Film trwa 130 minut. Przez 120 minut czułem, że oglądam kompletną chałę... Masa
nieścisłości, mało przekonujących scen i tyle. Raz jak wpadają na luzie do kryjówki
meneli, potem zachowanie pani prokurator w sądzie, wątek z pedofilią, bezwzględny
urzędnik, kradzież kasety z miejsca zbrodni (bez rękawiczek), morderstwo na mafiozie.
Cóż powiedzieć, nic nowego, a na dodatek bez ładu i składu. Cały czas zastanawiałem
się co tacy mistrzowie aktorstwa jak Gere i Norton robią w takim gniocie. Do końca
wytrwałem właśnie dla nich. Kiedy skończyła się rozprawa i pojawiła się na ckliwa
scenka z parka prawników myślałem, że wstanę i napiszę list protestacyjny do obu wyżej
wspomnianych panów. Po obejrzeniu końcówki zamarłem. Przez dwie godziny pan
Gregory Hoblit robił mnie w konia. Świadomie nakręcił gniota i nafaszerował go
tandetnymi wątkami, żeby widz utwierdził się w przekonaniu, że faktycznie ogląda
wyjątkowo idiotyczne, hollywoodzkie filmidło. Kiedy widz kupi już cały podstęp, reżyser
ustami Nortona kpi sobie w żywe oczy z widza. Przecież wszystkie słowa wypowiedziane
niby do Gere'a, w rzeczywistości odnoszą się do widza. Na czele z "Miałem Cię za kogoś
inteligentnego... nigdy nie było Aarona. Był tylko Ray." Dla mnie "Primal Fear" jest po
prostu arcydziełem i o tyle genialnym, że przez dwie godziny oszukującym w wyjątkowo
podstępny sposób widza, tylko po to, aby na sam koniec kopnąć przysypiającego widza
w zęby...
Tekst z szyją nie był błędem. Po jego wypowiedzeniu widać przez chwilę twarz Aarona (z profilu): jest wyczekująca. Czeka na reakcję Marty;ego, czeka czy Marty załapie aluzje... i załapał.
to ja na odwrót, zakończenie mnie nie zaskoczyło, raczej takie przewidywałam- jest to częsty motyw w kryminałach, że pierwszy podejrzany okazuje się winny, a najoczywistsze rozwiązanie prawdziwe. np kryminały Christie, tejże Świadek oskarżenia, podobna była też Diagnoza zbrodni też z Gerem. Film nie porwał mnie, ale ma świetne aktorstwo i porusza ciekawe kwestie społeczne jak los dzieci z ulicy i pedofila w kościele dlatego 7/10.
Moje zdanie. Mnie też zakończenie nie zaskoczyło. Ponieważ film mnie nudził, więc co jakiś czas zerkałem na zegarek. Gdy film się kończył spojrzałem i okazało się, że pozostało jeszcze 25 min, więc coś jeszcze musi się wydarzyć. Gdy pojawił się finalny finał moja reakcja była taka: - Aha. Żadnego zaskoczenia. Powiem nawet, że to było rozczarowanie. Jeśli miał nastąpić gwałtowny zwrot akcji to w jakim kierunku? No właśnie w tym, w którym nastąpił. Chyba że film miałby pomysłowego reżysera. Ale przez 2 godziny reżyser błyskotliwością się nie popisał.
Film nudny, niewciągający. Zakończenie banalnie sensacyjne.
Stawiam 6 pkt tylko ze względu na Nortona. Tylko ten aktor ratuje ten film od zapomnienia.
Nic wielkiego, typowy thriller z zaskakującą końcówką :)) gra >podziemny krąg > psychoza > wyspa tajmenic.
Kiedy widz kupi już cały podstęp, reżyser
ustami Nortona kpi sobie w żywe oczy z widza. Przecież wszystkie słowa wypowiedziane
niby do Gere'a, w rzeczywistości odnoszą się do widza. Na czele z "Miałem Cię za kogoś
inteligentnego... nigdy nie było Aarona. Był tylko Ray." Dla mnie "Primal Fear" jest po
prostu arcydziełem i o tyle genialnym, że przez dwie godziny oszukującym w wyjątkowo
podstępny sposób widza, tylko po to, aby na sam koniec kopnąć przysypiającego widza
w zęby...
w sedno !
Przecież już w połowie filmu można było pomyśleć, że Norton udaje, więc nie wiem co tak przeżywasz jak mrówka okres :D
Może nie arcydzieło, ale miałam te same wrażenia, że film jest naprawdę słaby, a na końcu pojawiła się wgniatająca scena.
Dałeś temu gniotowi (jak sam go nazwałeś) 10 punktów tylko dlatego, bo spodobały ci się ostatnie 3 minuty filmu? Trochę więcej obiektywizmu. potem człowiek dziwi się, że tanie chały znajdują się tak wysoko w rankingach ocen...
Moim zdaniem niespójności w tym filmie było bardzo mało, ale jednak Veil jak na tak wziętego prawnika przeoczył jeden aspekt MEGA psujący intrygę Roya i aż jestem w szoku, że zdaje się. że nikt na forum tego nie komentuje (tj. ja po przeczytaniu sporej ilości komentarzy na taki nie trafiłam, ale oczywiście nie przeczytałam wszystkiego).
Gdy w toku śledztwa okazuje się, że Aaron/Roy jest niepoczytalny i ma rozdwojenie jaźni (sceny z psycholog, Royem & Veilem) często pada, że "nie możemy zmienić linii obrony". Ale czy już nikt nie pamięta JAKA była linia obrony? "nie możemy zmienić linii obrony, bo mówiliśmy od początku, że w pokoju był ktoś TRZECI".
No właśnie!
Ktoś trzeci - Aaron w jednym z pierwszych rozmów powiedział Veilowi, że tuż przed tym jak "stracił czas" zobaczył kogoś nad ciałem duchownego, kto go zabijał. Powiedział, że to PAMIĘTA.
Potem z psycholog Veil ustala że zabójstwa dokonał Roy, a Aaron tego NIE PAMIĘTA.
Jest już jasne, że zabójstwa dokonał Aaron/Roy. Aaron nie mógł więc widzieć nikogo innego nad ciałem trupa.
To był szczegół, który na dużo wcześniej przed "proszę przeprosić panią prokurator" wydał kłamstwo Aarona/Roya
A Veil to kompletnie przeoczył.
Niestety ale ten szczegół mocno psuje dla mnie intrygę całego filmu i nie jest to już taki majstersztyk w moich oczach, mimo że ogólnie ta intryga jest bardzo mocno utkana.
Zabieg z tym, że w filmie pojawia się milion innych wątków, kompletnie zdejmujących uwagę z zabójcy - bardzo udany.
Z minusów nierealnym jest dla mnie tylko to, że nie zostali przesłuchani inni ministranci, ani nie zostało zbadane co się stało z zaginioną dziewczyną, na wielu płaszczyznach (zwłaszcza jak na tak głośny proces) śledztwo wydawało się przeprowadzone powierzchownie i na wielu poziomach sprawiało wrażenie, że sąd to teatr - liczy się kogo przekonasz swoją "prawniczą grą aktorską" i jaką historię pokażesz/sprzedasz sędziom i przysięgłym, jakie show zrobisz na sali sądowej, a nie to jak rzetelnie jest odwalona robota.
Ale to film, a nie życie, więc jest to wybaczalne, od tego są filmy, żeby było emocjonalnie = ot naprawdę dobra rozrywka na luźny wieczór ;)