Recenzja filmu

Szepczący w ciemności (2011)
Sean Branney
Matt Foyer
Barry Lynch

Szepty i krzyki

Wspólne przedsięwzięcie Seana Branneya i Andrew Lemana to sentymentalna podróż w czasy starego kina i jako taka, dostarcza odbiorcy niebywałej frajdy.
Howard Phillips Lovecraft nigdy nie miał wielkiego szczęścia do filmowców. Z pewnością wynika to z faktu, iż specyficzny nastrój, jakim przesiąknięta jest jego proza, niezwykle trudny jest do oddania na ekranie. Misternie generowany niepokój, lęk przed nieznanym, niedopowiedzenie - to najważniejsze cechy literackiego stylu autora "Przypadku Charlesa Dextera Warda". Większość jego adaptatorów nie może z kolei oprzeć się pokusie nadmiernej dosłowności, a efekty takiego postępowania w najlepszym razie określić można jako rozczarowujące: zamiast sugestywności demonicznego szeptu, otrzymujemy ordynarny krzyk.

Jak w przypadku każdej reguły, tak i tutaj istnieją jednak wyjątki. Miłą odskocznię od marnego poziomu lovecraftowskich ekranizacji stanowi skromna produkcja z 2005 roku, stworzona przez grupkę niezależnych twórców, będąca pierwszą próbą przeniesienia na taśmę filmową jednego z najbardziej znanych utworów pisarza. Zrealizowany pod patronatem H. P. Lovecraft Historical Society "Zew Cthulhu" pomyślany został jako hołd dla klasycznego kina grozy. Czarno-biały, niemy obraz okazał się być eksperymentem tyleż frapującym, co i trafionym, spotykając się z aprobatą oddanych miłośników twórczości "samotnika z Providence".

Odpowiedzialny za wspomniane przedsięwzięcie zestaw twórców, sześć lat później zaprezentował światu "Szepczącego w ciemności": oparty na opowiadaniu pod tym samym tytułem horror science-fiction, w którym ponownie niebagatelną rolę odgrywa daleko posunięta stylizacja. Tym razem inspiracji dostarczyły dokonania takich reżyserów, jak Tod Browning czy James Whale, co znajduje odzwierciedlenie zarówno w sposobie narracji, jak i sposobie filmowania poszczególnych scen. W efekcie otrzymujemy subtelnie skrojony pastisz, który puszczając do widza oko, nie przestaje jednocześnie kokietować za pomocą pieczołowicie generowanej atmosfery grozy.

Wspólne przedsięwzięcie Seana Branneya i Andrew Lemana to sentymentalna podróż w czasy starego kina i jako taka, dostarcza odbiorcy niebywałej frajdy. Fabularne naiwności idealnie korespondują z archaicznymi rozwiązaniami wprost z katalogu "opowieści niesamowitych", a ukłony względem czołowych przedstawicieli kinowego horroru podawane są w sposób inteligentny i nienachalny. Szkoda jedynie, iż gdzieś w drugiej połowie, twórców zawodzi inwencja, a czar nostalgicznej przygody zostaje zmącony za sprawą zastosowania najnowszych technik komputerowych. Wykorzystane w celu powołania do życia krabich stworów, tanie efekty CGI, stanowią bolesny dysonans względem szlachetnych wzorców, jakimi posiłkowali się autorzy projektu. Nie da się również ukryć, że w finałowych partiach napięcie znacząco spada, a cała rozrywka nabiera nieco mechanicznego charakteru.

Nawet jeśli jednak "Szepczący w ciemności" przynosi w pewnej mierze zawód, za sprawą czy to budżetowych ograniczeń czy też nieprzemyślanych decyzji, jest to z pewnością jedna z najciekawszych propozycji z rejonów mitologii Cthulhu, jaką kino zaserwowało nam na przestrzeni ostatnich dwóch - trzech dekad. W wykonanej przez Branneya i Lemana pracy czuć autentyczny entuzjazm i poczucie misji, które sprawiają, że nie sposób podejść do ich dzieła bez choćby cienia sympatii.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W 2005 na rynku zawitał "Zew Cthulhu", wystylizowana na obraz epoki kina niemego adaptacja opowiadania... czytaj więcej
Myślę, że nie da się ukryć, iż twórczość H. P. Lovecrafta przeżywa właśnie swój renesans. Jak grzyby po... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones