuje Fletchera do postawienia Andrew w podbramkowej sytuacji... Także film ostatecznie jest z wymarzonym Happy Endem, ale nie tym szlachetnym, w jaki ludzie usilnie próbują wierzyć.

AnyaBudde

Wydaje mi się, że albo nie zrozumiałaś, albo nie oglądałaś filmu ze skupieniem. Wszystko przemawia za tym, co pisałem, począwszy od struktury filmu, przez drobne niuanse, wskazówki mniej i bardziej uwypuklane w rozmowach i analogiach. Twoja początkowa interpretacja jest... powiem szczerze - nie traktuj tego jako przytyk osobisty, mówię tylko o toku rozumowania w odniesieniu do tego filmu - mocno ograniczona. A porównanie z Cosbym to już w ogóle chybione o lata świetlne. Fletcher kochał muzykę, miał słuch doskonały i to było jego przekleństwo - bo słyszał dokąd muzyka zmierza na współczesnych nagraniach. Wykorzystywał więc swoją władzę do hartowania "szorstką miłością" najlepszych, by to się zmieniło. Cosby wykorzystywał wpływy dla własnych samolubnych korzyści.

ocenił(a) film na 3
hypc

Fletcher najbardziej kochał samego siebie i swoje własne gusta muzyczne. Myślał, że jego droga jest jedyna i prawdziwa do osiągnięcia jego osobistego życiowego celu- odnalezienia prawdziwego talentu muzycznego. Nie interesowało go, że idzie po trupach i że niszczy potencjalnych przyszłych geniuszy, którzy być może mają zbyt wrażliwą duszę na praktyki Fletchera-tyrana. Sam mówi w barze, że szukał prawdziwego geniuszu całe swoje życie, ale nigdy go nie znalazł. (I tu wielu błędnie to interpretuje, że jest to nawiązanie do szczytnych zamiarów Fletchera wobec Andrew).

Muzyka Fletchera jest bardzo ograniczona, brakuje jej tchnienia, inspiracji, polotu. Jest jedynie do bólu POPRAWNA. I tą swoją poprawność narzucał innym, zabijając przy tym ich indywidualizm i szansę na odnalezienie ich własnego stylu! Osoba, która mówi, że te praktyki są OK, najwidoczniej nigdy nie miała nic wspólnego z ŻADNĄ formą sztuki i nie wie, co to znaczy być artystą.... Całe szczęście, że Picasso i reszta ojców sztuki awangardowej nigdy nie mieli Fletchera za swojego mentora, bo nikt nigdy by o nich nie usłyszał.

Fletcher nigdy wcześniej nie dostrzegał prawdziwej iskierki geniuszu w Adrew, bo nigdy nie pozwolił mu na rozwinięcie skrzydeł. Jeżeli coś w ciągu 2 sekund nie było zagrane tak jak sobie to Fletcher w głowie ułożył, to zmieniał perkusistę w mgnieniu oka. Nie znalazł tego, czego cały czas szukał, dlatego miał w zanadrzu aż 3 muzyków na ten konkretny instrument. I każdego z chłopaków postrzegał tak samo- "not good enough". Różnica między nimi ukazała mu się dopiero wtedy, jak Adrew został wyrzucony ze szkoły, gdyż chłopak doniósł na swojego Guru. Wówczas Adrew zapadł Fletcherowi w pamięci jako drań, który pozbawił go pracy (a nie tak jak Ci się wydaje- jako ambitna osoba, która musi być popchnięta do odkrycia swojego drzemiącego geniuszu... ). Końcówka to jedynie chamska zemsta Fletchera i przypadkowy sukces Adrew (ostatecznie doceniony przez Fletchera) - nic więcej. A te drobne niuanse i wskazówki w rozmowach i analogiach, o których wspominasz, to chyba były interpretowane przez różowe okulary.... Polecam ponowne obejrzenie omawianej sceny, bo u Ciebie niestety ociera się o poważną nadinterpretację tematu.

AnyaBudde

haha :D Co pozwala Pani myśleć, że to Pani decyduje o tym, czyja interpretacja jest błędna, a czyja słuszna?
I czy założyła Pani ten wątek dla dyskusji, czy po to, żeby atakować każdego, kto zdobył się na odczytanie mniej konwencjonalne, niż Pani?

PS. Wypowiedzi typu "film jest właśnie dla zwykłego "zjadacza chleba", który nie wie, co znaczy mieć pasję" czy posty, w których nazywa Pani ludzi "ślepymi (i głuchymi)", nie są niestety merytoryczne. Mało tego - jeśli ubliża Pani zbiorowości, którą Pani uprzednio konkretyzuje, Pani ataki nie są wcale bardziej słuszne od tych, które celują w konkretnych użytkowników.

ocenił(a) film na 3
between_the_noise

hmmm.. przestudiujmy trochę zaistniałą tu sytuację, by nieco rozwiać pewne wątpliwości...

hypc mówi: "Nie zrozumiałaś filmu widzę. (...)" (i tu jego interpretacja)

AnyaBudde: (moja interpretacja)

hypc ponownie: "Wydaje mi się, że albo nie zrozumiałaś, albo nie oglądałaś filmu ze skupieniem. Wszystko przemawia za tym, co pisałem, począwszy od struktury filmu, przez drobne niuanse, wskazówki mniej i bardziej uwypuklane w rozmowach i analogiach."

Wniosek: Każdy ma własną interpretację i każdy uważa swoją za słuszną. Ale Pan Hypc pojawia się tutaj i próbuje dwa razy narzucić mi swoją interpretację jako tą jedyną i prawdziwą (ba! zaczyna nawet zupełnie osobny wątek na forum dla takich ludzi jak ja, którzy "zupełnie nie zrozumieli o czym ten film jest"! Różnica między nim a mną jest taka, że to on zawitał u mnie, by narzucić mi swoją interpretację, a nie odwrotnie...)

>"I czy założyła Pani ten wątek dla dyskusji, czy po to, żeby atakować każdego, kto zdobył się na odczytanie mniej konwencjonalne, niż Pani?"
Założyłam wątek, by wypowiedzieć się na temat tego konkretnego filmu. Napisałam w nim swoje subiektywne odczucia, opinie i przemyślenia na temat "fenomenu" Whiplash. Nie zaczęłam wątku, by tu polemizować na ten temat. Nie zadaję tu pytań pełna wątpliwości znaczenia i interpretacji filmu. Dla mnie zamierzenia filmu są jasne i klarowne, nie widzę tam żadnej ukrytej głębi.
Problem dotyczy u mnie publiczności, która, z jakichś nieznanych mi powodów, opiewa ten film w samych superlatywach i wznosi na wyżyny geniuszu kinematografii. W moim odczuciu film ten nie zasługuje na owe wyróżnienia i żadne dyskusje tego odczucia nie zmienią.

Wracając do "zwykłego zjadacza chleba"... Zgodnie ze słownikiem to: ‘człowiek zwykły, przeciętny, szary obywatel’ i nie jest to określenie o zabarwieniu pejoratywnym. Potwierdzeniem tego jest tłumaczenie frazy na j. angielski- mamy tu jedynie słowo 'Everyman', które również nie należy do obraźliwych.
Idąc tym tropem, można łatwo wywnioskować, że ten Everyman jest reprezentantem większości zbiorowości społecznej. A owa zbiorowość, żyjąc życiem codziennym, w 99 procentach nie ma czasu na pasję, bo ona wymaga dedykacji i poświęcenia. Nie każdy może sobie na to pozwolić. Dlatego ludzie mają hobby, bo to taka uproszczona i bardziej komfortowa forma pasji. Ale samą pasją nie jest, bo to tak jakby porównywać zauroczenie do miłości...

Mój post (nie posty!), w którym użyłam określenia "ślepy (i głuchy)" jest bezpośrednią odpowiedzią na bezczelny post użytkownika "Kroko93" brzmiący:
"No tak, czego się można spodziewać bo dziewczynce,która ocenia kilka części HP na 9?"
Na ten pełen sarkazmu post (który niczym nie nawiązuje do w głównego wątku), również odpowiedziałam sarkazmem. Moja uwaga była adresowana wyłącznie do powyższego użytkownika. Jeżeli ktoś inny również czuje się urażony, to niestety nic na to już nie poradzę. Poza tym ten jeden konkretny użytkownik lubi udzielać się na różnych forach filmwebu, krytykując jedynie ich użytkowników, a nie dyskutując na temat filmów. A to jest już zwyczajne chamstwo, nic więcej.

ocenił(a) film na 6
AnyaBudde

Film jak widzę wywołał ogromne emocje ;) Dla mnie jest to tak niejednoznaczny obraz, treściowo bardzo niejasny w pewien sposób, że każda interpretacja jest dobra, o ile jest własna ;) Ja bym się osobiście skłaniała raczej ku temu, że Fletcher kierował się chęcią zemsty pod koniec, bo ja widziałam w nim wściekłość, gdy Andrew wrócił do perkusji i dopiero po pewnym czasie mu się "spodobało". Ale ktoś inny mógł widzieć coś innego ;) Więc zachowajmy spokój i wzajemny szacunek.

ocenił(a) film na 9
AnyaBudde

Fletcher jest sadystą nie artystą, sprawia mu przyjemność kiedy widzi jak jego ofiara cierpi, a przede wszystkim kiedy się go boi. Na swoje ofiary wybiera osoby kruche, np. w scenie w której wyrzuca z zespołu "grubasa", który gra czysto, ale jest zbyt przerażony by się bronić, pozostawia wówczas w zespole innego chłopaka, który "fałszował". Jakość muzyki jest tu tylko tematem zastępczym, celem jest sadyzm sam w sobie...agresja uruchamia agresję...ot cała historia...
Dla psychiatry wspaniałe pole do diagnozy: muzyka jest tłem do samo-masochistycznej gry pomiędzy głównymi bohaterami, a zaburzenia obsesja i kompulsywne ćwiczenia prowadzą do ...śmierci, choroby lub...sukcesu? Tylko co to za sukces? Zdecydowanie wolę pozostać przeciętnym człowiekiem;) Ale film ciekawy, trzyma w napięciu...jeśli ktoś lubi

ocenił(a) film na 10
AnyaBudde

Prawie wszyscy 'wielcy' muzycy to byli ludzie z faszystowskim EGO...dlateo zostali ikonami :D

hypc

Wydaje mi się, że Fletcher nie zrobił tego specjalnie. On chyba chciał się zemścić. Anderw zniszczył bardzo dużo z tego co Fletcher osiągnął i uniemożliwił mu dalszą realizację jego życiowego celu: poszukiwanie legendy jazzu. Kiedy pracował w szkole miał ciągle "dostęp" do nowych muzyków. Kiedy się to skończyło została mu tylko jakaś orkiestra, z którą przygotował kilka standardów na otwarcie koncertu. On chciał się zemścić i niewiele miał do stracenia. Co mu mogli zrobić? Pośmialiby się w kuluarach i to pewnie razem z nim jakiego to matołka do perkusji posadził. Dopiero jak się okazało jak Andrew gra to jego zemsta stała się nieważna, bo okazało się, że być może rzeczywiście udało mu się znaleźć "geniusza".

ocenił(a) film na 3
Sei_2

Popieram.

ocenił(a) film na 5
AnyaBudde

TAK! dokłanie tak. Lepiej bym tego nie napisała :) pozdrawiam

ocenił(a) film na 5
AnyaBudde

Idealne podsumowanie tego "dzieła". Nic dodać, nic ująć!

ocenił(a) film na 8
AnyaBudde

Pieprzysz

ocenił(a) film na 9
AnyaBudde

Zagadką fenomenu jest... pasja. I mam wrażenie, że tylko ludzie potrafiący w pełni poświęcić się na rzecz prawdziwej pasji (nie mylonej z pojęciem hobby) będą w stanie docenić ten film. Ważna jest też istota muzyki, jeśli się jej nie rozumie film może być lekko przerysowany. Dla mnie jest dziełem reżysera, który rozumie nie tylko co to jest pasja, ale również jak wielki przekaz niesie ze sobą muzyka. Ten film nie jest dla każdego "zjadacza chleba", a z głównym bohaterem nie każdy jest w stanie się utożsamić. I właśnie to jest piękne. Nie jest to obraz, który każdy ma docenić. Będzie on wartością dla kogoś kto nie widzi w nim tylko "nastolatka którego każdy w sobie dostrzega i który dąży do sukcesu za wszelką cenę jak cały świat". To jest bardzo prosta historia o dojrzałym mężczyźnie, który wie gdzie jest jego miejsce. Jest płytki, jednowymiarowy, po prostu ludzki. Po co nam kolejny bohater, który jest czymś więcej? Proszę Was ludzie, przekroczcie granice, nie trzymajcie się tak kurczowo formy, nie każda wykreowana postać musi być kimś wyjątkowym kto porwie tłumy. Ta surowość jest piękna.

ocenił(a) film na 3
juliasrulia

Piszesz to osobie, która jest całkowicie oddana swojej pasji i poświęca jej cały swój czas. Pasja jest formą miłości, której się poświęca bezwarunkowo i często nawet bezinteresownie... Pasja wyzwala w człowieku pokłady pozytywnej energii, która potrafi tak naładować akumulatory, że zapomina się, co to potrzeba snu czy pożywienia. To jest wewnętrzne dążenie do swoistego rodzaju subiektywnej perfekcji, która jest głównym motorem działania i przyczyną wielu wyrzeczeń. Wiem o tym, bo tak wygląda moje życie.
Niestety nie dostrzegam tego samego w filmie "Whiplash". Nie ma tam krzty kreatywności, natchnienia, polotu, wyobraźni. Za to jest katorga (pot, łzy i krew), ciężka walka, tyle że nie ta (wewnętrznie piękna) artystyczna, ale bardziej surowa- sportowa, niczym przygotowania do Igrzysk Olimpijskich. Celem nie jest dążenie do samorealizacji lecz jedynie zrobienie kariery. A to jest gigantyczna różnica między prawdziwą pasją, a tą jedynie słabą, przelotną. Poza tym, gdyby Adrew naprawdę kochał to, co robił, to nie rzuciłby wszystkiego w kąt po swojej pierwszej porażce (tj. wyrzucenie ze szkoły). Ludzie, którzy żyją pasją, nie rozstają się z tą miłością na pierwszym zakręcie.
Uważam, że nie masz racji- ten film jest właśnie dla zwykłego "zjadacza chleba", który nie wie, co znaczy mieć pasję, więc jak dostrzeże jej namiastkę, to mu szczęka opada z wrażenia i długo nie może wyjść ze zdumienia...

AnyaBudde

Czyli droga autorka podeszłaś do filmu bardzo osobiście i nie mogąc utożsamic się z żadnym z bohaterów ( bo każdy odbiega od Twojego punktu widzenia) skrytykowałaś film.I masz do tego prawo.Film to sztuka jak każda inna i albo coś się komus podoba albo nie.O gustach się nie dyskutuje.To, że ktoś lubi kino noir a inny HP nie dyskwalifikuje ani jednej osoby, ani drugiej.Ale ubliżasz ludziom i nawet tego nie zauważasz."Zwykłego zjadacza chleba" a kto to taki? Ktoś kogo pasja lub życie odbiegają od twoich górnolotnych wzruszeń? "Prawdziwa pasja" ? Ty ją masz jak widze a twórca filmu według Ciebie, nie? Ktoś kto zrobił film o pasji z budżetem 3.000.000 ? Nie wspomniałas nic o muzyce.Według Ciebie muzyka w tym filmie nie odgrywa żadnej roli? Ponad to ja rozumiem, można napisać film mi się nie podobał, nie przekonał mnie, zintterpretowałam to tak i tak ale tutaj u Ciebie wypowiedzi to"potok". i jest tylko jedna racja, Twoja. Ja widzę , że niektórzy po przeczytaniu Twojej recenzji zaczynają postrzegać inaczej film, mają jakieś przemyślenia, wątpliwości. Ty nie.

ocenił(a) film na 3
Rozsadek

>"Zwykłego zjadacza chleba" a kto to taki?
O szczegółowe rozwinięcie proszę zapytać użytkowniczki "juliasrulia", gdyż ona wprowadza powyższą frazę.

Natomiast rozwinięcie związku frazeologicznego w mojej wypowiedzi jest zawarte w powyższym poście. Jednakże pozwolę sobie ponownie przytoczyć:
"(...)zwykłego "zjadacza chleba", który nie wie, co znaczy mieć pasję, więc jak dostrzeże jej namiastkę, to mu szczęka opada z wrażenia i długo nie może wyjść ze zdumienia..."
Ta uwaga nie jest skierowana do poszczególnych jednostek, zatem też nikomu nie ubliżam. A osoby, które czują się urażone, zapewne cierpią na brak pasji w życiu (ale na pewno nie za moją przyczyną).

>"można napisać film mi się nie podobał, nie przekonał mnie, zinterpretowałam to tak i tak"
Oczywiście, że można tak napisać, ale to nic nie wnosi i nic nie znaczy. To są ogóły, które nie mają żadnej informacji. W sumie równie dobrze można wcale nic nie pisać... Albo też napisać cały potok słów. Z drugiej strony można posty przeczytać, albo zupełnie zignorować. Fora są po to, by wyrażać swoje opinie i poglądy. I tu też zazwyczaj każdy ma jedną rację... swoją.

>"Ja widzę , że niektórzy po przeczytaniu Twojej recenzji zaczynają postrzegać inaczej film, mają jakieś przemyślenia, wątpliwości. Ty nie."
Dla mnie fenomen tego filmu niezmiennie pozostaje największą zagadką dzisiejszej kinematografii... I to już chyba się nie zmieni. A to forum tutaj przypomina mi trochę dyskusję miłośników fast-foodów z weganami... Jeden drugiego do swego nie przekona, choćby jak się starał.

ocenił(a) film na 10
AnyaBudde

Pani AnyaBudde ma "Życie Pi" ocenione na 10 więc o czym my tu rozmawiamy.
Żeby nie było., nie jestem internetowym trollem który przyłącza się do każdej kłótni na forum ale ten film był tak świetny że musiałem stanąć w jego obronie.
Ten film jest arcydziełem. To perfekcja w każdym calu.

Oczywiście każdy ma prawo wyrazić swoje zdanie.
Ja wyraziłem swoje...i tyle:)


ocenił(a) film na 10
sub7

Problemem dzisiejszego kina i świata filmu jest to że, został oblegany przez chore feministki niezadowolone, ze sztuki i życia ogólnie...

ocenił(a) film na 7
juliasrulia

jak można pisać, że "jego surowość jest piękna" skoro doprowadza jednego do samobójstwa, a głównego bohatera prawie do śmierci?! słyszeliście kiedyś o zdrowym rozsądku?! To był film o osobach, które tak naprawdę nie wiedzą co robią, jak dwa ćpuny na jazzowym haju. Nie wiem jak można podziwiać dwóch jazzowych ćpunów.

ocenił(a) film na 10
AnyaBudde

Oglądacie film, analizujecie szczegóły i duperele,
a mało kto zwraca uwagę na muzykę, na grę, na emocje z tym związane.
W filmie Andrew ma w swej salce prób, na ścianie przyczepione zdjęcie Buddy Richa.
Słucha też jednej z jego płyt siedząc na korytarzu.
A na końcu sam staje się niemal że jego wcieleniem.
Popatrzcie na YT to jak grał na perkusji ten muzyk.
To Andrew we własnej osobie.
Fletcher mu o tym mówił, gdy się przypadkiem spotkali w knajpie.
On wciąż szukał drugiego Parkera, drugiego Richa.
I znalazł!
Stąd ten uśmiech na końcu filmu.
Bo to był przede wszystkim film o muzyce.

dillinger79

Dołączę się w obronie. Nie widzę sensu dogłębnej analizy fabuły. Równie dobrze mógłby tam być relacja sportowa. Jest to film o muzyce z rewelacyjną ścieżką dźwiękową i klimatycznymi zdjęciami, które są dobrym tłem do słuchania. Bardzo mi się podobał.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones