PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=698847}
8,1 309 342
oceny
8,1 10 1 309342
7,5 50
ocen krytyków
Whiplash
powrót do forum filmu Whiplash

„Whiplash” obejrzałam skuszona wysokimi ocenami i pochlebnymi recenzjami, które przed seansem mnie ekscytowały, a po seansie mnie przerażają!!!
To, że film był dla mnie wielkim rozczarowaniem, jestem jeszcze w stanie sobie wytłumaczyć. Jednakże fakt, że jest on tak przez wszystkich gloryfikowany - beyond me!
Postanowiłam więc przeczytać kilka recenzji, by dotrzeć do informacji, które być może mi umknęły…
Lecz wtedy załamałam się jeszcze bardziej… Bo w tym „Arcydziele” nie ma jednak zupełnie NIC godnego uwagi.

Ludzie są przekonania, że film jest o dążeniu chłopaka do perfekcji za wszelką cenę, by urzeczywistnić swoje marzenia. W filmie „good job” to synonim „good enough”, a to w rzeczy samej (wg autora) jest antonimem sukcesu. Dlatego trzeba sięgać wyżej i dalej, by osiągnąć maksimum swoich możliwości i spełnić swoje marzenia.
I choć widzom wydaje się, że takie jest przesłanie filmu, sama „fabuła” pokazuje coś zupełnie innego.
Choć Andrew marzy o byciu sławnym perkusistą, to dla niego liczy się, by być wystarczająco dobrym w oczach Fletchera i grać w zespole szkolnym. Jego ambicje nie wychodzą poza te ramy. Gdy po incydencie z atakiem na Fletchera, zostaje on wydalony ze szkoły, Andrew nie pokazuje wytrwałości w dążeniu do celu za wszelką cenę. Wręcz przeciwnie- wyrzuca wszystko, co dotyczyło jego marzeń, a „ukochaną" perkusję zamyka na klucz. Zatem zwyczajnie się poddaje. Choć mógłby próbować grać gdzieś w pubach, wciąż się rozwijać, szukać edukacji w innych szkołach. Ale nie- Andrew wybiera porażkę. Dopiero przypadkowe spotkanie ze swoim byłym nauczycielem prowadzi go do „kolejnej szansy”, która początkowo okazje się okrutną zemstą Fletchera na Andrew, a kończy „A-Co-Mi-Tam-I-Tak-Już-Nie-Mam-Nic-Do-Stracenia” występem solowym głównego bohatera.

Postać Andrew jest bardzo jednopłaszczyznowa i nie ma w niej nic wychodzącego poza typowe schematy osoby przejawiającej chociażby namiastkę ambicji w życiu. Jest zwykłym, prostym chłopakiem, który ma swoje pasje. Lecz żenujące są recenzje, które opisują go jako „niepoddającego się młodzieńca, który musi dokonać wyboru między miłością do dziewczyny na obsesyjną ambicją”. Nie wiem gdzie ktoś się tam dopatrzył miłości, bo w wersji, która ja widziałam, była zaledwie namiastka jakiegoś płytkiego młodzieńczego zauroczenia, które skończyło się zanim się jeszcze miało okazję zacząć! W ogóle to zastanawiam się po co został wprowadzony wątek tej dziewczyny, który absolutnie nic nie wprowadza do tej historii. Ich relacje zostały spłycone do totalnego minimum.

Z kolei postać Fletchera jest jakąś mentalną żenadą. Przez cały film psychicznie molestuje swoich uczniów pod pretekstem zachowania swojej „nieskazitelnej” reputacji w gronie zwolenników jazzu. Jednakże w punkcie kulminacyjnym filmu dobrowolnie wystawia ową reputację na pośmiewisko, (oszukuje Adrew co do repertuaru zespołu), kierując się przy tym tylko i wyłącznie osobistą zemstą na swoim byłym podopiecznym… Czyli cała jego charakterystyka postaci legnie w gruzach w finale filmu, podczas którego zupełnie przeczy temu, czym się motywował molestując wszystkich dookoła.
Drugim motorem jego poczynań była misja osobistego odnalezienia kolejnego Charlie Parkera, która wydawać by się mogła celem jego nędznego życia. Dlatego nie ma nic przeciwko uciekania się to totalnego reżimu podczas swojego nauczania. Dla niego „good job” jest synonimem porażki i tym samym próbuje zarazić innych. Nie interesuje go, że podczas tych praktyk podetnie setki skrzydeł przyszłych potencjalnych geniuszy. Dla niego ważny jest jedynie własny sukces - odkrycie prawdziwej perły muzycznej. Jego techniki prania mózgu kończą się jednym samobójstwem (byłego ucznia, który nie mógł sobie poradzić z życiem po zakończeniu edukacji u boku Fletchera) oraz nieszczęsnym wypadkiem samochodowym głównego bohatera, który o włos uniknął prawdziwej tragedii. (Szokiem jest również moment, kiedy Andrew wchodzi na scenę cały we krwi i nikt nawet się tym nie zainteresowa!!!- w jakim świecie tak wygląda rzeczywistość???!!!!)

Cała ta opowieść przypomina mi historię Billa Cosbiego i jego molestowanych seksualnie ofiar. One też zostały oddane w ręce psychicznie chorego świra, by w zamian dostać szansę na sukces… (!)
Ale chyba nikt się nie zgodzi z ceną jaka musiała być zapłacona za ową szansę.. Sięganie po marzenia ma swoje granice, ale także i alternatywy. „Whiplash” nie pokazuje ani jednego ani drugiego.

Dlatego zastanawia mnie fenomen tego filmu. Myślę i myślę.. zadając sobie pytanie: „skąd ta cała aprobata i zafascynowanie filmem?”. Skąd te wszystkie nominacje i nagrody???! Ja jedynie widzę amatorskie kino zrobione w 19 dni. Kiepski montaż, kiepskie zdjęcia, płytka charakterystyka postaci, zero oryginalnych i kreatywnych aspektów. Całokształt przypomina to, o czym jest film- próby i przygotowania do czegoś. Jednakże mam wrażenie, że na tym się kończy. Że reżyser zapomniał nagrać film i zostały jedynie posklejane jakieś sceny z prób, które są dosłownie pasmem wypocin, krwi i łez. Inne wątki są wprowadzone do filmu, ale nie mają żadnego celu i znaczenia (rodzina Andrew, jego dziewczyna). Efektem jest amatorski patchwork pełen dziur i mankamentów.

Dlatego wciąż sobie zadaję pytanie: „skąd ten fenomen na całym świecie? Co inni widzą w tym filmie, czego ja nie dostrzegam?”.
I wtedy przyświeca mi jedna myśl: to czasy dzisiejszego pokolenia i jej mentalna papka. Ludzie zapomnieli już, co to znaczy mieć ambicje i dążyć do celu. Nie mają hartu ducha, który by ich motywował do działania. Boją się wykraczać poza ramy społeczne, bo nie daj Boże, wystawią się na pośmiewisko facebookowych przyjaciół i ich idealnie zmanipulowana rzeczywistość legnie w gruzach. Inna opcją jest po prostu akceptacja tego, co się ma, choć w głębi serca marzy się o czymś więcej. Jednak strach przed poniesieniem klęski powoduje brak decyzji do podjęcia ryzyka.

Niemniej jednak, film ten na mnie nie działa motywująco czy też mobilizująco. Sięganie po marzenia jest piękne i często wymaga odwagi. Ale ma też swoje granice. Czasami obieramy jedną drogę, by dotrzeć do obranego przez nas celu, lecz dochodzimy do przepaści. Wówczas nie skaczemy w przepaść (tak jak to pokazuje film) tylko zawracamy i szukamy innego drogi, która doprowadzi nas do tego samego celu! Cel może być jeden, ale alternatywy jego osiągnięcia są niezliczone!!! Ważne by się nie poddawać! A główny bohater „Whiplash” poddał się po tym, jak sam pozwolił się zepchnąć w przepaść. Powodem jego ostatecznego sukcesu nie jest determinacja, a zwykły przypadek. Gdyby nie spotkał ponownie swojego nauczyciela, któremu przyświecała żądza zemsty, Andrew pewnie do tej pory sprzedawałby kanapki...

ocenił(a) film na 9
dillinger79

Brawo, film w którym muzyka odgrywa kluczową rolę ale jak widać nie wszystkich to interesuje..wolą pisać elaboraty na mało istotne tematy a film zobaczyć na laptopie z dźwiękiem jakości słuchawki telefonicznej.

ocenił(a) film na 3
dillinger79

Wydaje mi się, że to miał być film o muzyce, ale wyszło z tego filmidło o niskim poczuciu własnej wartości i wynikającej stąd potrzebie sławy, do której bohater dąży nawet kosztem własnego zdrowia, życia, uczuć swoich i innych osób.

Ale to już zależy od tego, jak postrzega się pasję, muzykę, miłość. Dla mnie to nie bezsensowne zażynanie się, chora perfekcja i droga po trupach do celu, tylko przekazywanie w muzyce uczuć, jakiejś prawdy, szczerość, pomysł, oryginalność. Nie chciałabym słuchać muzyki granej przez kogoś, kto zdobył swoją pozycję w taki sposób.

Sami widzicie jak subiektywnie zaczyna wyglądać ta dyskusja... Dlatego nie ma co się spinać, nigdy nie dojdziemy do porozumienia.
Pozdrawiam! :)

ocenił(a) film na 10
Vivienne2

nie rozumiesz tego, że aby być doskonałym muzykiem to trzeba się katować,
bo tylko najlepsi mogą przejść do historii ;)

ocenił(a) film na 3
dillinger79

Chopin nigdy się nie katował, gdy grał i komponował swoją muzykę... I pewnie żaden inny klasyczny kompozytor, który zasłużył na to, by ze swoim wybitnym dorobkiem artystycznym przejść do historii. Jak się robi, co się kocha, to się nie wie co to prawdziwe katusze. Muzyka uskrzydla, zwłaszcza prawdziwych muzyków, nie jest pasmem cierpień lecz ekstazą duszy!
Inaczej jednak to wygląda w sporcie. Dlatego też Whiplash wygląda jak sportowy trening muzyki...

ocenił(a) film na 10
AnyaBudde

a czy Chopin grał na perkusji?
wpisz sobie na YT - Buddy Rich
potem sobie o nim poczytaj
i dopiero zabieraj głos na tematy związane z grą na perkusji;

ocenił(a) film na 3
dillinger79

"nie rozumiesz tego, że aby być doskonałym muzykiem to trzeba się katować,
bo tylko najlepsi mogą przejść do historii"

Mowa tu o muzykach, a nie o perkusistach. Interesujące jest to, że nawet odwołując się do swojej własnej wypowiedzi popełniasz błędy merytoryczne...

ocenił(a) film na 10
AnyaBudde

perkusista to nie muzyk ?

ocenił(a) film na 3
dillinger79

Perkusista to muzyk, ale nie każdy muzyk to perkusista.
Dla przypomnienia - Twoja wypowiedź dotyczyła MUZYKÓW.

Czuję się jakbym dziecku tłumaczyła, że każdy kot jest ssakiem, ale nie każdy ssak jest kotem..... Poziom ten dyskusji jest przerażający...

ocenił(a) film na 10
AnyaBudde

a swoją drogą to skąd wiesz czy Chopin NIGDY się nie katował ????????
tak mnie to teraz zastanowiło;


Wcześniej piszesz, że "bezsensowne zażynanie się, chora perfekcja i droga po trupach do celu, tylko przekazywanie w muzyce uczuć, jakiejś prawdy, szczerość, pomysł, oryginalność. " czyli, że jedno drugie może wykluczać. Co jest dla mnie totalną bzdurą, bo po to aby grać na pewnym poziomie trzeba najpierw się katować i szlifować warsztat, a potem dopiero myśleć o tym co chce się muzyką wyrazić. No chyba, że gra się punka, black metal, albo muzykę z komputera. A i to też nie do końca, bo czy w takim punku nie ma uczuć? Jest i to ile.

"Muzyka uskrzydla, zwłaszcza prawdziwych muzyków, nie jest pasmem cierpień lecz ekstazą duszy!"
aha..już...widać, ze mało się znasz na muzyce;
takiego Iana Curtisa z Joy Division tak uskrzydliła, że popełnił samobója. Muzyka to nie tylko piosnki o kwiatkach, miłości i innych duperelach to także cała masa artystów poruszających ciemne zakamarki ludzkiej egzystencji i dla mnie są o niebo ciekawsi od tych przewidywalnych i uskrzydlonych 'muzyków'

ocenił(a) film na 3
dillinger79

"Wcześniej piszesz, że "bezsensowne zażynanie się, chora perfekcja i droga po trupach do celu, tylko przekazywanie w muzyce uczuć, jakiejś prawdy, szczerość, pomysł, oryginalność."
-chyba się nieco zapędziłeś... zanim zaczniesz kogoś cytować, upewnij się najpierw kto jest autorem przytaczanych słów.

"aha..już...widać, ze mało się znasz na muzyce; Muzyka to nie tylko piosnki o kwiatkach, miłości i innych duperelach" - doceniam chęci dzielenia się tymi bezcennymi informacjami... rozumiem, że tam, skąd pochodzisz ten problem dotyka wiele kobiet... Ale masz moje zapewnienia- mnie to nie dotyczy...

Teraz czuję się zobligowana do podzielenia się z tobą swoją wiedzą... Otóż nie każdy prawdziwy muzyk popełnia samobójstwo. Śmiało mogę nawet powiedzieć, że znaczna większość doczekuje się nawet późnej starości! Ponadto- wiele wybitnych muzyków tworzy na najwyższym poziomie artystycznym bez babrania się w ciemnych zakamarkach ludzkiej egzystencji. Estetyka tworzenia jest tak różnorodna, jak zróżnicowane są charaktery artystów.
(P.S. Uskrzydlony nie ma nic wspólnego z przewidywalnym)

ocenił(a) film na 6
dillinger79

Curtis miał depresję NIE PRZEZ muzykę, ale muzyką wyrażał swoje uczucia. Na pewno nie miała wpływu na jego śmierć, co sugerujesz. W ogóle tutaj nie istnieje związek przyczynowo-skutkowy albo istnieje odwrotny; to, że ktoś porusza trudne tematy w swojej twórczości nie znaczy, że to muzyka ma taki wpływ na człowieka, wręcz przeciwnie. I naprawdę myślisz, że trzeba się katować? Niektórzy pewnie tak do tego podchodzą, ale na pewno nie większość, muzyka ma być miłością i pasją. Jak ktoś się zaczyna katować (jak bohater), to najwyraźniej brakuje mu czy to pasji, czy umiejętności.

ocenił(a) film na 3
AnyaBudde

Bardzo dobra recenzja - im dłużej oglądałem film, tym bardziej przecierałem oczy znając niektóre recenzje. Dobre momenty, generalnie słaby.

ocenił(a) film na 3
Beteawon

Dobrze wiedzieć, że jest garstka osób, która widzi czym ten film jest, a czym nie...

ocenił(a) film na 7
AnyaBudde

Choć film oglądało mi się bardzo dobrze to mniej więcej od momentu wypadku głównego bohatera przez cały czas myślałam dokładnie o tym o czym piszesz. W zasadzie z dwóch kompletnie niezrównoważonych psychicznie kolesi zrobili superbohaterów, którzy odnieśli sukces i są "tacy wspaniali". A zachwycona mina ojca chłopaka w ostatniej scenie... tylko potwierdziła

AnyaBudde

Niedoświetlone kadry to klimat jazzu. Efekt zamierzony.
improwizacja to słowo bardzo dobrze znane w świecie sztuki, na pewno znane nauczycielowi z najlepszej szkoły muzycznej. Jest to idealny sposób na rozróżnienie geniusza od rzemieślnika. Pozwalając grać bohaterowi utwór bez nut i ich znajomości Fletcher musiał zdawać sobie sprawę, że z tej sytuacji są dwa wyjścia. Dla niego akurat oba wygrane. Blamaż Andrew oznaczałby słodką zemstę. Genialna improwizacja oznacza osiągnięcie życiowego celu.

ocenił(a) film na 9
PatSuoma

celne spostrzeżenia :)

ocenił(a) film na 5
AnyaBudde

Przyznaję, że nie przeczytałem Twojej wypowiedzi do końca (jak już ktoś przede mną wspomniał - sporo atramentu), ale przyznaję rację co do ogólnego jej wydźwięku - ja również nie rozumiem zachwytu wokół tego filmu. Na pewno nie zasługuje na miano rewelacyjnego ani arcydzieła. W moim odczuciu gra aktorska i klimat mocno nadmuchany i sztuczny, pozbawiony wiarygodności. Dobry montaż i zdjęcia, nie widzę innych plusów.

El_Duderino_

Sztuczne dobra ok podaj film który jest dla ciebie lepszy od tego o takiej tematyce ..

AnyaBudde

Trol w połączeniu z nierozumieniem filmu pseudo intelektualista :).

ocenił(a) film na 3
zewral

Jak widać, ktoś (nawet nie "pseudo" intelektualista) tu nie rozumie pojęcia trolla. Pozdrawiam i zapraszam do lektury na wikipedii.

ocenił(a) film na 10
AnyaBudde

Jak można tak opacznie zrozumieć ten film? Wydaje mi się, że ty go w ogóle nie rozumiesz. Co dziwne komentarze świadczą o tym, że większość ludzi go nie zrozumiała.

Fletcher od początku widział w Andrew wielkiego muzyka. Nigdy nie chciał się na nim zemścić. W ostatniej scenie wreszcie wypchnął go ponad możliwości zwykłych ludzi. Fletcher stworzył wielkiego muzyka. Wykonanie Caravan przejdzie do historii, a nikt nie będzie pamiętał kim był Fletcher czy Andrew. Pozostanie tylko muzyka. Fletcher prowokował umyślnie.

ocenił(a) film na 3
marinho

Twój niepoprawny optymizm jest powalający... Ale nie ma to większego znaczenia, bo każdy wyciąga z filmu to, co mu się podoba. Jeżeli satysfakcjonuje Cię taka interpretacja filmu, to OK - ja Cię do innej przekonywać nie będę. To, co ja miałam do powiedzenia na temat tego filmu, już powiedziałam.
Jednak żenująca jest nieco Twoja opinia, że to JA "zrozumiałam film opacznie" i że go "w ogóle nie zrozumiałam"... Bo widzisz... mam identyczne zdanie na temat Twojej interpretacji, która jest wg mnie bardzo przerysowana i mocno przypudrowana. No ale OK... może tego właśnie potrzebowałeś podczas seansu- trochę inspiracji w życiu.
Niemniej jednak, uważam, że czasami nieważne jest czy film jest rewelacyjny czy beznadziejny. Chodzi o to, jakie wywołuje w człowieku emocje. Jeżeli w Tobie film wzbudził pozytywne, to 'good for you'! Dla mnie film pozostawił jedynie niesmak w ustach, poczucie straconego czasu i tytułową "Zagadkę fenomenu filmu Whiplash". NIC więcej... niestety.

ocenił(a) film na 10
AnyaBudde

Film jest niesamowity. Naprawde dawno nie widzialem tak znakomitego dziela pod kazdym wzgledem. Wszystkie szczegóły dopięte. Krew, pot na perkusji, pokazujące niezywkła pasję, walkę żeby być jeszcze lepszym w tym co się robi, żeby dojść na sam szczyt. Simons zagrał jedną z najlepszych ról w historii kina. Rezyser pokazał obraz dyrygenta, nauczyciela, który z jednej strony moze i stosuje mobbing, ale z drugiej strony chce zeby poczatkujacy muzyczy przekraczali granice. Wie doskonale jak zmotywowac ich do dalszej pracy( przyjmuje do zespolu jeszcze jedngo perkusiste, zeby Andrew doskonalil swoje umiejetnosci). Fletcher to takze dyrygent, ktory jest niezwykle punktualny( przychodzi na zajecia co do sekundy, scena z zegarem swietnie to obrazuje), muzycy maja do niech respekt. Ja nie mam pasji do muzyki, zbytnio mnie to nie kreci( lubie posluchac muzyki w radiu), ale film wywarl na mnie takie wrazenie, uderzanie paleczek o perkusje-magia! 10/10( a naprawde rzadko daje taka ocene- tylko 12 gniewnym ludzion i Zielonej Mili)

użytkownik usunięty
Bartek095

Ludziom trzeba na siłę tłumaczyć mechanizm filmowy...

ocenił(a) film na 10
marinho

No wybacz, bardzo unikam tego typu wymian zdań, ale nie mogę się powstrzymać - otóż to ty totalnie filmu nie zrozumiałeś i nie wyrażam wątpliwości co do twojej interpretacji tylko zwyczajnie ją odrzucam, bo mam absolutną pewność. Otóż Fletcher faktycznie dostrzegł w Andrew talent, ale wątpię, aby był on jego protegowanym. No wybacz, chłopak wchodzi na scenę zakrwawiony, po wypadku, nie jest w stanie utrzymać pałeczek w ręce, gdyby łysemu naprawdę zależało na Neimannie to wybaczyłby mu tę wtopę, bo to było do wybaczenia. Co na to dyrygent? Wywalił go z zespołu i utrudnił mu dalszą drogę.
Oczywiście, że Fletcher chciał się zemścić na Andrew, nie szukaj jakichś dziwnych pomysłów tam gdzie ich nie ma. Zmienił on nastawienie dopiero w momencie gdy zrozumiał co chłopak próbuje zrobić - perkusista grał "the best mo therf.uckin solo the world've ever seen", to był cel życiowy Fletchera, znaleźć kogoś, kto to zrobi.

ocenił(a) film na 10
litwosxd

posłuchaj co mówi Fletcher w scenie w barze, wyjaśnia to łopatologicznie. Gdyby powiedział do Andrew nic się nie stało, zagrasz kiedy indziej. Andrew nie wykonałby najlepszej solówki.

ocenił(a) film na 10
marinho

Fletcher nie był bogiem, nie potrafił przewidywać na tak dużą skalę. Chciałbyś, żeby tak było, ale tak nie jest. Był dupkiem, położył kreskę na Andrew. W barze powiedział część prawdy, tzn o jego pragnieniu odkrycia nowego Birda, ale sądzę, że jego opowieść jak to Andrew był jego ulubionym uczniem była mocna przesadzona i zbyt ckliwa, chciał po prostu skłonić chłopaka do zagrania w jego zespole i zniszczyć mu wszelkie widoki na przyszłość. To, że Andrew wrócił i dowalił tym genialnym występem było dla Terrence'a wielkim zaskoczeniem.
Jak mówiłem, jestem w 100% pewien swojego zdania.

ocenił(a) film na 10
litwosxd

Fletcher był dupkiem, ale nie aż tak wielkim jak Tony Montana czy Michael Corleone, jednak nie znaczy to, że był idiotą. Gdyby faktycznie zaprosił Andrew na festiwal JVC tylko z zemsty świadczyłoby to, że jego inteligencja jest na poziomie krzesła. Fletcher był wredny, ale był inteligentny, potrafił przewidywać przyszłość, przyczynę i skutek, to jest właśnie wskaźnik inteligencji. Zależało mu tylko i wyłącznie na tworzeniu ponadczasowej, genialnej muzyki, takie błahostki jak zemsta podczas festiwalu JVC uwłaczałyby jego dokonaniom muzycznym. Jest to oczywiste w scenie kiedy poprawia mu talerz! Polecam ponowny uważny seans.

Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
ocenił(a) film na 10
litwosxd

Zwróć uwagę, że Andrew w finale po raz pierwszy nie ma zmiennika na perkusji! Kiedy rezygnuje nikt nie siada na jego miejsce, jak to było wcześniej! Gdyby Fletcher chciałby się na nim zemścić posadziłby drugiego perkusistę! Wierzył, że Andrew da czadu!

ocenił(a) film na 10
marinho

Fletcher był tak poważaną osobą, że mógł sobie pozwolić na jedną wpadkę z mało utalentowanym perkusistą. Ogłosił widowni, że będzie zmiana w składzie, po prostu Andrew wrócił przed nadejściem drugiego muzyka.
Fletcher był inteligentny, ale nie miał daru przewidywania przyszłości. Poza tym w tym filmie wcale nie chodzi o to, że jego metody były czymś dobrym, pozytywnym, zniszczył psychicznie wielu ludzi! Po prostu Andrew był równie uparty, chciał być wielki za wszelką cenę, chciał mu pokazać że potrafi. Wciąż, Terrence jest czarnym charakterem tej produkcji.
Pisałem wcześniej: Fletcher w pewnym momencie zdał sobie sprawę, że chłopak usiłuje zagrać solówkę idealną, wtedy zaczął mu pomagać, podpowiadać, poprawił talerz. Ta solówka zagrana przez Andrew była tym, na co Terrence czekał całe życie. Już moją własną interpretacją, której nie jestem całkowicie pewien, jest iż duma dyrygenta z tego osiągnięcia była skierowana tylko w kierunku jego skromnej osoby, uczeń był dla niego jedynie narzędziem do osiągnięcia celu. Ale to tak swoją drogą.

ocenił(a) film na 3
marinho

Odsyłam do pełnego opisu fabuły na Wikipedii bądź na oficjalnej stronie filmu na Facebooku.

Tutaj krótki fragment:

"Months later, Andrew sees Fletcher performing at a club. They drink together and Fletcher explains that he pushes his students beyond the expected so they might achieve greatness. He invites Andrew to perform at a festival concert with his band. Andrew agrees and invites Nicole, but she is in a new relationship and declines.

Fletcher leads the band in a new piece Andrew was not given sheet music for. Fletcher reveals to Andrew that he knew all along he was responsible for getting him fired, and keeping the new piece a secret is his revenge. Andrew leaves the stage humiliated, but returns and begins playing "Caravan", interrupting Fletcher as he addresses the audience. The rest of the band joins him, and, though surprised, Fletcher follows suit. Andrew ends the performance with an extravagant drum solo; Fletcher gives a smile and nod of approval to Andrew as he finishes."

Niestety ludzie chcą widzieć w tym filmie coś, czego nie ma i nigdy nie było.

ocenił(a) film na 10
AnyaBudde

Dokładnie tak jak piszesz. Zauważcie, że Andrew po raz pierwszy nie ma zmiennika! Kiedy rezygnuje nikt nie siada na jego miejsce jak to było wcześniej! Gdyby Fletcher chciałby się na nim zemścić posadziłby drugiego perkusistę! Był jednak pewien, że Andrew da czadu!

ocenił(a) film na 3
marinho

Chyba nie zrozumiałeś przytoczonego fragmentu... On bowiem potwierdza, że Fletcherem kierowała jedynie zemsta na chłopaku, a nie jakieś górnolotne zamiary...

ocenił(a) film na 10
AnyaBudde

No bo tak było, osoby które na siłę chcą zrobić z Fletchera jakiegoś bohatera muzyki po prostu mają potrzebę pozytywnego postrzegania postaci którą lubią, ja natomiast uwielbiam Terrenca jako bohatera filmu pomimo tego jak okropną miał osobowość. Nie lubię takiego szukania w filmach rzeczy których tam nie ma, zwłaszcza, że ta dziwna, niezrozumiała interpretacja bardzo psuje "Whiplash", w którym się zakochałem.

ocenił(a) film na 3
AnyaBudde

Niestety nie mogę się z tym zgodzić i chyba stąd bierze się moja niechęć do tego filmu. Wcale nie trzeba wyrzekać się życia towarzyskiego, rodzinnego itp, alby dojść do czegoś w życiu artystycznym. Różni artyści (z górnej półki) mieli i mają przeróżne biografie.

Aby nie być gołosłowną podam przykład Jamesa Hetfielda - wokalisty i gitarzysty Metalliki, który ma wokół siebie wielu przyjaciół oraz bliskich, jest świetnym mężem i ojcem, a jednocześnie legendarnym muzykiem, który wraz ze swoim zespołem rozruszał muzykę rockową, czy trashmetalową, jak kto woli. A nawet niektórzy twierdzą, że stworzył nowy gatunek muzyki. :) Nie każdy go lubi, nie wiem, czy jest geniuszem, ale jego wkład w ciężką muzykę i ogromna popularność świadczy o tym, że można go uznać za artystę, który osiągnął wiele. :)

ocenił(a) film na 10
Vivienne2

Zwróć uwagę na plakat jaki ma Andrew w domu:

“If You Have No Talent, You'll Wind Up in a Rock Band.”

Jeśli nie masz talentu skończysz w zespole rockowym...

Jazz to inny poziom muzyki bez porównania do metalu czy rocka.

ocenił(a) film na 10
marinho

Pomyka tam jest ablility nie talent.

ocenił(a) film na 3
marinho

Chyba nie będziemy się o to spierać, słyszałeś Panterę? Jazz to nie jest muzyka poważna, którą można nazwać arcydzielną. Z całym szacunkiem, nie stoi wyżej od porządnego rocka. Po Prostu inna estetyka, Nie każdy zespół rockowy łoi w garażu na gitarach covery...

ocenił(a) film na 10
Vivienne2

Ja ci tylko tłumaczę czemu nie zrozumiałaś filmu, a ty dalej upierasz się przy swoich dywagacjach.... Pop to też inna estetyka... O gustach się nie dyskutuje. Tłumacze ci po prostu, że Andrew tak ostro ćwiczył, bo nie chciał skończyć w zespole rockowym...

ocenił(a) film na 3
AnyaBudde

Zgadzam się w stu procentach z Twoją wypowiedzią! :) Najbardziej chyba przeszkadzał mi kompletny brak pogłębienia psychologicznego postaci i ich szablonowość (trudno nawet skomentować film, w którym bohaterowie mają po jednej cesze!). Myślałam, że życie nauczyciela zostanie nam jakoś przybliżone, żebyśmy mogli zrozumieć jego dziwne zachowanie, tymczasem nie doczekałam się wyjaśnienia, bo twórcom chyba po prostu się nie chciało. A film przecież nie był taki krótki. Widać lepiej jest pięćdziesiąt razy pokazywać krew na rękach i plastry... :D

Pozdrawiam, lubię odważnych ludzi, którzy nie chwalą filmu tylko za to, że został nominowany do Oscara.

ocenił(a) film na 6
Vivienne2

Postacie dyrygenta i ucznia to tacy sami socjopaci, pozwalają ludziom którzy ich uwielbiali, kochali, podziwiali - umierać, albo ich zostawiają bo nie są dla nich wystarczająco dobrzy (dziewczyna bohatera, chłopak który się zabił, rodzina głównego bohatera)

Widzimy już w scenie z obiadem, że Andrew jest socjopatą, rodzina go chwali a następnie chwalą jego brata? kuzyna?, a on wybucha gniewem bo przecież to jest tylko 3 liga nic ważnego. Widać, że wcale nie różni się od swojego nauczyciela, obydwoje wyznają motto, albo jesteś wielki albo jesteś nikim.

Niektórzy doszukują się tu przesłania w stylu karate kid, no ale karate kid niósł aprzesłanie, że dobro zawsze zwycięża. Whiplash pokazuje, że tylko psychopaci mogą coś osiągnąć. Musisz olać swoją rodzinę, dziewczynę, życie aby zostać wielkim. Pokazuje, że nie można być legendą i żyć jak zwykły człowiek. Albo jest się kimś wielkim, albo zostaniesz zapomniany. To główny bohater powiedział sam podczas sceny kolacji. Wychodząc pokazał rodzinie, że ich nie szanuje bo według niego są ludźmi którzy szukają poklasku tylko wśród znajomych i rodziny a to dla niego nie znaczy nic.

Następnie główny bohater wraca do swojego ojca, w scenie z pedagog? prokurator? widać, że wybiera normalne życie. Ale niestety spotyka swoje alter ego, które jak diabeł daje mu ostatnią szansę, w czasie ostatniej sceny jeszcze raz może wybrać, ale jednak zostawia ojca i decyduje się zostać legendą. Pustym w środku człowiekiem, maszyną która oprócz sławy nie ma nic.

Po obejrzeniu filmu większość tutaj dostaje orgazmu i poziom adrenaliny skacze a sam widz pragnie zostać taki sam jak dyrygent czy uczeń wchodzi na forum i wypisuje bo w sumie na to tylko go stać.

Niestety film mimo zła bijącego od ekranu z obu głównych postaci, pokazuje, pokazuje samą prawdę. Albo tworzymy coś wielkiego albo wybieramy rodzinę, życie towarzyskie czy nawet swoją godność.

Nie można zjeść ciastka i mieć ciastka, musimy wybierać i ten film nam to pokazuje. Albo poświęcamy się na 100% albo zostaniemy zapomniani. Wybór stoi przed nami. Bez pieprzenia pokazuje co trzeba zrobić aby być kimś na prawdę wielkim w oczach całego świata, a nie tylko najbliższego otoczenia.


Wpis został zablokowany z uwagi na jego niezgodność z regulaminem
ocenił(a) film na 9
AnyaBudde

wow. serio. niesamowite. po pierwsze: to jest FIKCJA. bohaterowie mogą być tacy jak sobie zażyczy twórca. tak samo sytuacje. po drugie: nauczyciel zły a uczeń wpatrzony w mistrza. so what?? film jest świetnie zmontowany, muzyka super, postaci bardzo dobrze zagrane, historia wciągająca i przerażająca. więc nie wiem właściwie po co Twój moralizatorski ton na temat tego jak powinien wyglądać film o dążeniu muzyka do sukcesu.

ocenił(a) film na 9
AnyaBudde

" Ja jedynie widzę amatorskie kino zrobione w 19 dni. Kiepski montaż, kiepskie zdjęcia,"
Hmm chyba chciałbym cię dotknąć. Rzadko spotyka się takich zaślepionych malkontentów.
Oprócz tego zdania, w którym 'przegiąłeś pałę', to tak właściwie nie oceniasz filmu. Oceniasz przez zimne zabrudzone szkiełko prawdobodobieństwo i racjonalność sytuacji i postaci. Więc serio pytanie - to się dla ciebie liczy w kinie? Jeśli tak, to bardzo przykre.

ocenił(a) film na 3
HUtH

Czytam i czytam i próbuję Cię zrozumieć, ale niestety nie potrafię... NIC mi się tu nie klei.

Mamy tu jeden cytat w postaci 2 krótkich zdań wyrwanych z kontekstu, który rozpoczyna Twoją wypowiedź. Oraz niejasną konkluzję: 'to się dla ciebie liczy w kinie? Jeśli tak, to bardzo przykre.' - Jeśli Twoje wnioski są wyciągnięte na podstawie przytoczonego cytatu, to wielki ukłon w Twoją stronę za czytanie ze zrozumieniem pierwotnego tekstu...

Następnie:
"Hmm chyba chciałbym cię dotknąć." (???) - bardzo dziwne zdanie

"Rzadko spotyka się takich zaślepionych malkontentów." - Rozumiem, że nazywasz mnie malkontentem, bo moja opinia na temat filmu nie jest wyrażona w samych superlatywach, jak to wygląda w przypadku tłumu odbiorców... (?) Więc muszę Cię oświecić - jedna negatywna ocena pojedynczego filmu nie ma mocy uczynienia z kogokolwiek tetryka. Ba! nawet całe tuziny negatywnych ocen filmów nie świadczą o charakterze człowieka, a jedynie o jego preferencjach, gustach i poczuciu smaku. Malkontent to osoba doszukująca się wad we WSZYSTKIM dookoła, to ktoś wiecznie niezadowolony. I chyba nie muszę tu wspominać, że nie posiadasz żadnej wiedzy na temat mojej osoby, osobowości i charakteru...

"Oprócz tego zdania, w którym 'przegiąłeś pałę', to tak właściwie nie oceniasz filmu." - brak tu logiki i nie wiem jak mam to rozumieć. (P.S. jeżeli to 'przegiąłeś pałę' odnosi się do mnie to /tak by the way/ -jestem kobietą)

"Oceniasz przez zimne zabrudzone szkiełko prawdobodobieństwo i racjonalność sytuacji i postaci." - brak rozwinięcia myśli, więc w efekcie powstały puste frazesy

ocenił(a) film na 9
AnyaBudde

"NIC mi się tu nie klei. "
No, jeśli tobie się nawet prosty jak budowa cepa Whiplash nie klei...

"bardzo dziwne zdanie"
Haha, a mnie dziwi twoje zdziwienie, piszesz tak jakbyś w ogóle nie czuła i nie rozumiała, co to zdanie przekazuje. Czemu tu się dziwić? :)

Nazywam cię malkontentem. Przecież rozmawiamy w kontekście tego filmu, jako nieznajome sobie wirtualne awatary, na forum dotyczącym tego właśnie filmu, więc chyba jasne, że odnoszę się tylko do ciebie tu w tym wirtualnym kontekście, a nie ogólnie. No i - że tak powiem - malkontencisz, ponieważ usilnie rozkładasz na czynniki pierwsze to, co w tym filmie gra najmniejszą rolę i właściwie nie powinno stanowić głównego przedmiotu rozważania. 'Sytuacja niemożliwa!' - co z tego? 'Bohaterowie płascy, beznadziejni i żałośni!' - bo to nie kino dramatyczne skupiające się wyłącznie na ludziach? Poza tym, jak można oceniać film przez pryzmat sympatii lub jej braku do bohatera? 'Zamysł i idea jakże niestostosowny, by nie rzec bezsensowny' - nie otrzymałaś wizji, która zgadzałaby się z twoim światopoglądem? Kwestionujesz wybory i postawy bohaterów, bo nie tak chciałabyś je widzieć? To straszne... Pisz reklamacje do kina. Albo oglądaj "słuszne" kino radzieckie.
Poza tym jeszcze raz: uwaga, że w filmie jest kiepski montaż i zdjęcia(może jeszcze dźwięk??) stawia cię jako jakiegoś zupełnego narzekacza, który się nakręca im dalej brnie w recenzowanie filmu... Życzę ci przemyślenia sobie stosunku do tego filmu, żebyś czerpała przyjemność z niego, jako dzieła-widowiska, a nie jako czegoś, co ma się ci tylko podobać, jak jakaś zabawka.
Pozdrawiam.

ocenił(a) film na 9
AnyaBudde

przyglądam się dyskusji i mam nieodparte wrażenie że autorka krytyki zbytnio skupiła się na szczegółach, drobiazgach i być może dlatego umknął jej głębszy sens tego obrazu... ( choć oczywiście mógł też nie trafić w gusta, szanuję zdanie oponentów)
Przyznam że bardzo dotknął mnie ten film, rozedrgał eemocjonalnie, wprawił w rezonans tak, że długo nie mogłem dojść do siebie. Może kluczem do tego filmu są właśnie emocje? Może kluczem jest nuta, fraza i tempo? Może nie należy dociekać tysiąca szczególików , które ku naszej uciesze, pogrążają twórców? Przecież historia dość banalna , przecież, jak ktoś wspomniał , strasznie płytkie postacie, przecież ktoś innny od razu wiedział co będzie dalej.
Może jednak odrzucając te wszystkie ograniczenia dać się ponieść tej historii? Może nie przez przypadek autor skupił się na dwóch postaciach? może nie przypadkowo pominął bardziej lub mniej inne wątki tej historii? Może nie przypadkowo to wszystko pędzi w rytm muzyki improwizowanej?
Dla mnie kino które wzbudza emocje, skłania do dyskusji, nie pozwala zapomnieć - to dobre kino.

ocenił(a) film na 3
Nusrat

Autorka tekstu najpierw łyka film w całości i (po wstępnej ocenie) dopiero podczas trawienia rozbija je na części pierwsze...
Tak jak wspomniałeś- film zupełnie nie jest w moim guście... pod wieloma względami. Ale nie to jest tematem tytułowego wątku. Whiplash to po prostu kolejna pozycja w bazie filmów (tej, która zawiera tysiące filmów o przeróżnej jakości). To, że jakiś film komuś się podoba, a do kogoś innego nie przemawia, jest czymś normalnym. To jedynie kwestia gustu. W przypadku Whiplash natomiast zaskakuje mnie owy fenomen i gloryfikacja filmu. Dla mnie na miano "najlepszego filmu wszech czasów" zasługuje film, który reprezentuje sobą coś, więcej niż Whiplash jest w stanie zaoferować praktycznie w każdym aspekcie: reżyseria, scenariusz, scenografia, zdjęcia, montaż, dźwięk, muzyka, gra aktorska. (I nie mówię tutaj o systemie 1-0, w którym coś albo jest dobre albo złe.) Dla mnie Whiplash w każdej z tych kategorii plasuje się gdzieś pośrodku. Czyli mimo tego, że nie jest tragiczny w tych kwestiach, to nie jest też rewelacyjny. A to automatyczne dyskredytuje go do otrzymania miana Arcydzieła Wszech Czasów. Tytułowy wątek dotyczy próby zrozumienia społeczeństwa, które popada właśnie w owe schematy.

Tobie film się spodobał, bo wzbudził w Tobie podkłady emocji, skłonił do refleksji.. i to jest OK. Kino to rozrywka i każdy powinien wynieść z niego coś indywidualnego. Tego się nie neguje, bo nie da się fizycznie zmierzyć gustu i wrażliwości emocjonalnej człowieka. Odebrałeś ten film całościowo i całościowo Ci się spodobał. Nie czułeś potrzeby rozbierania go na części pierwsze i weryfikowania jego jakości w różnych kategoriach. I to też jest OK, bo nikt nie ma takiego obowiązku.
Ale z drugiej strony każdy ma do tego prawo. I ja z niego skorzystałam, bo film do mnie nie trafia nawet w 10%. Był to dla mnie swoistego rodzaju "Oscarowy obowiązek". Gdyby nie te wszystkie nominacje i gloryfikacje, nigdy bym filmu nie zobaczyła. Gdyby to był jakiś nieznany film i moje zupełnie neutralne nastawienie, to film odszedłby do lamusa po 10 minutach seansu... Ale oscarowy obowiązek "zmusił" mnie do pełnego seansu... A co za tym idzie - tytułowej refleksji...

ocenił(a) film na 9
AnyaBudde

nasze oceny są subiektywne to oczywiste. Osobiście wcale nie uważam tego filmu za arcydzieło. Nie zauważyłem też tego całego zamieszania o którym wspominasz ( gloryfikacji, traktowania filmu jako fenomenu).
Nie zgodzę się jednak zdecydowanie z Twoją opinią odnośnie montażu, dźwięku , gry aktorskiej i wreszcie muzyki.
Muzyka jest w tym filmie akurat rewelacyjna, świetnie dobrana pod kątem całego wątku i fabuły. Wybrane utwory celowo są powtarzane tak byśmy mieli okazję wychwycić różnice , spełniają rolę klamry, stale powracającego motywu, zabieg jakże często w muzyce jazzowej stosowany.
Montaż dźwięku to majstersztyk .
Gra aktorska Simmonsa też była na bardzo wysokim poziomie - myślę że nie popełnię tym stwierdzeniem nadużycia.
Wyrażanie swoich opinii , nawet podobnych do siebie, wcale nie musi być schematem , mam nadzieję że to też bierzesz pod uwagę w swoich rozważaniach.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones